Strony

czwartek, 31 maja 2018

"Natalii 5" Olga Rudnicka - recenzja


Kiedy człowiek wybiera się na urlop i ma chęć na lekką i zabawną lekturę pod czekający go odpoczynek, książki Olgi Rudnickiej są idealnym wyborem. Za mną kolejna powieść tej autorki, a w niej historia totalnie zakręcona. Mimo samobójstwa rozpoczynającego tę historię, książka jest pełna humoru i niesamowicie pogmatwanych dialogów. Dlaczego pogmatwanych? Bo jak tu opisać w jasny sposób rozmowy prowadzone przez pięć kobiet, które nazywają się tak samo? Trudne zadanie, prawda? Oldze Rudnickiej jednak się udało. Wykorzystała kilka trików, jak na przykład używanie drugiego imienia czy różne zdrobnienia imienia Natalia. I dalej poszło już z płatka. 


Fabuła nie jest skomplikowana, ale zagadka i stopniowanie napięcia dostarcza emocji. Siostry Sucharskie spotykają się po raz pierwszy w kancelarii prawnej, gdzie poznają nie tylko siebie nawzajem, ale także ostatnią wolę ojca, który w pedantyczny niemal sposób zaplanował własne samobójstwo. Kobiety nie miały pojęcia ani o sobie, ani o tym, że pan Jarosław Sucharski porzucał ich matki, czyli własne żony, nie do końca się z nimi rozwodząc... Sporo czasu minęło, zanim udało im się wszystko pojąć, co nie znaczy, że zapałały do siebie miłością siostrzaną. Splot wydarzeń sprawił, że zamieszkały razem w domu ojca, gdzie rozpoczęły poszukiwania pewnych wskazanych przez ojca w ostatniej woli dokumentów. Ale czy tylko tego? jakie zagadki czekają na kobiety w Mechlinie? Cy podejmą wyzwanie razem czy każda będzie prowadzić poszukiwania na własną rękę?


Siostry Sucharskie zostały odmalowane przez autorkę świetnie. Każda ma inny charakter i temperament. W życiu zajmują się różnymi rzeczami i mają inne doświadczenia, lecz z czasem udaje im się dograć i całkiem sprytnie... oszukiwać lokalną władzę. Policja zaś usiłuje rozwiązać sprawę tajemniczego samobójstwa, które jednemu z funkcjonariuszy ewidentnie wygląda na zabójstwo. Tylko jak rozwikłać kwestię zamkniętego od środka pokoju, w którym pan Sucharski odebrał sobie życie? Kto tak dokładnie planuje swoją śmierć? Nawet folię ochronną rozłożył na podłodze. Inna sprawa, że ostatecznie w nią nie trafił upadając po oddanym strzale... Podsumowując, coś się nie zgadza, ale nie wiadomo do końca co.   

Czym jest lista punktów ukrywająca się pod nazwą "Zasad kilka wróbla Ćwirka"? Co siostry znalazły w sejfie ojca? Dlaczego wybiły dziurę w podłodze kuchni i co znalazły pod domem? Po co włamywały się do krypt nie swoich przodków? Tego wszystkiego dowiecie się z pierwszego tomu tej niesamowitej serii. Ja jak najszybciej sięgam po kolejną część! 



sobota, 26 maja 2018

"Gaumardżos! Opowieści z Gruzji" Anna Dziewit-Meller Marcin Meller - recenzja



W pierwszej chwili pomyślałam, że to książka podróżnicza, ale okazało się, że właściwie nie. Jest to rodzaj pamiętnika. Kolejne wydanie opowieści o wizycie w Gruzji Anny Dziewit-Meller i Marcina Mellera. Autorzy piszą, że książka ta powstała z miłości do Gruzji. I faktycznie, dzięki tym zapiskom, czytelnicy mogą poznać Gruzję od podszewki. Państwo Mellerowie serwują nam bowiem osobiste przeżycia z podróży, na które składają się spotkania z ludźmi, smakowanie tradycyjnych potraw i napitków, obserwacje zachowań tubylców, ciekawostki i różne anegdoty. 


Oprócz tekstu czekają na czytelników piękne zdjęcia, obrazujące tę barwną społeczność i ich kraj. Język zaś jest dość swobodny, chwilami wręcz miałam wrażenie, że słucham opowieści, a nie czytam tekst. 


Co znaczy po gruzińsku tytuł tej książki? Jakie rozrywki lubią najbardziej Gruzini? Jakie przygody czekały na autorów w kraju, który tak ich urzekł? Czy było bardziej pięknie czy niebezpiecznie? Tego wszystkiego dowiecie się z tej niezwykłej książki. 

Coś ciekawego i nowego znajdą tu dla siebie również ci, którzy już czytali poprzednie wydanie tej książki. Autorzy dodali to i owo, nie zmieniając jednak nic w części pochodzącej z pierwszego wydania. Pięknie wydana, nadaje się nie tylko do prywatnej biblioteczki, ale także na prezent dla pasjonata podróży.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

 

piątek, 25 maja 2018

"Przesilenie" Katarzyna Berenika Miszczuk - recenzja


Zakończenie trzeciego tomu serii zjeżyło mi włos na głowie. Przede wszystkim dlatego, że autorka zostawiła czytelników z niesamowitą niewiadomą, ale najgorsze chyba było to, że nie było wtedy możliwości sięgnięcia od razu po kolejny tom, ponieważ jeszcze nie został wydany! Doczekałam się jednak i mam już lekturę "Przesilenia" za sobą. Z jednej strony cieszę się, że poznałam zakończenie tej świetnej serii, a z drugiej trochę szkoda, że to już koniec. Jednak im dłużej myślę o możliwości poznania dalszych losów Gosi i Mieszka, tym bardziej przekonuję się, że kolejne tomy nie powinny powstać. Ta seria jest za dobra, żeby psuć ją niekończącymi się "dokrętkami". Autorka odpowiedziała na wszystkie dręczące czytelników podczas lektury pytania, połączyła wątki, wyjaśniła co trzeba i zgrabnie zakończyła tę historię.


Zapewne zauważyliście, że urwałam jeden punkt z mojej oceny. No musiałam, chociaż seria bardzo mi się podobała i zasmakowałam w mitologii słowiańskiej. Jednak w ostatnim tomie było, jak dla mnie, ciut za mało "powera". Przy trzech poprzednich częściach przyzwyczaiłam się do zaskakujących zwrotów akcji i sporej dawki emocji. Tutaj było znacznie spokojniej. Jak na wielki finał, trochę zbyt powolna dla mnie akcja sprawiła, że zakończyłam lekturę z satysfakcją, ale także bez ciar na plecach. No dobra, ostatnie strony trochę podniosły mi ciśnienie. Ale zanim dotarłam do naprawdę emocjonującego zakończenia, wędrowałam w zwolnionym tempie przez wątpliwości Gosi w różnych tematach, chmurne zachowania Mieszka, zagadkowe rozmowy widzącej ze Swarożycem i Welesem, przygotowania do Dziadów i tego typu historie.   


Ubawiłam się wymyślonymi przez autorkę imionami bohaterów. Mój typ numer jeden tego tomu? Jenczysława Jelonek. Mistrzyni! Nie zdradzę, kto to taki, sami się przekonajcie sięgając po "Przesilenie". Pojawi się wprawdzie na krótko, ale intensywnie :D


Słowiańskie wierzenia wplecione są w fabułę zgrabnie, więc podczas lektury wszystkich tomów z przyjemnością poznawałam kolejne bóstwa i tradycje, które przecież całkiem niedawno były dla ludzi częścią życia. Pierwiastek fantasy dodawał tej historii magii. Autorka osiągnęła ciekawy efekt łącząc znaną nam współczesność z "gusłami i zabobonami", jak to określała Gosia, obecnymi w mitologii słowiańskiej. 


Zakończenie nie jest definitywne. Mam wrażenie, że autorka zostawiła sobie kilka furtek do ewentualnego wykorzystania, ale już nie stricte o Gosi i Mieszku. Chętnie dowiedziałabym się więcej o Babie Jadze i jej życiu. Sporo zostało powiedziane i wyjaśnione, ale to, co zdradziła na swój temat, to wciąż mało. Materiału z jej historią wystarczyłoby na przynajmniej jeden tom nowej słowiańskiej serii ;-) 

Kto jest ojcem Gosi? Z kim przyjdzie jej walczyć tym razem? Kto poważnie poparzy Mieszka? Kim jest pewien dzielny ataman, którego poznała kandydatka na szeptuchę? Jak zakończy się historia tej słowiańskiej, nietypowej pary? Musicie się dowiedzieć! Ta seria jest fantastyczna i już :-) 

Całkiem na koniec muszę jeszcze dodać, że okładki tej serii są genialne. Świetnie się prezentują, bo co jedna, to piękniejsza. Na półce wyglądają wspaniale.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.


czwartek, 17 maja 2018

Bibliotecznie zapowiada - #3

Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie dodać drugiej odsłony majowych zapowiedzi, bo trafiłam na trzy naprawdę obiecujące tytuły. Mój number one to książka o nastoletniej Żydówce, o której kiedyś już czytałam, podczas realizowania projektu z młodzieżą. Dziewczynka mieszkała całkiem niedaleko mnie i jest określana jako polska Anna Frank, więc z pewnością zaopatrzę się w tę książkę!


Dwie pozostałe również zapowiadają się interesująco. "Dziewczynka z zapalniczką" to kolejny tom serii wciągających kryminałów, a "To, czego nie widać" to dobrze zapowiadająca się młodzieżówka o pewnej nastolatce, która ma szansę zawalczyć o swoje życie.

Widzicie coś dla siebie? :-)

środa, 16 maja 2018

"Podpalacz" Wojciech Chmielarz - recenzja


Okładka "Podpalacza" przewija się często w grupach czytelniczych, które odwiedzam. W końcu nie wytrzymałam i rzuciłam okiem, by przekonać się, co to za książka. Okazało się, że jest to pierwszy tom serii kryminałów. Gatunek jakby mój, więc pomyślałam, że może warto poznać komisarza Mortkę. Nazwisko polskiego autora na okładce już mnie nie odstrasza (tak, kiedyś tak było, choć była to zupełnie irracjonalna reakcja, której nie potrafię wytłumaczyć; spieszę donieść, że już mi to przeszło, na szczęście), więc poszłam za ciosem i oto jestem już po lekturze. Jakie wrażenia? W skrócie - pozytywne. Kryminały z rozbudowaną warstwą obyczajową, społeczną lubię najbardziej. W takiej powieści mamy bowiem nie tylko krew, flaki i pościg za sprawcą, ale obserwujemy także życie poszczególnych bohaterów, które zazwyczaj nie jest usłane różami. I ten kryminał właśnie taki jest, więc czuję się zmotywowana, by sięgnąć po kolejne tomy tej serii. Chyba już trochę przywiązałam się do komisarza Mortki :-) 


Jakub Mortka to komisarz pracujący w Komendzie Stołecznej Policji. Miejscem akcji jest, oczywiście, Warszawa, ale nie tylko (tutaj zostałam mile zaskoczona, bo wreszcie trafiłam na powieść, w której część rozgrywających się wydarzeń umieszczona została w moich okolicach). Mortka to facet po przejściach, świeżo upieczony rozwodnik i ojciec dwóch chłopców, których bardzo kocha. Mimo iż wciąż darzy uczuciem również byłą żonę Olę, nigdy nie potrafił oddzielić życia osobistego od pracy. To brak oparcia i ciągła nieobecność męża zajętego kolejnymi morderstwami sprawiła, że Ola postanowiła radzić sobie bez niego. Po rozwodzie wiele się w jego życiu zmieniło. Teraz musi bowiem dzielić mieszkanie (wynajmuje jeden pokój) z dwójką studentów, bo na samodzielne lokum go nie stać. Z synkami widuje się najczęściej dwa razy w tygodniu. Problemy finansowe sprawiają, że nie zawsze ma na alimenty. Życie.  

Podpalenie, do którego zostaje wezwany komisarz, nie jest pierwszym tego typu w okolicy. Zgliszcza kryją zwłoki właściciela domu. Jego żonie - byłej gwiazdce muzycznej - udało się uciec z płonącego budynku, jednak została dotkliwie poparzona. Policjant początkowo lekceważy możliwość, iż to jakaś seryjna sprawa. Rozpoczyna się śledztwo, w którym wspomagają go koledzy po fachu. Autor nie szczędzi czytelnikowi atrakcji, włącznie z odebraniem Mortce tej sprawy. Jak potoczy się praca policjantów? Za co Mortka został odsunięty i jak na to zareagował? Kto stoi za serią podpaleń i jaki ma motyw? Na co jeszcze natkniemy się śledząc poczynania bohaterów? Zdradzę tylko, że podpalenia to nie jedyna zagadka do rozwiązania w tej powieści.  
Świetnie skonstruowana intryga wciąga już od pierwszych stron. Styl autora sprawia, że czyta się szybko i przyjemnie (o ile można użyć takiego określenia w stosunku do opisywanych  w powieści wydarzeń).  


Pomysł na tego typu kryminał skojarzył mi się z Lipowem Katarzyny Puzyńskiej, choć tam miejscem akcji jest nieduża wieś, a tutaj mamy stolicę. To generuje trochę inne portrety bohaterów. Jednak pewne podobieństwa zauważam. Na przykład Kochan skojarzył mi się od razu z tamtejszym policyjnym "czarnym charakterem", Pawłem Kamińskim. Ale pewnie ten gatunek ma to do siebie, że pojawiają się takie analogie. Nie uważam tego za minus, nawet wręcz przeciwnie. Fajnie jest wyłapywać takie niuanse. 

Rzecz jasna, swoim zwyczajem, wypatrzyłam trochę moich znienawidzonych "misiów" i innych drobiazgów, więc jeden punkt spadł, ale nie wpłynęło to na - zdecydowanie pozytywny - odbiór całości.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Marginesy

poniedziałek, 14 maja 2018

"Toń" Marta Kisiel - recenzja [PRZEDPREMIEROWA]


Zupełnie nie wiedziałam, czego spodziewać się po nowej powieści Marty Kisiel. Lektura poprzednich jej książek sprawiła, że autorka ta (a właściwie ałtorka) zakotwiczyła w mojej głowie gdzieś w okolicach zabawnych perypetii i zwariowanych bohaterów, z których większość w rzeczywistym świecie nie istnieje. Co pisarka zaserwowała nam tym razem? Obserwując komentarze promujące książkę stworzyłam sobie ostrożnie jaki taki obraz tego, co mnie czeka. I już po kilku pierwszych rozdziałach zorientowałam się, że w moich domysłach poszłam w zupełnie innym kierunku. Spodziewałam się bowiem kryminału. W końcu Uroboros pisał, że nowa powieść będzie "tym razem na serio", do tego jeszcze miały być krwawe atrakcje. Po etapie zakochania w bohaterach cyklu "Dożywocie" nie byłam pewna, czy chcę czytać "poważną" Martę Kisiel, ale zaryzykowałam.  

Akcja powieści rozgrywa się we Wrocławiu, gdzie mieszkają trzy Sternówny. A właściwie aktualnie tylko dwie, gdyż trzecia - Dżusi - wyjechała studiować. Na prośbę ciotki Klary wraca jednak do domu po trzech latach nieobecności, by pomóc siostrze, Eleonorze, w dopilnowaniu mieszkania pod nieobecność ciotki. Klara wpoiła bratanicom trzy zasady postępowania, dzięki którym wszystkie trzy mogły bezpiecznie żyć. Jednak nigdy nie wyjaśniała im, po co muszą tych zasad przestrzegać. Do tego atmosfera ich domu od zawsze była wyjątkowo dziwna i tajemnicza, a rodzice dziewcząt zaginęli wiele lat temu bez wieści. Klara ewidentnie coś ukrywa, co bardzo irytuje Dżusi. Eleonora zna część tajemnicy, ale nie wie wszystkiego. Kiedy więc pod nieobecność starszej z sióstr do drzwi puka wyjątkowo urokliwy antykwariusz, Dżusi, nie zważając na jedną z zasad, mówiącą, by pod żadnym pozorem nie wpuszczać nikogo do mieszkania, zaprasza mężczyznę do środka. Okazuje się, że człowiek ten miał coś odnaleźć dla Klary, a w zamian ona obiecała mu jakiś przedmiot. Bardzo zmartwił się informacją, że kobieta wraca dopiero za trzy tygodnie. Ostatecznie więc Dżusi pomogła mu znaleźć wspomniany przedmiot wśród rzeczy ciotki. I w tym momencie ruszyła machina niesamowitych zdarzeń, z podróżami w czasie włącznie. Siostry bowiem postanowiły odnaleźć nieznajomego i odzyskać pudełeczko z zabranym przedmiotem.  Czy im się to uda? Czy zdążą wytropić antykwariusza przed powrotem ciotki? Kim jest Gerd i w jaki sposób jest związany z całą tą sytuacją? I w końcu, o co chodzi ze zniknięciem państwa Sternów, ciekawską sąsiadką i jej wnukiem oraz tajemniczym zegarem z pokoju ciotki?
Rzeczywiście, nie jest to komedia pomyłek. To historia, w której znajdziemy elementy humorystyczne, ale większy nacisk położony został na relacje międzyludzkie i różne "trupy w szafie", zarówno współczesne, jak i te historycznie odległe. 


Autorka opisała swoich bohaterów tak plastycznie, że czytając można sobie ich bez problemu wyobrazić. 
Ucieszyłam się bardzo, kiedy wśród postaci "Toni" odnalazłam aż trzy znane z wcześniejszych książek bohaterki. O kogo chodzi? Nie zdradzę, bo to byłby spojler, a tego Wam nie zrobię :-)
Wciąż w temacie postaci mogę jednak napisać, że bardzo lubię książki, w których występują bibliotekarze i antykwariusze. A już szczególnie podoba mi się, kiedy bohaterowie ci chociaż odrobinę odstają od ogólnie pojętej normy. Takie zboczenie zawodowe ;-) Tutaj zaś postać Eleonory jest po prostu genialna! Pedantyczna do bólu, punktualna bardziej niż szwajcarski zegarek, odpowiedzialna i zdyscyplinowana tak bardzo, że czytelnik obserwując ją zgrzyta czasem zębami. Oto cała Eleonora. Majstersztyk. 

Nie do końca zgodzę się z jednym hasłem promującym książkę. Rodzinne sekrety - tak, podróże w czasie i ukryte skarby - również tak, ale co do tej wyeksponowanej najbardziej "krwawej historii Dolnego Śląska", to mam wrażenie, że jednak ten wątek nie jest aż tak krwawy, jak by na to wskazywała wycapsowana czcionka. Albo po prostu inaczej rozumiem pojęcie "krwawych historii". I za to urywam jeden punkt. Poza tym drobiazgiem jednak czytało mi się świetnie i bardzo spodobała mi się ta nowa odsłona Marty Kisiel. Ciekawe, czy będzie dalszy ciąg... ;-)

Premiera już 23 maja 2018! Jest na co czekać ;-) 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Uroboros

czwartek, 10 maja 2018

"Dziewczyna z daleka" Magdalena Knedler - recenzja


Ależ to była uczta! Biorąc do ręki kolejną powieść Magdaleny Knedler na to właśnie miałam nadzieję i nie zawiodłam się. Napis na okładce informuje, że to dramat psychologiczno-obyczajowy. Dodałabym jeszcze, że z wątkiem historycznym.
Rzadko czytam o wojennych wydarzeniach rozgrywających się na Wschodzie, tym bardziej byłam ciekawa tej powieści. 

Fabuła podzielona jest na dwa obszary czasowe. Główny wątek rozgrywa się współcześnie, ale przedzielają go rozdziały retrospektywne, w których poszczególni bohaterowie opowiadają jedną obszerną i przejmującą historię, każdy ze swojej perspektywy. Czytając miałam wrażenie, że przed moimi oczami powoli powstaje obraz z małych elementów, jakbym układała puzzle, a właściwie jakbym patrzyła, jak układa je dla mnie autorka. 

We współczesnej odsłonie powieści poznajemy czworo bohaterów: ponad dziewięćdziesięcioletnią Nataszę Silsterwitz i jej wnuczkę, Milenę Rajską, będącą reportażystką, a także dwóch mężczyzn: policjanta Wojtka, mieszkającego w niedalekiej Sobótce, oraz tajemniczego Anglika, Artura Adamsa. Dzień, w którym kobiety znalazły przed domem prawie zamarzniętego na śmierć Adamsa, okazał się dla nich wszystkich początkiem sporej rewolucji. Kiedy bowiem Natasza przypadkowo dostrzegła należącą do Anglika ozdobną papierośnicę, zrozumiała, że jego obecność nie jest przypadkowa. Co więcej, zdecydowała, że zabierze go ze szpitala do siebie, gdzie zamierzała dowiedzieć się od niego, co robi w Polsce i skąd ma ten niepowtarzalny przedmiot, wykonany niegdyś na zamówienie. Domyślała się, że mężczyzna ma coś wspólnego z jej przeszłością, której nie zdradziła do tej pory nikomu. Nadszedł jednak czas, by opowiedzieć o tym, co przeżyła...

Nie będę wchodzić w szczegóły, ponieważ mogłabym zdradzić zbyt wiele. Napomknę tylko, że jeśli zdecydujecie się poznać tę historię, czeka Was naprawdę duża dawka emocji, a także historia tak niesamowita, że trudno się od niej oderwać. Ile żywotów może mieć jeden człowiek? Czy można kogoś zabić, aby samemu móc przeżyć? Jak wyglądało życie wywiezionych na Sybir? Jak wpływa na człowieka i jego człowieczeństwo wojna? Co tak strasznego ukrywa Natasza przed całym światem, że nie odważyła się zdradzić nikomu swojej tajemnicy? Jak zachowa się Lena, kiedy pozna prawdę? 

Jestem pełna podziwu dla ogromu pracy, jaki włożyła autorka w napisanie tej powieści. Świadczy o tym nie tylko sama treść, ale także bardzo obszerna i wyczerpująca bibliografia. Oprócz listy publikacji na ostatnich kartach Magdalena Knedler wyjaśnia, które z opisywanych postaci były prawdziwe, a które stworzyła na potrzeby tej historii, a także zdradza, skąd czerpała pomysły do stworzenia poszczególnych wątków. Bardzo lubię takie podsumowania, bo często podczas lektury zastanawiam się, ile w powieści jest prawdy, a ile fikcji.


Za możliwość przeczytania "Dziewczyny z daleka" dziękuję Wydawnictwu Novae Res

 

poniedziałek, 7 maja 2018

"Marzenia Kaliny" Aneta Krasińska - recenzja


Powieść Anety Krasińskiej mogłam przeczytać dzięki akcji booktourowej, zorganizowanej przez Hanię z Nie oceniam po okładkach. Dzięki za tę możliwość Haniu! :) 
Recenzja może zawierać spojlery, więc czytasz na własną odpowiedzialność :)

Bohaterkami powieści są trzy kobiety w różnym wieku i z odmiennym bagażem doświadczeń - Kalina, Elżbieta i Nina. Najpierw więc słów kilka o każdej z nich. 
Elżbieta jest najstarsza z całej trójki, albowiem przekroczyła już pięćdziesiątkę. Wciąż jednak żyje przeszłością i ubolewa nad szansą na miłość i szczęście, którą utraciła trzydzieści lat wcześniej. Aby mimo wszystko żyć dalej, oddaje się swojej pasji - malarstwu, które traktuje terapeutycznie. I wciąż marzy o tym, by móc związać się ze swoją jedyną miłością. 
Tytułowa bohaterka, Kalina, to przedszkolanka, której życiem zawładnęło pragnienie posiadania dziecka. Wraz z mężem próbują już od kilku lat, ale wciąż spotyka ich rozczarowanie. Właśnie oczekują na kolejną wizytę u lekarza, który potwierdzi lub wykluczy ciążę. Nerwowa atmosfera wpływa na Kalinę i jej organizm bardzo negatywnie. Mimo próśb i starań męża, kobieta nie potrafi opanować emocji towarzyszących oczekiwaniu.
Lena to nastolatka, gimnazjalistka, która z uwagi na problemy w domu rodzinnym, znalazła się w rodzinie zastępczej, stworzonej przez pewną panią psycholog i jej męża. Pozostałe dzieci są od niej znacznie młodsze. Dziewczyna nie potrafi nawiązać pozytywnych kontaktów z rówieśnikami w szkole, ani z członkami jej nowej rodziny. Koledzy najczęściej wyśmiewają ją i robią wszystko, by znalazła się poza nawiasem. Lena zaś marzy o tym, by zamieszkać ze schorowanym ojcem, którego bardzo kocha.  

Trzy bohaterki i trzy różne historie. Wszystkie smutne i dość przygnębiające. Zazwyczaj sięgamy po lekturę, by oderwać się od szarej rzeczywistości, więc chciałoby się, by fabuła zdążała w stronę przysłowiowego światełka w tunelu. Tutaj tak nie jest. Dla mnie to spory minus, ale są osoby, które lubią czytać o nieustannych zmaganiach bohaterów z codziennością, które nie kończą się optymistycznie. 

Z trzech opowieści najbardziej zainteresował mnie wątek Leny, wściekającej się na świat nastolatki. Trudno było mi jednak zrozumieć, jak dziewczyna tak doświadczona przez życie i przez to przecież bardziej dojrzała i poważniejsza niż jej rówieśnicy, może być tak strasznie naiwna i niedomyślna. 
Najbardziej irytowała mnie Kalina i jej ciągłe płacze, omdlenia, zasłabnięcia i tego typu historie. Skoro nie mogła sobie poradzić z emocjami, może należało pójść po pomoc do jakiegoś psychologa? Porozmawiać z kimś? Nie wiem, nie byłam w takiej sytuacji, więc po prostu tych jej nadmiernych emocji nie rozumiem i w efekcie nie potrafiłam się z nimi utożsamić.  

Jeśli chodzi o zakończenie, to muszę przyznać, że również mnie nie urzekło. Jest po prostu dołujące, choć domyślam się, o co chodziło autorce. Skoro jest to pierwszy tom trylogii, to może należałoby potraktować te trzy historie jak jedną? Inna sprawa, że trzeciego tomu jeszcze nie ma, więc można by poczekać na jego wydanie i przeczytać całość. Może w trzecim tomie wreszcie będzie pozytywne zakończenie? Tutaj autorka doprowadziła do spotkanie trzech bohaterek w raczej dramatycznych okolicznościach. Podpowiem, że w opisie tomu drugiego można znaleźć odpowiedzi na najbardziej palące pytania dotyczące dalszych losów bohaterek...

Mimo wszystko książkę czytało mi się szybko. Myślę, że smutne historie również mają swoją wartość. Tutaj jest nią przede wszystkim zwrócenie uwagi na to, że jednak życie bez miłości jest niepełne i każdy człowiek dąży do tego, by kochać i być kochanym.  

niedziela, 6 maja 2018

"Miasto Obiecane. Faza REM" Agnieszka Sudomir - recenzja


Rzadko kiedy trafiam na książkę, której akcja rozgrywa się w Łodzi. Tym bardziej sięgnęłam więc po powieść Agnieszki Sudomir.  Poza miejscem akcji zafascynowała mnie również okładka. Ciemna i niepokojącą. Opis również mi się spodobał. Cóż zatem pozostało? Książkę nabyłam i zabrałam się za lekturę. Czy było warto?

Głównym bohaterem tej historii jest komisarz Igor Blattner. Mężczyzna, dla którego praca jest odskocznią od dręczących go problemów. Zatraca się w niej do tego stopnia, że często nie wystarcza mu czasu na odpoczynek. Ale to właściwie nie ma dla niego szczególnego znaczenia, ponieważ nie potrafi odłożyć na bok myśli krążących wokół pewnej dawniejszej sprawy, a także wokół kiepskich wspomnień z dzieciństwa. Nie daje mu również spokoju obecne, raczej poplątane, życie osobiste. 
Przy tym wszystkim musi zająć się sprawą dotyczącą seryjnego mordercy, który grasuje w Łodzi. Już na początku tej historii dowiadujemy się, w pewnym sensie, kto jest owym zbrodniarzem, dla potrzeb sprawy noszącym miano Aptekarza. Podążając za komisarzem, zgłębiamy kolejne wątki i analizujemy wraz z nim znalezione ślady. Wśród zamordowanych mamy między innymi studentkę i lekarza. Ile ofiar upatrzył sobie morderca? Według jakiego klucza ich dobierał? Dlaczego nazwano go Aptekarzem? Kogo ostatecznie ma na celowniku i skąd ten wybór? Jak Blattner ogarnie tę sprawę mając na głowie również własne problemy moralno-sercowe?

Gdybym miała określić jednym słowem akcję tej powieści, powiedziałabym, że jest leniwa. Nie jest to rollercoaster, z którego pragnęlibyście zejść, bo tak pędzi. Nie jest to nawet autobus przyspieszony. Akcja toczy się wolno i nie ma w niej szalonych zwrotów. Nie oznacza to jednak, że powieść nie wciąga. A dokładniej zagadka i poszukiwanie kolejnych elementów układanki. Blattner pracuje bez fajerwerków, bez większych emocji. Może właśnie ich brak powoduje pewnego rodzaju napięcie? Trudno stwierdzić. Muszę przyznać, że do tej pory nie trafiłam na tego typu kryminał. Prosta budowa i równie nieskomplikowana wędrówka po nitce do kłębka, czyli do rozwiązania. Blatter również jest człowiekiem prostym, choć jego rozterki moralne zajmują sporo miejsca w tekście. To jego rozmyślanie w kółko o jednym temacie trochę mnie nużyło. Wciąż wydawało mi się, że powinien podjąć w końcu męską decyzję, zamiast w rozmemłanym klimacie snuć niekończące się domysły, co by było, gdyby...

Łódź, według słów mojego męża, Łodzianina, została potraktowana w powieści bardzo pobieżnie. Co mnie, zagłębiankę, zainteresowało najbardziej, to to, że wszystkie opisane w niej miejsca istnieją naprawdę. nawet te, które zostały przedstawione raczej w negatywnym świetle. 

Nie nudziłam się podczas lektury, choć nie jestem przyzwyczajona do tak wolnej akcji. I jeszcze te rozważania komisarza... Za to odjęłam jeden punkt w mojej ocenie.




wtorek, 1 maja 2018

"Ja chyba zwariuję!" Agata Przybyłek - recenzja



Jak żyć, kiedy nad głową wciąż biadoli nadopiekuńcza matka, która nie może znieść, że jej córka, rozwódka i matka dwójki dzieci, nie szuka mężczyzny, z którym spędziłaby resztę życia? Jak przetrwać, kiedy na każdym kroku człowiek natyka się na matkę, która starłaby każdy paproszek sprzed stóp ubóstwianego syna-jedynaka i nie wyobraża sobie wprost, by w jego życiu pojawiła się kobieta, która ją zastąpi?   
Kiedy każdy dzień wypełniony jest bezsilną złością na nadgorliwe rodzicielki, a przyszłość, z różnych powodów, jawi się w barwach raczej marnych, nie pozostaje nic innego, jak rzucić się w ten wir i mieć nadzieję, że ktoś na czas wyciągnie rękę i uratuje przed niechybną śmiercią lub popełnieniem zbrodni... 

Nina pracuje jako salowa w szpitalu psychiatrycznym i jest rozwódką z dwójką dzieci. Dodatkowo ma jeszcze trzy siostry, matkę owładniętą obsesją zdrowego żywienia i dbania o sylwetkę oraz ogólnie pojęty look, a także ojczyma, który jest dentystą o anielskiej wprost cierpliwości do znoszenia ekscesów swojej żony. Każdy kontakt na linii matka-córka obfituje wprost w niesamowite pomysły tej pierwszej w układanie życia uczuciowego tej drugiej. Randki w ciemno, konto na internetowym portalu randkowym i propozycja odsysania tłuszczu to tylko niektóre z propozycji, które Sabina zaserwowała córce.  

Jacek to psychiatra z trzydziestką na karku, na którego drodze nie stanęła jeszcze żadna kobieta. Oprócz, oczywiście, matki zdolnej do absolutnie wszystkiego, by przychylić nieba ukochanemu synkowi. Od kiedy mężczyzna po śmierci ojca przeprowadził się z Warszawy do niewielkich Brzózek i zamieszkał z owdowiałą matką, jego życie zamieniło się w koszmar. Podczas gdy decyzja ta dla niego stała się dopustem Bożym, dla jego matki obecność syna stała się sensem życia. Szaleństwo kobiety na jego punkcie było do tego stopnia trudne do opanowania, że lekarz zdecydowanie z coraz większymi oporami wracał po pracy do domu... Ciągły stres doprowadził go do nerwicy i pochłaniania coraz większych dawek leków uspokajających. 

Pewnego dnia dwójka naszych bohaterów natyka się na siebie w szpitalu psychiatrycznym, w którym oboje pracują. Czy spotkanie to stanie się wstępem do nawiązania bliższej znajomości? Jak zareagują obie matki na plany randkowe ich - dorosłych w końcu - dzieci? Jaką rolę odegra w tym wszystkim były mąż Niny? I komu jeszcze narazi się kobieta? 
Musicie koniecznie przeczytać, by poznać niesamowite perypetie bohaterów! 

Muszę przyznać, że początkowo niesamowicie irytowały mnie dialogi syn Jacek-matka Anita i córka Nina-matka Sabina. Nie mogłam wytrzymać tej bierności dorosłych w końcu ludzi, którzy nie potrafili stanowczo odmówić matkom włażącym bez pardonu z butami i wtrącającym się w ich życie do tego stopnia, że podnosiło się ciśnienie. Zgłaszanie na policję zaginięcia "dziecka", bo syn nie oddzwonił w ciągu kilku godzin? Proponowanie córce umówienia wizyty u lekarza, który odessie jej nadmiar tłuszczu, bo w tym stanie nie zainteresuje sobą żadnego faceta? Podszywanie się pod córkę na portalu randkowym? No halo! Bez przesady... Ale z czasem akcja tak się zaczęła kręcić, że nie zważałam już na te niespełna rozumu mamuśki, tylko bawiłam się dialogami. Dialogi bowiem są tu genialne! Część musiałam nawet przeczytać mężowi na głos, tak się z nich uśmiałam. Dzięki dopieszczeniu fabuły autorka osiągnęła rewelacyjny efekt lekkości i płynności zdarzeń. Nie było czasu na to, by się którymś wątkiem znudzić. Naprawdę dużo się tu dzieje. I nie zaliczyłabym tej powieści do kategorii "romans". Dla mnie romansu jako takiego jest tu niewiele (i całe szczęście, bo nie lubię: D). Znajdziecie tu raczej opowieść o tym, co dzieje się, kiedy matki rządzą życiem dorosłych już dzieci. A miłość? Miłość jest, a jakże, ale zaserwowana w tak apetyczny sposób, że uśmiech nie schodzi z ust podczas lektury.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona