Najnowsza książka Marty Kisiel będzie miała swoją premierę dopiero za 10 dni. Miałam jednak okazję już ją przeczytać i muszę Wam powiedzieć, że jestem pod ogromnym wrażeniem. Uprzedzam, że to będzie całkowicie subiektywna opinia, ponieważ bardzo odpowiada mi styl autorki i z ogromną przyjemnością sięgam po wszystkie historie wychodzące spod jej pióra, również po ostatnią historię Niebożątka, napisaną dla dzieci. Ale przejdźmy do rzeczy...
Opowiadania to nie jest mój ulubiony gatunek literacki. Jednak po lekturze "Pierwszego słowa" muszę stwierdzić, iż odkryłam zupełnie nowy gatunek, a mianowicie "opowiadania Marty Kisiel". Z całą pewnością stwierdzam, że te krótkie formy, traktujące każda o czymś innym, stanowią same w sobie tak spójną i dopracowaną całość, że czytając je ma się nadzieję, że autorka pewnego dnia weźmie na warsztat każde z nich i rozbuduje, pisząc na ich podstawie regularną powieść. To niesamowite, że można na tak niewielu stronach zmieścić wszystko, czego wymaga dobra historia. Zatem, w każdym tytule mamy odpowiedni dla fabuły klimat, zarys świata, w którym rozgrywa się akcja, trójwymiarowych bohaterów i zaskakujący finał. Czegóż chcieć więcej? No, może właśnie tej rozbudowanej wersji każdego opowiadania ;-)
W książce spotkamy między innymi znanych nam już bohaterów z "Dożywocia" i "Szaławiły", a także teksty, które ukazały się w dwóch antologiach wydanych przez Fabrykę Słów w 2007 i 2009 roku oraz historie publikowane w czasopiśmie "Science fiction, Fantasy & Horror". Dla mnie to była nie lada gratka, ponieważ odkryłam twórczość Marty Kisiel stosunkowo niedawno i wcześniejszych opowiadań nie czytałam. A dzięki tej publikacji mogłam zacząć niejako od początku, bo zawartość "Pierwszego słowa" rozpoczyna debiut literacki autorki pt. "Rozmowa dyskwalifikacyjna", od którego wszystko się zaczęło. Sama autorka zaś określa tę publikację jako przekrój jej twórczości. Porównując opowiadania według umieszczenia ich w książce można dostrzec, jak na przestrzeni lat zmieniał się warsztat pisarski autorki. Nie robiłam tego jednak, ponieważ nie chciałam skupiać się na analizowaniu czegokolwiek, tylko czerpać przyjemność z lektury.
Nie zdradzając treści poszczególnych opowiadań mogę napisać, że były momenty do śmiechu, ale były i takie, kiedy włos jeżył mi się na głowie, a i gęsia skórka się pojawiała. Dreszcz emocji podczas czytania gwarantowany!
Wielbiciele mieszkańców willi Lichotki mogą się mocno zdziwić poziomem mroku w niektórych opowiadaniach. Znajdą tu bowiem również historie o zupełnie innym klimacie i atmosferze odbiegającej znacznie od anielskiego miłośnika porządków i bamboszków czy nieszczęsnego wielokrotnego samobójcy. Zresztą, co ja Was będę tu przekonywać. Kto poznał chociaż jedną historię opisaną przez Martę Kisiel, nie poprzestanie na niej na pewno. Humor, czasami czarny, ironia, zabawne dialogi, charakterne postaci, zaskakujące zakończenia i lekkość pióra - to charakterystyczne elementy twórczości tej autorki, które cenię sobie najbardziej.
Tę książkę po prostu należy przeczytać. I już :-)
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu UROBOROS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)