Strony

piątek, 28 kwietnia 2017

"Nano" Robin Cook - recenzja

Tytuł: "Nano"
Autor: Robin Cook
Gatunek: thriller medyczny
Wydawnictwo: REBIS
Cykl: Pia Grazdani, tom 2



Lubię thrillery medyczne, więc z zainteresowaniem zabrałam się za "Nano". W trakcie lektury jednak zorientowałam się, że to kolejny tom cyklu. Potwierdziłam moje podejrzenia w sieci. "Nano" to dalsze losy doktor Pii Grazdani. Muszę przyznać, że trochę mnie irytowała świadomość, że nie czytałam początku tej historii, bo w trakcie lektury często pojawiały się nawiązania do pierwszego tomu. Trudno, może kiedyś na niego trafię, wtedy uzupełnię znajomość tej serii. 

Nano to firma, której pracownicy skupiają się na rozpracowaniu nanotechnologii. Wśród nich znajduje się nasza bohaterka. Pia jednak, w odróżnieniu od pozostałych laborantów, nie poprzestaje na wykonywaniu bezrefleksyjnie swojej części roboty. Zaczyna zastanawiać się nad tym, do czego prowadzą prace w firmie i dlaczego to miejsce jest tak strasznie tajemnicze. Zazwyczaj przecież nie ma problemu z tym, żeby wejść do innych pomieszczeń w placówce, w której się pracuje albo zamienić chociaż kilka słów z pracownikami innych sekcji. Tutaj nie jest to takie proste. Wszędzie ochroniarze, zabezpieczenia w postaci kodów i czytników tęczówek. W dodatku nikt nie chce odpowiedzieć na jej pytania. To naprawdę zastanawiające... Do tego jeszcze szef Pii zagiął na nią parol i usiłuje za wszelką cenę ją zdobyć. Dziewczyna nie jest zachwycona jego umizgami, szczególnie, że zdiagnozowano u niej zaburzenia w nawiązywaniu więzi międzyludzkich, więc na chwilę obecną jest sama i nie zamierza tego zmieniać. Czy zmieni zdanie, by dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi? Na ile pozwoli zbliżyć się prezesowi? Co z tego wyniknie? Czy George znów ruszy jej na pomoc? I kim jest Paul? Wiele pytań, na które odpowiedzi znajdziecie w powieści. Krótkie, lecz treściwe rozdziały czyta się szybko i z zainteresowaniem. Akcja jest wartka, choć włos nie jeży się na głowie. Jednak uważam, że Cook napisał kawał dobrej powieści i warto poświęcić jej kilka wieczorów :-)

czwartek, 20 kwietnia 2017

"Willow" V. C. Andrews - recenzja

Tytuł: "Willow"
Autor: V. C. Andrews
Gatunek: literatura obyczajowa
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Cykl: Rodzina de Beers, tom 1


Sięgając po pierwszy tom kolejnej serii Virginii Andrews zastanawiałam się, czy spodoba mi się historia kolejnej rodziny. Czy intryga będzie tak mroczna, jak w poprzednich sagach? Czy bohaterowie przeżyją tak wiele, jak ci, których już poznałam? Czy nie będę mogła oderwać się od nowej opowieści? Po lekturze uczucia mam mieszane...

Tytułowa Willow to główna bohaterka tego cyklu. Dziewczyna, która mimo młodego wieku, wiele już w swoim życiu przeszła. Została adoptowana przez szanowaną rodzinę De Beers, o czym nie pozwala jej zapomnieć matka adopcyjna. Od najmłodszych lat dziewczynka musi też wciąż na nowo słuchać historii o tym, że jej rodzoną matką była pacjentka z kliniki psychiatrycznej ojca. Pani De Beers odnajdywała perwersyjną wprost radość w doszukiwaniu się w dziecku symptomów jakiejkolwiek choroby psychicznej. Uważała bowiem, że skoro jej matka była "psychiczna", Willow z pewnością odziedziczyła wszystkie złe geny i lada chwila sama zacznie zachowywać się dziwnie. Ojciec rodziny wprawdzie stopował zapędy żony w tym temacie, ale równocześnie ukrywał swoje uczucia w stosunku do dziewczynki. W rezultacie Willow dorastała wśród ciągłych narzekań adopcyjnej matki i  w obliczu dystansu uczuciowego ojca. Czuła jego miłość, jednak zachowanie mężczyzny wcale nie wskazywało na to, by pragnął ją po ojcowsku przytulić czy chociaż obdarzyć cieplejszym uśmiechem. 
Wszystko zmienia się, kiedy dziewczyna, będąca już studentką, dowiaduje się o tym, że ojciec znalazł się w szpitalu. Jak najszybciej wraca do domu, jednak zabraknie jej dwudziestu minut, by się z nim pożegnać. Tym samym Willow zostaje sierotą, ponieważ jej matka adopcyjna ginie w wypadku samochodowym trzy lata wcześniej. Sytuacja jest naprawdę trudna. Ojciec jednak, pragmatyczny i niezwykle uporządkowany, zadbał o wszystko zawczasu. Willow dziedziczy cały jego majątek. Dodatkowo otrzymuje od rodzinnego prawnika tajemniczą kopertę, w której znajduje się list i coś jeszcze od ojca dla niej. Dziewczyna dostaje instrukcje, by otworzyć i przeczytać zawartość koperty na osobności. Nie jest to łatwe zadanie, ponieważ siostra jej ojca to niezwykle wścibska i nachalna osoba. Willow znajduje jednak w sobie siłę, by trzymać kobietę na dystans, co nie spotyka się ze zrozumieniem tej ostatniej. Ciotka Agnes chciałaby kontrolować każdy krok bratanicy... Co znalazła Willow w kopercie? Z pozoru nic szczególnego. Ojciec zostawił jej list i pamiętnik, który pisał przez jakiś czas. Co dziewczyna znalazła w jego zapiskach? Nie zdradzę, bo to byłby spoiler :-) W każdym razie historia, którą dziewczyna przeczytała sprawiła, że spojrzała na swojego ojca pod zupełnie innym kątem. To, czego dowiedziała się z pamiętnika sprawiło, że wyruszyła tropem swoich korzeni. Zapragnęła odnaleźć osobę, której nie znała, a tak bardzo pragnęła być częścią jej życia. O kogo chodzi? Czy Willow uda się ułożyć życie na nowo? Kto jej w tym pomoże, a kto będzie próbował zawrócić ją z obranej drogi? Pytań jest wiele, a odpowiedzi znajdziecie podczas lektury książki. 

Chociaż po przeczytaniu "Kwiatów na poddaszu" spodziewałam się bardziej mrocznego klimatu, nie uważam czasu spędzonego z tą książką za stracony. Czytałam z zainteresowaniem, odkrywając wraz z Willow kolejne tajemnice i obserwując bohaterów świata, do którego weszła w poszukiwaniu kogoś dla niej ważnego. Podobała mi się bezkompromisowość tej młodej dziewczyny, która nie ugięła się pod presją nowego towarzystwa, dla którego najważniejsza była dobra zabawa i pieniądze. Irytował mnie może trochę pompatyczny momentami język powieści, ale dało się go zignorować, skupiając się na fabule. Książka zapowiada kolejne ciekawe tomy, więc mam nadzieję, że niedługo będę mogła poznać dalsze losy Willow.

Polecam wszystkim, którzy lubią sagi rodzinne i ich tajemnice.

sobota, 15 kwietnia 2017

"Czarny zakon" James Rollins - recenzja

Tytuł: "Czarny zakon"
Autor: James Rollins
Liczba stron: 512
Wydawnictwo: Albatros
cykl: Sigma, tom 3

Moja ocena: 10/10



Kolejny tom cyklu SIGMA pochłonął mnie bez reszty, szczególnie, że tym razem bohaterowie musieli zmierzyć się z tematyką, która mnie interesuje, czyli ogólnie - eksperymentami nazistów... W trzecim tomie serii śledzimy trzy główne wątki, które początkowo rozgrywają się niezależnie, jednak w miarę lektury zaczynają się zazębiać i przenikać. 
Wprowadzeniem jest historia rozgrywająca się w 1945 roku. Naukowcy Hugo Hirszfeld i jego córka, Tola, pracowali dla Hitlera nad rozwiązaniem zagadki stworzenia nadczłowieka. Ingerencja w przebieg ewolucji to niełatwy temat, pełen niejasności i wątpliwości natury moralnej. Nie wszyscy jednak tę niepewność odczuwali... Hirszfeldowie tak. Innym, nazistom, chodziło przede wszystkim o zdobycie recepty na stworzenie człowieka idealnego. Hugo i Tola powołali do życia dziecko... Nadczłowieka? Możliwe. Jednak niemowlę znalazło się w niebezpieczeństwie. Tola poświęciła swoje życie, by je uratować. Kwilące niemowlę znalazł ojciec Varick i choć zdumiał go dziwny tatuaż na stópce dziecka, zdecydował, że zabierze je do klasztoru, w którym mieszkał z braćmi. Niemowlę to było początkiem tej skomplikowanej i pełnej zwrotów akcji opowieści. 
Z zapartym tchem śledziłam losy szefa Sigmy, Paintera Crowe'a, oraz Lisy Cummings, lekarki, którzy znaleźli się w Himalajach, gdzie usiłowali zbadać dziwną epidemię. Mieszkający tam mnisi z niewiadomych przyczyn tracili rozum i mordowali się nawzajem. Ktoś nie chciał jednak, by prawda wyszła na jaw. Życie Paintera i Lisy zawisło na włosku...
Tymczasem w Danii agent Sigmy, Gray,  obserwuje ciekawe zjawisko. Ktoś bardzo interesuje się konkretnymi dokumentami z czasów wiktoriańskich, a szczególnie Biblią Darwina, TEGO Darwina. Kiedy Gray już ma ją w zasięgu ręki, nieznani sprawcy atakują antykwariat, w którym przebywa mężczyzna. Podczas napadu ginie właścicielka księgarni i wspomnianej Księgi. Przy życiu zostaje jednak jej przyszywana wnuczka, Fiona, która ucieka wraz z Grayem. Co z tego wyniknie? Zdradzę tylko, że Fiona to dość nietypowa nastolatka i świetny z niej kieszonkowiec.
Trzeci wątek łączy dwa poprzednie, kiedy bohaterowie spotykają się w RPA. Ich ścieżki krzyżują się w owianej tajemnicą posiadłości pewnego miliardera, Waalenberga, ukrytej w rezerwacie dzikiej przyrody. Jak bardzo dzikiej? Kim są nienaturalnie białowłosi i błękitnoocy ludzie przewijający się wśród napastników? Kto kogo będzie musiał ratować w twierdzy Waalenbergów? Czym jest Dzwon i dlaczego należy jak najszybciej znaleźć antidotum na jego śmiercionośne działanie? Pytań jest wiele, Rollins nie daje nam się nudzić. Być może ktoś uzna, że pojawiające się w trakcie lektury wywody naukowe są zbyt trudne lub nudne, ale myślę, że są wyważone i wcale nie ma potrzeby rozumienia wszystkiego. To nie lekcja w szkole, za którą można dostać zła ocenę. Wystarczy "złapać" tyle, ile potrzeba do zrozumienia fabuły. Nie przepadam za naukami ścisłymi, a nie znudziły mnie naukowe dialogi bohaterów. Jeśli dodamy do tego wartką akcję, nieoczekiwane zwroty i bardzo dobrze nakreślonych bohaterów, otrzymamy świetną powieść przygodową z historyczno-naukowymi elementami. 
Polecam z czystym sumieniem :-)

wtorek, 4 kwietnia 2017

"Dom ech" Barbara Erskine - recenzja

Tytuł: "Dom ech"
Autor: Barbara Erskine
Liczba stron: 488
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Moja ocena: 9/10



Nie do końca byłam przekonana czy chcę przeczytać tę książkę (okładka nie motywuje...), ale kiedy spojrzałam na opis z tyłu, spodobał mi się na tyle, że postanowiłam spróbować. I nie żałuję. Książka wciąga od pierwszej strony i naprawdę trudno się od niej oderwać. 
Główną bohaterką jest Joss Grant, kobieta adoptowana w dzieciństwie, która postanawia odnaleźć swoją biologiczną matkę. Niby nic niezwykłego, przecież mnóstwo ludzi jest adoptowanych i często decydują się prędzej czy później na podjęcie próby poznania swojej przeszłości. Nie inaczej było z Joss. Kobieta dowiaduje się, że jej rodzona matka zmarła kilka lat wcześniej, ale w toku poszukiwań okazuje się, że zapisała jej w testamencie dom. Trochę dziwne wydaje się to, że zaznaczyła pewien warunek jego otrzymania. Joss miała się sama zgłosić do adwokata, u którego matka pozostawiła swoją ostatnią wolę, a nie odwrotnie. Prawnik miał bowiem zakaz poszukiwania i kontaktowania się z nią... 
Dom spada kobiecie jak manna z nieba, bo właśnie znalazła się z rodziną w naprawdę ciężkiej sytuacji. Wspólnik jej męża zniknął z wszystkimi pieniędzmi, zostawiając ich z niczym. Postanawiają więc przenieść się do rodzinnego domu Joss o tajemniczej nazwie Belhedon Hall. Wkrótce okazuje się, że o domu tym krążą jednak straszne historie. Ludzie mówią, że jest nawiedzony, że ciąży na nim klątwa. Joss powoli odkrywa kolejne karty historii swojej rodziny i nie są to bynajmniej radosne wieści. Okazuje się, że bardzo wiele osób zmarło w tym właśnie domu, z różnych przyczyn. Najczęściej były to nieszczęśliwe wypadki z udziałem małych dzieci, tylko chłopców. Poza tym dom jest ogromny, zimny i trochę straszny. Joss w miarę poznawania jego historii z różnych źródeł zaczyna wierzyć w plotki o duchach, które go zamieszkują. Jej mąż, rzecz jasna, ma odmienne zdanie i nie chce nawet słyszeć o wyprowadzce. Zresztą i tak nie mają na to pieniędzy. Co odkryła Joss przeszukując lokalne archiwa? Kto pomaga jej w odkrywaniu tajemnic domostwa? Czy faktycznie komuś z nich grozi niebezpieczeństwo? A może kobieta postradała zmysły od nadmiaru strasznych historii opowiadanych przez okolicznych mieszkańców? Trudno stwierdzić. Autorka nie ułatwia czytelnikowi zadania prezentując różne reakcje postaci i ich zdanie na ten temat. Jawa przeplata się ze snem, a świat duchów przenika się z tym realnym. Czyje samochodziki znajduje synek Joss? Dla kogo zostawiane są białe róże? Kim są Georgie i Sam? Ile osób będzie musiało zginąć, zanim Joss dowie się czegoś konkretnego i odkryje źródło zła panoszącego się w jej domu? Wszystkiego dowiecie się z książki, która naprawdę wciąga. Polecam tym, którzy lubią się trochę bać ;-)   
Jeden punkt odjęłam za zbyt wiele powtarzających się wciąż i wciąż "białych jak śnieg twarzy" i temu podobnych opisów stanu emocjonalnego bohaterów :-)