"Widziałem oblężenie Warszawy" to książka niezwykła. Jest to dziennik anonimowego świadka oblężenia i upadku naszej stolicy, który przyjechał z Londynu do Warszawy w 1939 roku, by spędzić wakacje z polską rodziną. Tu znalazł się nagle w samym środku dramatycznych wydarzeń, które opisał i wydał w 1941 roku w Anglii. Obecnie w bibliotekach na całym świecie znajdują się zaledwie 74 egzemplarze tamtego oryginalnego dziennika, a jego tłumaczenie zostało wydane w Polsce niedawno, bo dopiero w sierpniu 2018 roku. Marek Przybyłowicz, który przełożył dziennik na język polski, zadał sobie niemały trud, by ustalić, kim tak naprawdę jest autor tych zapisków. Jego śledztwo było wnikliwe i długie, ale opłaciło się poświęcenie czasu i pieniędzy, ponieważ udało mu się odtworzyć wiele faktów z życia prawdopodobnego twórcy dziennika. O wszystkich działaniach przeczytacie w posłowiu.
We wstępie zaś Polonius pisze, że wspomnienia te stanowią zbiór jego subiektywnych obserwacji, a jeśli znajdują się tam informacje pochodzące od innych osób, fakt ten został zaznaczony.
Dziennik, w którym autor zapisywał w miarę możliwości wszystkie ważne wydarzenia, jest pełen emocji. Nie jest to sucha relacja czy sprawozdanie, lecz opowieść pełna napięcia. Autor potrafił przekazać to, co widział w tak plastyczny sposób, że podczas lektury miałam wrażenie, iż uczestniczę we wszystkim wraz z nim. Zresztą zobaczcie sami kilka fragmentów:
"...ceny poszły ostro w górę i nie było wielkiego wyboru, ale cioci Jani i matce zawsze udawało się przywieźć do domu coś, co mogło nie tylko podreperować nasze zapasy, ale także dać nam namiastkę obiadu".
"Z każdym dniem sytuacja staje się coraz smutniejsza. Częściowo powodem jest narastający głód, częściowo fakt, że tak wyczekiwana przez wszystkich pomoc nie nadchodzi. Za granicą nasza odwaga wzbudza wciąż podziw i... słowa, słowa, słowa".
"W naszym przedziale jechało dwóch konduktorów. Wspominali minione dni wolnej Polski.
- Czyż nie żyjemy w strasznych czasach? zagadnął jeden, widząc, że jesteśmy Polakami. - Żeby być sługami takich barbarzyńców, takich ignorantów!
- Pracowałem w pociągach ekspresowych. Czy oni w ogóle wiedzą, co to jest? - rzekł drugi i wskazując na podarte siedzenia, pocięte zasłony i ogólny nieład w przedziale, dodał: - To chlew, a nie stare, wygodne polskie wagony, tak czyste i komfortowe".
"W naszym przedziale jechało dwóch konduktorów. Wspominali minione dni wolnej Polski.
- Czyż nie żyjemy w strasznych czasach? zagadnął jeden, widząc, że jesteśmy Polakami. - Żeby być sługami takich barbarzyńców, takich ignorantów!
- Pracowałem w pociągach ekspresowych. Czy oni w ogóle wiedzą, co to jest? - rzekł drugi i wskazując na podarte siedzenia, pocięte zasłony i ogólny nieład w przedziale, dodał: - To chlew, a nie stare, wygodne polskie wagony, tak czyste i komfortowe".
Jestem pełna podziwu dla dokładności tych zapisków. Wiadomo, że pisząc pamiętnik często umieszczamy w nim wiele szczegółów, ale mimo wszystko, w takich warunkach, to naprawdę ogromny wyczyn. Dodatkiem do tekstu są niesamowite zdjęcia autorstwa amerykańskiego fotografa, Juliena Bryana. Uchwycone przez soczewkę aparatu obrazy są potwierdzeniem wszystkiego, o czym Polonius pisze na kartach swojego dziennika.
Marek Przybyłowicz, odkrywca i tłumacz dziennika, w posłowiu odkrywa przed czytelnikiem kilka tajemnic związanych z autorem zapisków. Dzięki jego niesamowitemu śledztwu Polonius przestał być anonimowym świadkiem opisywanych wydarzeń.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu REBIS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)