Strony

wtorek, 25 czerwca 2019

"Z dna" Piotr Jastrzębski - recenzja



"Z dna widać wszystkich. Mało kto jednak dostrzega dno".

Dno. Nikt się raczej nie zastanawia nad tym, jak łatwo można się tam znaleźć. Że czasami wystarczy naprawdę niewiele. Małe potknięcie, które uruchomi lawinę zdarzeń i nagle BUM!, jesteśmy na dnie. A stamtąd łatwo się nie wraca. Gdyby to było takie proste, nie byłoby na świecie tylu ludzi borykających się z problemem alkoholowym czy narkotykowym. Najbardziej zaskakujące chyba jest to, że na dnie można znaleźć się nie tylko przez nadużywanie alkoholu. Kolejność może być odwrotna. To niespodziewane uderzenie w twarde dno może spowodować, że człowiek sięgnie po butelkę. 

Piotr Jastrzębski opisał prawdziwą do bólu historię. Realną, bo jego własną, zapamiętaną z czasu, kiedy sam znalazł się na tytułowym dnie, a jego życie oscylowało wokół kolejnej butelki denaturatu. Nie znam tego świata kompletnie. Mogę sobie najwyżej wyobrazić, jak to jest, kiedy człowiek musi się napić, bo oszaleje. Porównać to z czymś, co dla mnie jest tak ważne, jak dla alkoholika "procenty". Ale to wciąż będzie namiastka zrozumienia sytuacji. Dążenie do samounicestwienia, poprzez prowadzenie takiego właśnie życia, pozostanie dla mnie bowiem niepojęte. Dlatego cieszę się, że mogłam przeczytać tę książkę. Dzięki autorowi na chwilę znalazłam się w rzeczywistości, która przez długi czas była jego chlebem powszednim. Obserwowałam, jak powoli tracił swoje dotychczasowe życie i zagłębiał się w to nowe, wypełnione poszukiwaniem fioletowego sensu w bezsensie codzienności. 

W konstrukcji powieści spodobał mi się najbardziej pomysł z wiatrem wspomnień. Powiew ten jasno dawał do zrozumienia, że za chwilę poznamy fragment poprzedniego życia autora. Obejrzymy krótką stopklatkę prezentującą to, co jeszcze z niego pamiętał. Na tle życia, w którym najważniejsze jest zdobycie kolejnej porcji fioletowej ambrozji, te momenty były jak piękny sen o normalności.    

"Z dna" to nie jest zwykła książka, którą można przeczytać i zapomnieć. To refleksyjna opowieść, która będzie długo siedziała w człowieku Daje  do myślenia i, wbrew pozorom, wcale nie chodzi tu o umoralnianie i przestrzeganie przed sięgnięciem po używki. Wydaje mi się, że Autor postanowił pokazać nam, że menel, często oceniany negatywnie i ignorowany, to też człowiek, któremu przyszło funkcjonować w takiej, a nie innej rzeczywistości i robi to najlepiej, jak potrafi. Jeśli jest inaczej, to może nie zrozumiałam przesłania :)  

Podczas lektury pojawia się mnóstwo pytań. Czy można wyrwać się ze szponów nałogu? Jak to zrobić? Dokąd pójść po pomoc? Czy metody walki z alkoholizmem w naszym kraju są skuteczne? Czy pomoc jest dostępna dla wszystkich, którzy potrzebują wsparcia? Czy ludzie ci chcą, aby ktoś im pomógł?  I co rozumieją przez pojęcie pomocy? Czy w świecie przesiąkniętym alkoholem i narkotykami istnieją ludzkie odruchy? Uczucia? Relacje międzyludzkie? I wreszcie najważniejsze, czy menel, którego widzimy na ulicy, to wciąż człowiek? Piotr Jastrzębski odpowiada nam na te pytania swoją książką. Uważam, że wszyscy powinni ją przeczytać, by choć trochę zrozumieć to, co dzieje się w głowie człowieka ogarniętego nałogiem. I zobaczyć, jak dojrzewa on do chwili, w której zdecyduje, w jaki sposób zakończy swoje męczarnie. 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Autorowi, 
a także Iwonie Niezgodzie, która zorganizowała akcję promocyjną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)