Strony

wtorek, 17 września 2024

„OBCA KOBIETA” – rozmowa z Katarzyną Kielecką z okazji premiery jej książki 25 września.


Rozmawiamy z okazji zbliżającej się premiery książki „Obca kobieta”, która przypada na 25 września. Katarzyna Kielecka, autorka powieści wydanej przez Szarą Godzinę, tak mówi: Uważam, że więzi, jakie powstają między kobietami to coś niebywale fascynującego. W przyjaźni potrafimy być jak gąbki, nasiąkamy cudzymi radościami i smutkiem. Mamy dużą zdolność współodczuwania i nie wstydzimy się tego. To rozwija, buduje wrażenie wspólnoty, zrozumienia, mnoży nasze doświadczenia, chroni od samotności. Takie relacje są bezcenne, chociaż często wiążą się ze sporym kosztem emocjonalnym, gdy pochłaniają nas cudze dramaty.

„Obca kobieta” to 16 książka w Pani literackim dorobku. W większości powieści porusza Pani trudne tematy, choć ich ciężar równoważy Pani dowcipem i ironią…

Takie połączenie sprawia, że moje historie są bliskie prawdziwego życia, które przecież potrafi podsuwać niemal jednocześnie radości i smutki, sukcesy i porażki, rozwiązania i problemy.

Początek historii, którą opowiada Pani w „Obcej kobiecie” jest, można powiedzieć, z życia wzięty. Marta zwierza się koledze: Tata wyprowadził się w październiku. Tak po prostu. Rano jeszcze żartował ze mną przy śniadaniu, pocałował mamę, gdy wychodził do pracy, a wieczorem spakował się i już go nie było…

W podobnych sytuacjach dziecko (nawet takie, które zdążyło dorosnąć, jak moja bohaterka) często nie rozumie skąd ta nagła volta i nie potrafi się z nią pogodzić, szczególnie, gdy dotąd było przekonane, że ma idealną rodzinę.

Ojciec zachowuje się tak, jakby córka nie istniała. Matka unika tematu. Milczenie to przepis na samotność i niezrozumienie, prawda?

To choroba naszych czasów. Mam wrażenie, że wszyscy wokół próbują grać, udawać lepszych niż są, szczęśliwszych, doskonalszych, mocniejszych, by udowodnić, że poradzą sobie z każdym zawirowaniem losu. Tego uczy nas chociażby świat kreowany przez social media, daleki od rzeczywistego. Matka Marty unika tematu, bo sama się przed nim broni, bo nie chce pokazać, że cierpi. Ojciec zaś, to całkiem inny temat. Jego postawę trudno obronić.

Świat wywrócił się Marcie do górny nogami dwukrotnie. Nie dość, że rozpadło się małżeństwo rodziców, to jeszcze okazuje się, że jest adoptowanym dzieckiem. Ucieka z domu?

Ucieka przed faktami, które ją przerosły. To nie do końca jest ucieczka z domu, bo przecież z góry zakłada, że niedługo wróci, nie porzuci studiów, nie zerwie kontaktu z adopcyjną matką. Jej dziecinną, spontaniczną reakcję hamuje dojrzałe poczucie obowiązku i rozsądek. Jest w tym pewien chaos, ale pamiętajmy, że to dzieciak, który dopiero wchodzi w dorosłość. W tym momencie pierwszy raz zderza się z bezwzględnością, brutalnością życia.

W pociągu do Gdańska Marta spotyka swoją dawną nauczycielkę Jagodę. Kobieta jedzie w rodzinne strony, by rozliczyć się z przeszłością…

I to ona staje się najważniejszą, wiodącą postacią tej powieści, dostarczając Czytelnikom podczas lektury okazji do refleksji, wzruszeń, a także wspomnień własnej młodości. Jej historia wplata się niepostrzeżenie w życie Marty i robi to nad wyraz skutecznie.

Jagoda tłumaczy Marcie: Wychodząc do ludzi, dajesz sobie szansę, by zrozumieć siebie. Jej dramatyczne przeżycia są dla dziewczyny lekcją dojrzewania?

Marta przechodzi przyspieszony kurs życia. Zanurza się w cudzych emocjach, dzięki czemu zaczyna lepiej rozumieć własne. Życie Jagody nie jest w żadnym stopniu kalką doświadczeń Marty, ale daje jej okazję do współprzeżywania nadziei, ekscytacji, lęku, rozczarowania, samotności. Pokazuje, że można wyjść z każdego życiowego zakrętu, ale warunkiem tego, jest zdobycie się na odwagę konfrontacji z rzeczywistością. Choćby za cenę utraty złudzeń.

Marcie morze kojarzy się z ukojeniem i bezpieczeństwem. Jest dobrą scenografią dla opowieści o życiu?

Morze jest dla mnie czymś doskonałym. Potrafi być niezmienne, pozostając w wiecznym ruchu, idealnie wpisuje się w ciszę, chociaż ani na moment nie milczy, gwarantuje pewien bezpieczny schemat, a jednak potrafi zaskakiwać. To oczywiście moje osobiste spojrzenie. W swoich podróżniczych wyborach zwykle stawiam na góry, a mimo to noszę w sobie głębokie uzależnienie od morza i muszę, po prostu muszę je odwiedzać chociaż na kilka dni w roku. Przywraca mi spokój i umiejętność skutecznego odpoczywania.

Piękna i prawdziwa jest ta relacja młodej i dojrzałej kobiety. Jak darcie pierza…

W ich relacji jest niezwykła harmonia, bo nie ma tu jednostronnego przepływu energii. Bohaterki czerpią z siebie nawzajem dokładnie to, czego najbardziej potrzebują i czego nie mogą im dać inni, choćby bliżsi im ludzie. Marta bez Jagody trwałaby w swoim zagubieniu, Jagoda mogłaby nie dźwignąć zadania, które sobie wyznaczyła. Dopełniają się, a dodatkowo wiąże je tajemnica, którą czuć w powietrzu, choć długo pozostaje niewypowiedziana, bo przecież Marta nie wie, co sprawiło, że trafiły do jednego pociągu.

Przykładem siostrzeństwa jest inspiracja do Pani poprzednich książek o Trzykrotkach, prawda?

Pisząc Obcą kobietę w ogóle nie myślałam o Trzykrotkach, za wyjątkiem jednej sceny, w której się pojawiają. Generalnie uważam, że więzi, jakie powstają między kobietami to coś niebywale fascynującego. W przyjaźni potrafimy być jak gąbki, nasiąkamy cudzymi radościami i smutkiem. Mamy dużą zdolność współodczuwania i nie wstydzimy się tego. To rozwija, buduje wrażenie wspólnoty, zrozumienia, mnoży nasze doświadczenia, chroni od samotności. Takie relacje są bezcenne, chociaż często wiążą się ze sporym kosztem emocjonalnym, gdy pochłaniają nas cudze dramaty.

Wierzy Pani w powiedzenie „Co nas nie zabije, to nas wzmocni”?

W metaforycznym sensie jak najbardziej. Jeśli chowamy w sobie traumy, do których nie chcemy się przyznać sami przed sobą i tylko robimy dobrą minę do złej gry, nie może być mowy o wzmocnieniu. Taki stan nie zabija nas dosłownie, za to powolutku wciąga w otchłań, odbierając wiarę w siebie lub innych, odwagę, radość życia itd.

Czy do napisania „Obcej kobiety” zainspirowała Panią jakaś rzeczywista historia, czy to w całości fikcja literacka?

Powieść jako całość jest fikcją literacką. Za to wiele klocków, które się na nią składają, zaczerpnęłam z rzeczywistości: fragmenty rozmów, obrazy z przełomu XX i XXI wieku, kilka zdarzeń. Prawdziwe są także miejsca i mój stosunek do nich. Bardzo chciałam pokazać w tej powieści mój zachwyt okolicą ujścia Wisły oraz Mierzeją Wiślaną. Mam nadzieję, że mi się to udało.

Kim jest tytułowa obca kobieta? Matka, która urodziła, ale oddała dziecko, matka, która wychowywała, ale nie urodziła, kobieta spotkana w pociągu…

Jeśli się głębiej zastanowić, w tej powieści jest kilka kandydatek na tytułową „obcą”. To te, które nie stanęły na wysokości zadania oraz te, które wcale nie chciały być obce, lecz zostały poczęstowane gorzką pigułką rozczarowania. Niech Czytelnicy ocenią, która z nich najbardziej zasługuje na to miano.

Czy zgodzi się Pani, że „Obca kobieta” to również opowieść o stracie? Stracie ludzi, ale też stracie złudzeń?

Oczywiście, że tak. Ludzie zwykle odchodzą sami, nie dając nam wyboru, a złudzeń kurczowo się trzymamy, nakładając je na nasze doświadczenia, jak kolorowe filtry. Trzeba zrobić w głowie generalny remont wspomnień, przekonań, pragnień, a potem zebrać w sobie mnóstwo sił i odwagi, by ujrzeć swoje życie takim, jakim naprawdę jest.

Jaki temat chciałaby Pani podjąć w kolejnych książkach?

Pomysłów mam masę i największym wyzwaniem jest dla mnie uszeregowanie ich w odpowiedniej kolejności. Będzie emocjonalnie, wesoło, nostalgicznie, czyli różnorodnie, jak zwykle w moich książkach. Na ten moment wolałabym jeszcze niczego nie zdradzać.

Najważniejsze słowa, jakie Pani usłyszała od czytelników?

Najbardziej mnie porusza, gdy słyszę od Czytelników, że po lekturze mojej książki coś zrozumieli, dostrzegli w swoim życiu i zamierzają to przemyśleć, przewartościować, czasem zmienić. Dla mnie to dowód, że powieść zostaje z nimi na dłużej, towarzyszy im nadal po odłożeniu jej na półkę.

Magda Kaczyńska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)