Strony

sobota, 8 września 2018

"Kamień" Małgorzata Fugiel - Kuźmińska, Michał Kuźmiński - recenzja





Po raz pierwszy miałam okazję przeczytać książkę określaną mianem etnokryminału. Muszę przyznać, że zaciekawiło mnie to, czy czymś się będzie różnić od znanego mi świetnie gatunku z dreszczykiem i, oczywiście, czy przypadnie mi do gustu. Jak widać po ocenie, książka mi się spodobała. Nie zdradzę zbyt wiele, by nie psuć przyjemności z lektury tym, którzy jeszcze po "Kamień" nie sięgnęli, ale na pewno rozejrzę się za pozostałymi dwoma tomami tej serii. 

Kilka słów o fabule. 
Niedaleko romskiej osady, Kamienia, na Sądecczyźnie, ludzie natrafiają na ciało pięcioletniego chłopca. Na pierwszy rzut oka widać, że dziecko było wycieńczone i z pewnością chorowało, zanim zmarło. Pierwsze podejrzenia padają na mieszkających nieopodal Romów. Biali sąsiedzi, a nawet policja, myślą stereotypowo i krzywdząco. Większość osób uważa, że to właśnie ludzie z osady są winni śmierci dziecka. Sytuacja komplikuje się dodatkowo, kiedy okazuje się, że dziecko jest... białe. To zdecydowanie nie pomaga Romom. Teraz, oprócz samego faktu znalezienia ciała dziecka, dochodzi jeszcze konflikt międzykulturowy. No, bo jak to? Ciało białego dziecka znalezione wśród Cyganów? Kto dokonał tej zbrodni? Odpowiedź dla wielu może być tylko jedna. Kiedy policjanci rozpoczynają śledztwo w sprawie znalezionego ciała, podczas przeszukania osady, natrafiają na kolejne białe dziecko. Tym razem jest to, jak najbardziej żywa i szczęśliwa, dziewczynka o jasnych włoskach, która wyraźnie czuje się w jednym z romskich domów jak u siebie i mówi do jednej z kobiet "mamo".  
Anna Serafin, antropolożka kultury, zostaje poproszona o pomoc. Głód, policjant prowadzący sprawę nieżyjącego chłopczyka, nie jest zachwycony takim obrotem sprawy i jawnie okazuje kobiecie swoje niezadowolenie. 

Bardzo podobały mi się stworzone przez autorów postacie. Wszystkie, co do jednej, były realistyczne, trójwymiarowe i pełne szczegółów charakterologicznych. Nawet imiona miały przemyślane. 
Dziennikarz Sebastian Strzygoń, na przykład, nazywany jest w powieści Bastianem. Nie znoszę tego skrótu, a tutaj był tak dobrany do całej postaci, że żadna inna wersja tego imienia nie wchodziłaby po prostu w grę. 
Każda postać w tej powieści jest bardzo wyrazista. Gerard, Sylwia, Paweł, Jadzia, Łukasz, Dominika, Marek... Nawet pomniejsze postacie, jak chłopak z budki z kebabem, zostały stworzone z dbałością o istotne dla utrzymania realizmu i głębi tej historii szczegóły.
Postać podkomisarza Janusza Głoda jest genialna. Dopracowana co do milimetra tak, że można sobie tego gościa bez problemu wyobrazić. Uparty i wściekły, kiedy coś nie idzie po jego myśli. Lekko zaniedbany facet, dla którego wygląd to sprawa drugorzędna. Równie nieistotna w jego świecie jest kultura osobista czy choćby podstawowe zasady dobrego wychowania. Niech inni się martwią, on ma gdzieś, czy ktoś będzie przez niego płakał w kącie. Postawiony przed faktem otrzymania wsparcia w postaci pracownika naukowego płci żeńskiej, w szpilkach i kostiumie szytym na miarę, wrzuca Annę na głęboką wodę wioząc ją bez przygotowania do romskiej osady. Jak wypadnie antropolożka, zaopatrzona głównie w wiedzę książkową, w pierwszym starciu z rzeczywistością?    

Kto jeszcze zginął? Kogo porwano? Na jakie inne wątki natrafiła policja w toku śledztwa? Z każdym rozdziałem pojawia się więcej możliwości i pytań. Zamiast rozwiązania sprawy nieżyjącego chłopca, mamy kolejne ciała i mnożące się zagadki... 


Złożoność wątków występujących w powieści, dynamiczne dialogi, odmalowane z dużą precyzją sceny kolejnych działań policji i innych bohaterów sprawiają, że książkę czyta się szybko. Nawet się człowiek nie obejrzy, a już przemierza trasy pokonywane przez bohaterów, analizuje wraz z nimi znalezione dowody i przeżywa, kiedy ta czy inna postać znajduje się w niebezpieczeństwie. 

Irytowało mnie tylko trochę wielokrotnie powtarzane w dialogach "...Cyganie, przepraszam, Romowie...). Można poprawić się raz, drugi, trzeci, ale tutaj wyjątkowo często ktoś się mylił i poprawiał... Być może taki był zamysł autorów, by to poprawianie się wyeksponować.  
Żałowałam też, że nie ma tłumaczenia dialogów pisanych w języku Romów. Bardzo chciałabym wiedzieć, co mówili, a nie zawsze dało się wykoncypować na podstawie wtrącanych zwrotów polskich, o co może chodzić. 

Tytuł ma w przypadku tej książki wiele znaczeń. Wiąże się z jednym z miejsc akcji, ale także koresponduje z problemami, które piętrzą się między Romami a ich sąsiadami, z twardym spojrzeniem i kamiennymi sercami, które wciąż napotykają mieszkańcy osady. Duet Kuźmińskich świetnie obserwuje i te swoje wnioski przenosi na papier. Jako naród nie prezentujemy się na tym obrazku zbyt dobrze. Z kart powieści wyziera bowiem ksenofobia, uprzedzenia różnego kalibru i schematyczne szufladkowanie ludzi...  


Recenzja powstała w związku z promocją książek biorących udział w niezależnym konkursie "Brakująca Litera" 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)