Znów zaryzykowałam, sięgając po kolejny debiut z wydawnictwa Initium. Zaintrygował mnie wątek komisarza policji z własnym kodeksem moralnym, opierającym się na pewnym motywie ze Starego Testamentu. Byłam ciekawa, jaki to będzie człowiek i jakich wydarzeń będzie bohaterem.
Młodziewice to niewielkie miasteczko na Mazurach. Kiedy w tym spokojnym i pięknym uzdrowisku zaczynają umierać bezdomni, lokalni policjanci rozpoczynają śledztwo. Z komendy wojewódzkiej przybywa komisarz Wiktor Bogart, który ma pracować z podkomisarzem Karolem Kośnierzem. Ten ostatni nie ma wprawdzie zbyt wielu osiągnięć na koncie, ale że jest jedynym śledczym w Młodziewicach, wszyscy oczekują, że ze wsparciem doświadczonego kolegi po fachu szybko poradzi sobie ze znalezieniem winnego. Bogart zaś jest przekonany, że ta zsyłka to kara za jego alkoholizm... Czy ta współpraca da pozytywne efekty?
Główną ofiarą jest bezdomna kobieta, jednak inne zgony zostają szybko powiązane z tą sprawą. Pozostaje tylko znaleźć motyw i człowieka, któremu mogłoby zależeć na śmierci bezdomnych. Policyjny duet początkowo radzi sobie nieźle, przesłuchania trwają, mężczyzn wspiera sierżant Karolina Kołak, jednak z czasem w działania zaczyna wkradać się chaos. Prywatne piekiełka śledczych powoli zataczają coraz większe koła.
Musicie wiedzieć, że Kośnierz i Bogart to śledczy z problemami. Każdy z nich boryka się samotnie z własnymi demonami. Podczas lektury miałam wrażenie, że to ich walka z życiem gra pierwsze skrzypce w tej fabule, a śledztwo to uzupełniające tło. Ich problemy są dość przytłaczające, więc nie liczcie na sceny widziane przez różowe okulary.
Ciekawie skonstruowana intryga, prawdziwi bohaterowie i realistyczny świat to mocne elementy tej historii, która jest wciągająca i warta przeczytania. Myślę, że to bardzo udany debiut i mam nadzieję, że nie jest to moje ostatnie spotkanie z tym autorem.
Moja ocena: 6/6