Tytuł: "#me"
Autor: Joanna Fabicka
Gatunek: literatura młodzieżowa
Liczba stron: 320
Wydawnictwo: YA!, Grupa wydawnicza Foksal
"Zawsze jest jakieś jutro..."
Muszę przyznać, że okładka mnie nie zachęciła. Umieszczona na niej dziewczyna jest "komputerowa", z dziwnie wykręconą szyją... Ale postanowiłam nie oceniać książki po okładce i rozpoczęłam lekturę. Czy było warto?
Bohaterką powieści jest piętnastoletnia Sara. Jej obraz siebie bynajmniej nie jest pozytywny. Za gruba, zbyt beznadziejna, żeby ktoś ją polubił i za brzydka, żeby się spodobać jakiemuś chłopakowi. Kompleksów całe mnóstwo jak na jedną osobę, a do tego matka dorzuca swoje trzy grosze przy każdej nadarzającej się okazji... Dziewczyna nie ma lekko w elitarnym liceum pełnym snobistycznej, bogatej młodzieży. W jej domu brak wsparcia, bo matka, niestabilna emocjonalnie dziennikarka, trochę za często zagląda do butelki i co rusz krytykuje córkę. Mieszkają we dwie, a każde pytanie o nieobecnego w życiu Sary ojca kończy się awanturą. Matka spędza czas na nieustających imprezach, przez co nastolatka jest zdana na samą siebie, a w lodówce najczęściej znajduje tylko światło... Niejednokrotnie bohaterki zamieniają się rolami. To Sara ratuje matkę z opresji, szuka w barach, błaga żeby nie piła, próbuje normalnie żyć, marzy o zwyczajnym, domu z ciepłym obiadem i prawdziwą rodziną, która wesprze w trudnych chwilach. Tymczasem jej rzeczywistość jest zupełnie inna... Ponieważ pieniędzy brakuje nawet na zwykłe tenisówki, Sara od początku roku szkolnego nie ćwiczy na w-fie. Przez rówieśników ze szkoły postrzegana jest jako freak, outsiderka w powyciąganych ciuchach i ciężkich martensach. Wszystko jest nie tak, jak być powinno, a to, że Sara jakoś sobie mimo wszystko radzi w tej sytuacji świadczy o jej wyjątkowej dojrzałości. Jednak, ileż można???
W życiu dziewczyny, która nie wierzy już w żadną pozytywną zmianę, pojawia się jednak kilka przełomowych sytuacji. Pewnego dnia poznaje Stefana i jego psa, Żula. Nie mija wiele czasu, a w jej życiu znajduje miejsce przystojniak o dość niecodziennym imieniu, Nicolas, pseudo Józek. Obserwujemy proces zakochania, ale nie jest to zwykła cukierkowa love story prosto z bajki o Kopciuszku. Joanna Fabicka opowiedziała nam historię tego związku w wyjątkowo ciepły i zabawny sposób, choć nie jest to opowieść wolna od smutnych emocji.
W życiu dziewczyny zaczyna się sporo dziać, kiedy na jedną z lekcji przychodzi do jej klasy pewien gość. Zdziwienie Sary jest ogromne, bo okazuje się, że to Stefan z niecodzienną prośbą o wolontariacką pomoc w świetlicy środowiskowej dla dzieciaków, które nie mają się gdzie podziać. Robi się jeszcze ciekawiej, kiedy Sara, niezadowolona, bo Stefek wskazał ją do tego zadania, zastaje w świetlicy... Józka. On zgłosił się na ochotnika.
Co jeszcze się wydarzy? Nie mogę opowiedzieć wszystkiego, ale w telegraficznym skrócie: ktoś zginie, ktoś ucieknie z miejsca wypadku, ktoś poszukiwany znajdzie się na cmentarzu... Zaintrygowałam? Mam nadzieję, że bardzo.
Uprzedzam, że nie jest to łatwa historia. Momentami nawet nie jest przyjemna, ale czyta się ją świetnie. Wciąga, porusza różne pokłady emocji i zmusza do myślenia. Mogę spokojnie powiedzieć, że od pierwszej strony żyłam życiem Sary. Jeśli lubisz lektury, które w jednej chwili mogą zawładnąć Twoim czasem - polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)