Strony

środa, 20 lipca 2016

"Do światła", "W mrok", "Za horyzont" Andriej Diakow - recenzja

Tytuł: "Do światła", "W mrok", "Za horyzont"

Autor: Andriej Diakow

Gatunek: fantastyka, science-fiction, postapokalipsa
Wydawnictwo: Insignis
Cykl: Trylogia Diakowa
Seria: Uniwersum Metro 2033

Wakacyjne miesiące, a więc i wakacyjna recenzja. Tym razem książka potrójna, czyli trylogia Diakowa, wydana przez Insignis i wchodząca w skład serii Uniwersum Metro 2033.
Powieść tę mogłam przeczytać dzięki uczniowi, który pożyczył mi ją na wakacje i muszę przyznać, że naprawdę wyrwała mnie z trampek :-) 
Okładki trylogii intrygują i zachęcają do poznania tej historii. Są mroczne i zdradzają klimat powieści, pokazując jednak zaledwie ułamek tego, co czeka czytelnika w środku. Rozpoczęcie lektury równa się wejściu w świat zniszczony przez atomowe zabawy ludzkości z życiem i śmiercią. Świat pełen promieniowania, niebezpiecznych mutantów, głodu i zezwierzęcenia. 
Ocalali z katastrofy ludzie żyją pod ziemią w strasznych warunkach, w przystosowanych jako tako do mieszkania stacjach metra. Ci, którzy decydują się wyjść na powierzchnię, to najczęściej stalkerzy lub samobójcy, bo bez specjalnego kombinezonu i doświadczenia w takich wędrówkach wyjście najczęściej kończy się śmiercią śmiałka. 
Pewnego dnia społeczność ocalałych z petersburskiego metra odbiera sygnał świetlny, który mógłby świadczyć o tym, że gdzieś jeszcze są inni ocalali ludzie. Dotarcie do Kronsztadu, skąd prawdopodobnie pochodził ów sygnał, jest jednak bardzo niebezpieczne. Może tego dokonać tylko ktoś doświadczony, komu nie są straszne żadne żyjące na powierzchni potwory. Tym człowiekiem jest Taran, stalker. Zgadza się on wyruszyć na wyprawę, ale stawia warunek - chce dostać w zamian dwunastoletniego dzieciaka ze stacji Moskiewskiej, Gleba, który ma ruszyć w podróż razem z nim. Gleb jest przerażony perspektywą przebywania na powierzchni, do tego jeszcze w towarzystwie gburowatego i zwalistego, obcego mężczyzny. Wyjścia jednak nie ma. Został przehandlowany... Z czasem pojawi się więcej ciekawych bohaterów, wśród których wyróżnia się na przykład Dym, zielonoskóry mutant i przyjaciel Tarana. 

Akcja powieści jest bardzo wartka, a kolejne wydarzenia rozgrywają się momentami błyskawicznie. Nie ma czasu na nudę, włosy wciąż stają dęba, a po plecach wędrują nieustające ciary. Kolejne przeszkody wyrastają na drodze drużyny jak grzyby po deszczu, ale podczas lektury na szczęście nie odnosi się wrażenia, że to motyw "zabili go i uciekł". Wbrew przeciwnie, są i tacy, którym nie będzie dane dotrzeć do celu wyprawy... Postaci są świetnie zarysowane, do tego stopnia, że naprawdę można się z nimi zżyć. Obserwowanie zmagań każdego z nich z otoczeniem i samym sobą to bezcenne doświadczenie. 

Jak potoczy się wspólne życie Tarana i Gleba? Czy chłopak przekona się do nowego opiekuna? Czy pomoże mu w trudnej przeprawie, czy raczej będzie zawalidrogą? Kto jeszcze dołączy do wyprawy? Czy wszyscy będę po tej samej stronie barykady? Kim okażą się nadawcy świetlnego sygnału? 
Pytań jest wiele, a to dopiero początek trylogii. O pozostałych dwóch tomach nie będę się rozpisywać, bo nie chcę popsuć przyjemności z lektury. Poza tym, jak to w trylogiach bywa, jeśli napiszę choć odrobinę o fabule drugiej i trzeciej części, to automatycznie będzie to spoiler poprzednich tomów :-) W każdym razie będzie się działo, oj będzie. 

Polecam bez wahania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)