Nowy komiks Egmontu pt. "Marzi. Dzieci i ryby głosu nie mają" to zbiorcze wydanie czterech historii o kilkulatce, której przyszło żyć w Polsce w czasach PRL-u. Tytułową bohaterką jest sama autorka, która odtworzyła swoje dzieciństwo w Polsce Ludowej na podstawie wspomnień własnych oraz swojej rodziny. Historyjki opowiadane z perspektywy dziecka mają wiele uroku, a dziecięca logika i prostota przekazu wywołują niejednokrotnie uśmiech na twarzy. Szczególnie, kiedy czytelnik był w tamtych czasach w podobnym do Marzi wieku.
Lata 80. w naszym kraju to dla dzisiejszych dzieci i nastolatków czas, którego realiów nie znają. Nie rozumieją ówcześnie panującej atmosfery, stania w kilometrowych kolejkach, zabaw na klatce schodowej, kupowania na kartki czy pustych półek w sklepach. Wielu nie mieści się to w głowach, a dorosłym czasami trudno jest im to wytłumaczyć.
Mała bohaterka komiksu opowiada o tamtych czasach ze swojego dziecięcego punktu widzenia. Bez pompatyczności i nadęcia, bez martyrologii czy sentymentalizmu. Nie rozwodzi się nad politycznymi rozgrywkami, nie opowiada długo i zawile. Jej wyjaśnienia są krótkie i proste.
Przez pryzmat logiki dziecka Marzi potrafi wytłumaczyć wszystko tak, że mniejsi czytelnicy zrozumieją bez problemu takie sytuacje, jak wystawanie w kolejkach po nocy, "rzucanie" towaru do sklepu czy ograniczenia ilościowe podczas kupowania cukru czy papieru toaletowego, który kiedyś był na wagę złota. Wbrew pozorom, jeśli ktoś nigdy nie przeżył sytuacji, w której czegoś nie mógł dostać, bo tego zwyczajnie nigdzie nie było, to nie zrozumie, że można było nie jeść czekolady czy pomarańczy, a kiełbasa i dobre mięso pojawiały się w domu od święta i tylko wtedy, kiedy komuś z rodziny udało się akurat trafić w sklepie na właściwy moment.
Przez pryzmat logiki dziecka Marzi potrafi wytłumaczyć wszystko tak, że mniejsi czytelnicy zrozumieją bez problemu takie sytuacje, jak wystawanie w kolejkach po nocy, "rzucanie" towaru do sklepu czy ograniczenia ilościowe podczas kupowania cukru czy papieru toaletowego, który kiedyś był na wagę złota. Wbrew pozorom, jeśli ktoś nigdy nie przeżył sytuacji, w której czegoś nie mógł dostać, bo tego zwyczajnie nigdzie nie było, to nie zrozumie, że można było nie jeść czekolady czy pomarańczy, a kiełbasa i dobre mięso pojawiały się w domu od święta i tylko wtedy, kiedy komuś z rodziny udało się akurat trafić w sklepie na właściwy moment.
Ilustracje w komiksie są piękne. Kolorowe, realistyczne i szczegółowe. Z przyjemnością się na nie patrzy, uzupełniając rysunki dopiskami pod nimi lub tekstami w dymkach. Mimo iż o wszystkim opowiada nam Marzi, a jej sposób narracji jest prosty, to równocześnie język, którego używa, jest literacki i bardzo poprawny. Nie ma tu niepotrzebnych opisów czy trudnych słów. Dzięki temu możemy skupić się bardziej na przekazie emocjonalnym. Emocje zaś pojawiają się nie tylko na poziomie języka, ale także rysunku. Ilustratorka bowiem profesjonalnie żongluje paletą barw, podkreślając optymizm i dziecięcą radość wielobarwnością, którą czasami ogranicza, prezentując wydarzenia smutne czy trudne.
W typowo dziecięcy sposób dziewczynka prezentuje swoją logikę i tłumaczy obserwowany świat po swojemu, bardzo mądrze i z humorem. Autorka świetnie ukazała realia panujące w Polsce lat 80. i to, jak ludzie radzili sobie w tych trudnych czasach.
Recenzja opublikowana również pod adresem: MARZI
Recenzja opublikowana również pod adresem: MARZI
Za możliwość przeczytania komiksu dziękuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)