"Kukły" to czwarty tom serii o prokuratorze Jakubie Kani. Tym razem jednak cofamy się trochę w czasie. Mamy rok tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty siódmy, a Kuba dopiero zaczyna swoją karierę prokuratora.
U komendanta wojewódzkiego policji w Gdańsku zjawia się Joachim Richter z Prokuratury Generalnej Hamburga z nietypową propozycją. Jego ojciec zbierał przez długi czas policyjne naszywki, odznaki i medale, które stworzyły pokaźną kolekcję. Teraz Richter chciałby przekazać ją oficjalnie Gdańskowi, w którym jego ojciec pracował jako szef policji w czasach Wolnego Miasta. Jego pomysł spotkał się z zaskoczeniem polskich władz, jednak aby nie psuć relacji przyjęli spis kolekcji, który otrzymał do przeanalizowania asesor Jakub Kania. Prokurator i wojewoda nie spodziewali się, że to posunięcie sprawi, iż na jaw wyjdą niewygodne tajemnice z czasów wojny. Punktem zapalnym stał się jeden z elementów kolekcji, dzięki któremu Kuba odkrył, że niemiecki policjant był powiązany z atakiem na Pocztę Polską pierwszego września tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku i bezpośrednio uczestniczył w wymordowaniu bohaterskich pocztowców.
Równocześnie obserwujemy wydarzenia rozgrywające się w posiadłości rodziny von Trauwitz w Oderstein kilka miesięcy przed wybuchem II wojny światowej oraz współcześnie. W wątku tym pojawiają się wiedźmy, podejrzana krypta w pewnym kościele i kilka innych atrakcji, o których nie wspomnę, aby nie psuć Wam przyjemności z lektury. Faktem jest, że dzieje się sporo, a wszystkie tematy łączą się ze sobą jak sznurki w pięknie wykonanej makramie.
Tempo akcji jest wyważone i idealnie dopasowane do rozgrywających się wydarzeń. Wątki współczesne i te sprzed lat przeplatają się i uzupełniają, tworząc powoli coraz bardziej intrygującą układankę. Każdy kolejny rozdział dostarcza czytelnikowi wskazówek, które pozwalają na snucie domysłów. A snują się jak szalone! Ileż ja miałam wizji na finał tej historii!
Ponieważ przeczytałam trzy wcześniejsze powieści Pana Macieja, mniej więcej wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Nie obawiałam się, że ta powieść może być słabsza, bo to jest po prostu niemożliwe w przypadku tego autora. Maciej Siembieda przed rozpoczęciem pisania przeprowadza dokładny research, więc mając tak solidne przygotowanie, po prostu tworzy świetną fabułę, od której trudno się oderwać. Autor posiada umiejętność łączenia fikcji z prawdziwymi wydarzeniami w taki sposób, że wszystkie opisywane zdarzenia są prawdopodobne i bardzo realistyczne.
Świetnie stworzone postacie są jak mili sercu towarzysze podróży. Można ich, rzecz jasna, nie lubić, jeśli są irytujący czy odgrywają czarny charakter, ale wszyscy są bardzo wyraziści. Największe wrażenie wywarli na mnie ojciec Jakuba i jego babcia, a właściwie starka. Sami się przekonacie, napotykając podczas lektury subtelne smaczki charakterologiczne.
Podsumowując, myślę sobie, że gdybym miała określić jednym słowem styl pisarski Macieja Siembiedy, to użyłabym właśnie słowa "subtelny". I bynajmniej nie chodzi mi o to, że historie te są delikatne czy lekkie, bo zdecydowanie nie są. Mam na myśli subtelność kojarzącą się z misternie splecionymi wątkami i wysublimowanym humorem (uwielbiam!).
Czytajcie koniecznie!
Gatunek: kryminał, sensacja
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Agora
Cykl: Jakub Kania, tom 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)