Strony

sobota, 28 grudnia 2019

„Zaszyj oczy wilkom” Marta Krajewska - recenzja



W kwietniu 2018 roku sięgnęłam po powieść z gatunku fantasy „Idź i czekaj mrozów”Marty Krajewskiej. Spodobała mi się tak bardzo (słowiańskie klimaty to jeden z moich ulubionych wątków), że natychmiast zakupiłam drugi tom cyklu Wilcza Dolina. Do tej pory nie miałam jednak czasu, by go przeczytać, aż wreszcie… udało się! Czy warto było wrócić do Wilczej Doliny?

Akcja powieści „Zaszyj oczy wilkom” rozgrywa się na przestrzeni roku. Opiekunka Wilczej Doliny, Venda, staje przed nie lada wyzwaniem, które w dużej mierze uniemożliwia jej wypełnianie obowiązków związanych z ochroną mieszkańców wioski. Cena za powrót ukochanego wilkara okazuje się być naprawdę wysoka. DaWern strzeże dziewczyny, chociaż sam również nie ma lekko. Wciąż nie zapuszcza się do wsi, a ludzie wrogo na niego patrzą. Mimo problemów miłość między dziewczyną a wilkarem kwitnie, choć nie można by tego uczucia nazwać słodkim czy delikatnym. Czego zażądał od Vendy Pan Lasu za powrót DaWerna? Czy wilkar pozostanie wierny swojej ukochanej?
W okolicznych lasach pojawia się wilkołak, giną ludzie. Do Wilczej Doliny przybywa trzech obcych mężczyzn, którzy zamierzają szukać legendarnego skarbu wilkarów. Młodzi mieszkańcy wsi łączą się w pary wbrew woli rodziców, co nie zawsze kończy się dobrze. Atra, przez wszystkich mieszkańców postrzegana jako wywyższająca się księżniczka o twardym sercu, próbuje odzyskać coś bardzo ważnego i rozpoczyna nauki u Wiedźmy.  

Autorka po raz drugi stworzyła fantastyczny słowiański świat, pełen wierzeń i rytuałów. Opisy obrzędów pozwalały mi chociaż w części wyobrazić sobie codzienność żyjących wiele lat temu ludzi. Świetnie skonstruowane postacie i sugestywne opisy stworzyły niepowtarzalny klimat, czasami mroczny i tajemniczy, a innym razem wesoły i pełen zadziornego humoru. Wśród wielu postaci mamy antagonistyczne bohaterki: często niepewną siebie opiekunkę doliny Vendę i pełną buty przyszłą wiedźmę Atrę. Obserwowanie ich interakcji było dużą przyjemnością, nie wspominając o wątku, w którym między kobiety nagle wkroczył DaWern. I żeby była jasność, nie czytam romansów i nie lubię wątków romantycznych w powieściach. Tymczasem to, jak autorka poprowadziła relacje między tą trójką, okazało się być świetne.   

Ciekawe było to, że autorka zawarła w fabule porównanie do dwóch baśni, Królowej Śniegu i Czerwonego Kapturka. W takich chwilach przychodzi mi do głowy myśl, że to ciekawe, jak czasami pewne wątki się zazębiają, a my tak naprawdę nie mamy pojęcia, które opowieści były pierwowzorem dla innych. Tekst uzupełniają rewelacyjne ilustracje. Mogłoby ich być więcej :-)

Jeśli interesują Was słowiańskie klimaty i wątki, ten cykl będzie dla Was idealny. Z niecierpliwością czekam na informację, kiedy pojawi się kolejny tom przygód Vendy, DaWerna i Atry. 
Moja ocena byłaby wyższa, gdyby nie wszechobecne w tekście literówki, które mnie irytują ;-)


Tytuł: „Zaszyj oczy wilkom”
Autor: Marta Krajewska
Gatunek: fantastyka, fantasy
Liczba stron: 520
Wydawnictwo: Genius Creations
Cykl: Wilcza Dolina, tom 2

Moja ocena: 5/6

środa, 25 grudnia 2019

"Wada" Robert Małecki - recenzja



Drugi tom serii przygód komisarza Grossa nie rozczarował mnie fabułą. Robert Małecki znów zaprosił czytelników do śledzenia działań policji w nietypowej sprawie. Mamy bowiem miejsce zbrodni pełne krwi, ale ciała, narzędzia zbrodni i sprawcy brak. Zatem co wydarzyło się nad jeziorem? Do kogo należą znaleziona w lasku czerwona bielizna i czy namiot na pewno stał się miejscem jakiejś zbrodni? Bernard Gross nie ma żadnego punktu zaczepienia, nikt niczego nie widział, a komisarz nie ma pojęcia, od czego zacząć. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie dołożył wszelkich starań, by przynajmniej spróbować rozwiązać tę zagadkę.

Gross podejmuje się również przejrzenia nierozwiązanej sprawy sprzed trzydziestu lat. Pewien dzień, w którym zaginęła Krystyna Palacz i jej maleńki synek, zmienił na zawsze życie jej męża i starszej córeczki, Magdy. Mężczyzna z córką poświęcił życie, by poznać prawdę o zniknięciu żony, ale lata poszukiwań poszły na marne. Czy Gross spojrzy na akta świeżym okiem i wyłowi brakujące ogniwa?

Niestety, ogromne zaangażowanie komisarza i jego ekipy w obie sprawy niewiele pomaga. Odnalezione z wielkim trudem ślady gmatwają wszystko, zamiast rozjaśniać. Czy te dwie sprawy coś łączy? Jak ujawnienie mrocznej tajemnicy z przeszłości wpłynie na ich rozwikłanie?

Akcja powieści nie jest zawrotna, nie znajdziecie tu pościgów czy rozlewu krwi, ani makabrycznych opisów. Autor skupia się bardziej na śledztwach i kolejnych poszlakach, pozwala obserwować działania policjantów i ich miotanie się między świadkami i dowodami. Chyba nawet lepiej, że fabuła rozwija się powoli, ponieważ mam wrażenie, że w tym tomie wątków i postaci jest więcej niż w „Skazie”, więc jest czas na poukładanie sobie wszystkiego. Przyznam się jednak, że dla mnie zagadki te okazały się zbyt skomplikowane i nie udało mi się przejrzeć zakończenia. Szacun dla autora za pomysł i wysoki poziom opisania całej tej historii. 

Oprócz prowadzonego podwójnego śledztwa autor zaserwował czytelnikowi również warstwę obyczajową, którą ja osobiście w kryminałach bardzo lubię. Żona Grossa wciąż przebywa w ośrodku dla „śpiochów”. Jej sytuacja nie zmieniła się, tymczasem komisarz bardzo przeżywa zniknięcie ich syna. Bartek wyszedł z domu, a jego telefon nie odpowiada. Gdzie udał się chłopak? Dlaczego postanowił opuścić ojca? Trudne zadanie postawił przed komisarzem autor. Kazał mu bowiem analizować nie tylko sprawy zawodowe, ale także własne życie.

Z niecierpliwością czekam na trzeci tom serii, ponieważ jestem bardzo ciekawa, co autor nam zaproponuje. Liczę tylko na lepszą korektę, bo kilka błędów, takich z przytupem, znalazłam ;-)

Polecam tę serię wielbicielom twórczości kryminalnej Katarzyny Puzyńskiej, Camilli Läckberg czy innych pisarzy, tworzących kryminały lub thrillery z warstwą obyczajową.

Tytuł: „Wada”
Autor: Robert Małecki
Gatunek: kryminał z warstwą obyczajową
Liczba stron: 536
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Cykl: Bernard Gross, tom 2

Moja ocena: 5/6


niedziela, 22 grudnia 2019

"Felix i niewidzialne źródło" E. E. Schmitt - recenzja



„Felix i niewidzialne źródło” to kolejne opowiadanie E. E. Schmitta należące do Cyklu o Niewidzialnym. Filozoficzny charakter opowieści skłania do zastanowienia się nad poruszanymi przez pisarza tematami. Tym razem fabuła skupia się na poszukiwaniu sensu i radości życia.

Felix to dwunastoletni mieszkaniec Paryża. Mieszka w stolicy Francji wraz z matką, Fatu, która prowadzi niewielką kawiarnię. Nadchodzi jednak dzień, w którym kobieta z radosnej i zawsze uśmiechniętej staje się ponura i nieobecna. Jej „choroba” postępuje, a chłopiec zaczyna obawiać się o życie matki. Fatu to kobieta, która dostrzega więcej, i którą nagle dopada depresja wywołana silnymi emocjami i oderwaniem od korzeni, a jej syn Felix za wszelką cenę stara się zmobilizować matkę do odzyskania chęci życia.  
Jest gotowy zrobić wiele, by uratować ją od śmierci, która zbliża się nieubłaganie. Felix prosi o pomoc wujka Bambę, który przybywa z Afryki. Czy zdoła on wyciągnąć kobietę z krainy cieni? Kto zabierze Fatu i Felixa do Afryki i co wydarzy się na miejscu?

Spodziewałam się trochę innej historii, ale ta, którą dostałam, również była ciekawa. Sporo w niej odrębnych elementów, które składają się w intrygującą całość. Przesłanie powieści jest dość czytelne. W życiu człowieka ważne są korzenie i przodkowie, którzy tworzą naszą historię i są częścią naszego życia. Kiedy ich zabraknie, stracimy również część siebie.

Polecam tę opowieść czytelnikom, którzy lubią filozoficzne historie, nad którymi można się pochylić i zastanowić nad życiem, duchowością czy relacjami międzyludzkimi.


Tytuł: „Felix i niewidzialne źródło”
Autor: E. E. Schmitt
Gatunek: powieść filozoficzna
Liczba stron: 176
Wydawnictwo: ZNAK Literanova

Moja ocena: 6/6

wtorek, 17 grudnia 2019

„Pod tym samym niebem” Katarzyna Kielecka - recenzja



Nie zawsze książki z polecenia trafiają w nasz gust czytelniczy. Niebezpieczeństwo takich polecajek polega na tym, że każdy z nas oczekuje od danej lektury czegoś innego. Tym razem skusiłam się na rekomendowaną przez koleżankę książkę, ale nie ukrywam, że najpierw urzekła mnie jej okładka. Bajkowa i taka jakaś magiczna. Jednak od razu muszę Was uprzedzić, że treść powieści niewiele ma wspólnego ze świątecznym klimatem. Owszem, są akcenty, ale jednak nie jest to typowa lukrowana opowiastka. Zatem pytanie, czy książka ta spełniła moje oczekiwania?

Głównymi bohaterkami powieści są dwie przyjaciółki, Lilianna i Kinga. Właściwie kobiety mają tylko siebie nawzajem, bo rodzice Kingi rzadko się z nią kontaktują, a Lilianna samotnie wychowuje czteroletnią córeczkę, Nelę. Pewnego dnia Lilka otrzymuje list od nieznanej kobiety, która przedstawia się jako siostra bliźniaczka jej zmarłej kilka miesięcy wcześniej babci. Obie z Kingą zastanawiają się jednak, czy ktoś nie robi sobie głupich żartów. Babcia Janka nigdy nie rozmawiała z Lilką o swojej siostrze. A może to Lilka za mało pytała o przeszłość starszej pani? Przychodzące co jakiś czas listy pełne są tęsknoty i poczucia winy. Nieznajoma staruszka zaklina Liliannę, by ta przyjechała do niej na święta i przyjęła dom, który cioteczna babcia zapisuje jej w spadku. Jaką decyzję podejmie kobieta?

Kinga wspiera przyjaciółkę ze wszystkich sił, chociaż ma też swoje problemy. Jej ukochany, Adam, stawia wszystko na jedną kartę i kupuje pierścionek zaręczynowy. Jednak Kinga potrzebuje do życia poczucia wolności. Nie w głowie jej obrączka i pieluchy. Jak zareaguje na niespodziewane oświadczyny? Czy ich związek przetrwa ciężką próbę konfliktu interesów?

Listy starszej pani są świetnie napisane i wciągające. Udał się autorce ten zamysł, by we współczesny czas akcji wpleść wydarzenia sprzed siedemdziesięciu lat. Wspomnienia staruszki z czasów wojny gładko wpasowały się w tę historię i nie ukrywam, że bardzo ucieszył mnie ten wątek.  

Biorąc powieść do ręki miałam nadzieję na coś więcej niż pieczenie pierników i ubieranie choinki. I nie przeliczyłam się. Wielowątkowość nie pozwala znudzić się lekturą. Na kolejnych stronach czekają tematy związane z chorobą i reakcją otoczenia na niepełnosprawność, z lękiem przed bliskością i związkiem czy tęsknotą za rodzinnym ciepłem. Może nie są to sprawy najłatwiejsze, ale autorka idealnie przeplata codzienne smutki i problemy ze świątecznymi akcentami.

Stworzeni przez pisarkę bohaterowie są bardzo plastyczni, zróżnicowani i trójwymiarowi. Charakterna Kinga, która skrywa swoje słabości za twardą skorupą, Lilianna marząca o miłości i poczuciu bezpieczeństwa u boku ukochanego, tajemnicza cioteczna babcia, której charyzma wyziera zza każdej literki pisanych listów i Nela, prawdziwe maleńkie „żywe srebro” z genialnym własnym słownictwem. To nie wszystkie postaci, które spotkacie na kartach powieści. Są i faceci, rzecz jasna. W tej kwestii równowaga została zachowana.  

Piękny język i świetna korekta są dodatkowymi atutami tej powieści. I dialogi! Brzmiące bardzo realnie, z humorem lub powagą, wedle potrzeb kolejnych scen. Czytało mi się ją wybornie i z przyjemnością napotykałam w tekście rzadko używane na co dzień słowa. Wiecie, na przykład, kim jest basałyk? :-)

Chociaż finał powieści można by uznać za zamykający, to jednak istnieją wątki, które mogą mieć swój dalszy ciąg. Z niecierpliwością czekam zatem na drugi tom tej historii.


Tytuł: „Pod tym samym niebem”
Autor: Katarzyna Kielecka
Gatunek: powieść obyczajowa o zabarwieniu świątecznym
Liczba stron: 302
Wydawnictwo: Szara Godzina

Moja ocena: 6/6


Książkę mogłam przeczytać dzięki pewnej Dorotce, za co jestem jej niezmiernie wdzięczna <3




sobota, 14 grudnia 2019

„Podaruj mi szczęście” Lidia Liszewska & Robert Kornacki - recenzja



Świąteczna powieść autorstwa duetu Lidia Liszewska & Robert Kornacki przeczytana. Nie spodziewałam się szału i może dobrze, bo dzięki temu nie rozczarowałam się tą lekturą. Po zastanowieniu muszę  niestety stwierdzić, że nie wniosła niczego nowego do mojego czytelniczego świata. Jeśli liczycie na świąteczny klimat, to będziecie musieli poczekać do ostatniego rozdziału. I okładka, tak, to jedyne elementy łączące ten tom ze świętami.

Rozdziałów w powieści jest tylko osiem. Na trzystu stronach. Dlatego przygotujcie się na to, że są to rozdziały długie i pełne opisów, a dialogów jest jak na lekarstwo. Zabieg ten sprawił, że akcji praktycznie nie ma, bo zabiły ją wszechobecne opisy stanów emocjonalnych i rozterek bohaterów, ich marzeń i problemów, a także wydarzeń, które miały miejsce w poprzednich tomach tej serii (tak, czas akcji jest tutaj zmienny jak chorągiewka na wietrze i często nie byłam pewna, czy czytam właśnie o czyjejś przeszłości, czy teraźniejszości). Nie jestem zwolenniczką rozkładania na atomy każdej emocji targającej postacią czy dogłębnego analizowania jakiegoś jej problemu na kilku kolejnych stronach, więc taki sposób prowadzenia narracji zdecydowanie nie przypadł mi do gustu. Efekt był taki, że od połowy powieści zaczęłam przeskakiwać wzrokiem kolejne akapity, ale, co ciekawe, nie straciłam wątku.  

Język powieści jest momentami zbyt „kwiecisty”. Przykład? Żeby nie rzucić spojlerem, wspomnę tylko, że bardzo mnie ubawiło, kiedy „leżąca na stoliku komórka zawibrowała i zadźwięczała tradycyjnym sygnałem przychodzącego połączenia telefonicznego”. Nie wiem jak to jest u Was, ale mój telefon po prostu dzwoni. Myślę, że gdyby narracja nie była tak przekombinowana, czytałoby się lepiej.    

Jeśli ktoś nie czytał poprzednich trzech tomów, może mu być trudno zorientować w tych wszystkich opisach dotyczących kolejnych bohaterów i łączących ich powiązaniach. Są to postacie, które w poprzednich częściach swoje przeżyły, a teraz obserwujemy ich obecne życie, ewentualnie towarzyszymy im podczas wracania pamięcią do przeszłości. I właściwie tyle, nic więcej się tutaj nie dzieje, a zakończenie jest bardzo przewidywalne i sztampowe.  

Jeśli miałabym podać plusy, to myślę, że tym razem wreszcie jest nieźle w kwestii korekty, a finałowy rozdział pełen jest pozytywnych akcentów i radosnej atmosfery. Na pierwszy plan wysunęły się czułe relacje rodzinne i przyjacielskie między bohaterami, nawet tymi, którzy do tej pory patrzyli na siebie wilkiem. W końcu magia wigilijnego wieczoru może polukrować każdą znajomość…

Nie będę zachęcać ani zniechęcać Was do lektury. Przeczytałam ten tom, ponieważ znam poprzednie, a nie lubię odkładać niedokończonej serii. Osobiście jednak mam nadzieję, że kolejne tomy już nie powstaną. Jednak to, że mnie nie zachwyciła ta historia nie oznacza, że nie spodoba się i Wam. Wszystko zależy od tego, czego oczekujemy od lektury i o czym lubimy czytać. Dlatego najlepiej przekonajcie się sami, czy Wam przypadnie do gustu. Ale proponuję zacząć od początku serii, żeby mieć pełen ogląd sytuacji fabularnej.


Tytuł: „Podaruj mi szczęście”
Autor: Lidia Liszewska & Robert Kornacki
Gatunek: powieść obyczajowa
Liczba stron: 300
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Seria: Matylda i Kosma, tom 4

Moja ocena: 3/6

 Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona



wtorek, 10 grudnia 2019

„Komórki się pani pomyliły” Jacek Galiński - recenzja



Zofia Wilkońska znowu dała czadu. Tym razem kobieta zupełnie przypadkowo wnika w świat mafii, a przekręty, oszustwa i inne zbrodnie stają się dla niej chlebem powszednim.

Staruszkę znajdujemy w szpitalu, gdzie spędza czas na organizowaniu sobie wygodnego życia. Jej radość jednak nie trwa długo. Szybko okazuje się bowiem, że nie ma powodu, by dłużej zajmowała szpitalne łóżko. Czas zostawić niebywałe luksusy i wracać do pustego  domu… Nasza bohaterka nie jest jednak w ciemię bita, więc zanim pozwoli się wystawić za drzwi szpitala, załatwi sobie jeszcze przyspieszoną operację biodra!
Po opuszczeniu lecznicy Zofia postanawia w końcu odwiedzić syna w jego nowym domu. Mężczyzna nie odbiera telefonów od matki, co tę ostatnią niesamowicie irytuje. Sytuacja staje się odrobinę niekomfortowa, kiedy Zofia, po dostaniu się do zamkniętego na głucho domu przez okno, natrafia na… zwłoki. Przekonana, iż morderstwa dokonał jej syn, postanawia sama odnaleźć sprawcę. W końcu nie ma dobrych doświadczeń związanych ze współpracą z policją, więc nie zamierza liczyć na ich pomoc. W tym miejscu akcja nabiera tempa, a nasza bohaterka rzuca się wręcz w wir wydarzeń, ląduje w niesamowitych miejscach i poznaje coraz to dziwniejszych ludzi. Czy dobrze na tym wyjdzie? Gdzie podział się jej syn? Kim był zabity człowiek? I wreszcie kto jest mordercą?

Aby polubić Zofię i jej często ironiczną narrację, trzeba mieć dystans nie tylko do siebie, a i do otaczającej nas rzeczywistości. Co ciekawe, im bardziej poważnie Wilkońska podchodzi do spotykających ją sytuacji, tym zabawniejsze są skutki jej działań i efekty komentarzy. Znajdziecie w tym tomie sporo odniesień między innymi do aktualnej sytuacji politycznej. Ale spokojnie, wszystko jest wyważone i idealnie wpasowane w fabułę. To Zofia gra tutaj pierwsze skrzypce i nie sądzę, by pozwoliła autorowi na pomniejszanie jej roli w powieści :D Poza tym co to byłaby za historia bez nieszablonowej staruszki z nieodłącznym wózeczkiem i… hulajnogą?

Może i obecne przygody głównej bohaterki są naciągane i nierealne, ale przecież nie o to chodzi w tej powieści, by wytykać Zofii, że w realnym świecie nie byłaby w stanie dokonać tego wszystkiego, co zrobiła w książce, prawda? Najważniejsze jest to, że pierwszoosobowa narracja i krótkie zdania tworzą niepowtarzalną atmosferę i malują obraz żywotnej staruszki, która nie daje sobie w kaszę dmuchać. I którą naprawdę da się lubić. Zakończenie sugeruje powstanie tomu trzeciego, więc czekam z niecierpliwością :-)

Brakujący punkt z oceny zawiesił się w kilku miejscach, gdzie zagnieździły się literówki, oraz tam, gdzie pani Zofia w jednej scenie wyjęła pewne pudełko dwa razy ;-)  


Tytuł: „Komórki się pani pomyliły”
Autor: Jacek Galiński
Gatunek: komedia kryminalna
Liczba stron: 334
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Zofia Wilkońska, tom 2

Moja ocena: 5/6

Książkę mogłam poznać dzięki współpracy z serwisem jakkupowac.pl


piątek, 6 grudnia 2019

"Choinka cała w śniegu" Joanna Szarańska - recenzja



Po lekturze trzeciego tomu trylogii świątecznej Joanny Szarańskiej doszłam do dwóch wniosków. Po pierwsze, czytanie kolejnych tomów serii od razu jeden po drugim jest fajne, ponieważ pamięta się całą fabułę. Po drugie, szkoda, że to już koniec tej historii, bo chętnie poznałabym dalsze losy bohaterów.

Przy ulicy Weissa zbliża się kolejna Wigilia. Świąteczny klimat powoli zadomawia się w mieszkaniach, ale lokatorzy chyba nie do końca chłoną bożonarodzeniową atmosferę. Przynajmniej nie wszyscy. Są tacy, którzy wspominają z nostalgią poprzednie świąteczne spotkania sąsiadów i chcieliby znów poczuć magię świąt i bliskości, nawet jeśli nie ma już słynnej jodełki. Ale większość mieszkańców skupiła się na codziennych problemach i sprawach. Waldemar wynajmuje pokoik, w którym każdy kąt krzyczy wprost o niezwykle oszczędnym życiu jego lokatora. Anna ma serdecznie dość dowodów oddania byłego męża. Zuzanna rzuca się w wir… Instagrama, a Kajetan ląduje w alternatywnej rzeczywistości swoich „genialnych” pomysłów, związanych między innymi z nastoletnią już córką. Monika znów walczy z charakterną teściową, która aktualnie niepodzielnie rządzi pewną plebanią i… proboszczem. Pojawi się kilka zabawnych sytuacji, w których spotkają się mama Kwiatek i Pani Michalska. Ich dialogi są rewelacyjne! Uśmiałam się nie raz, chociaż przyznam szczerze, że raczej nie chciałabym zobaczyć tych scen na żywo. Mamy również wątek pani detektyw Kaliny i jej rodziny, w tym matki Lucyny, która - ciężko obrażona na córkę - wyrusza przed samymi świętami na warsztaty… szydełkowania (Asiu, skąd Ty bierzesz te pomysły??? :D) Kilku nowych bohaterów dodało fabule rumieńców. Najbardziej chyba spodobała mi się Stasia i jej eskapada do Kalwarii z kuzynem. Dziewczynka jest rezolutna, pomysłowa i odważna, więc nic w tym dziwnego, że postanawia pomóc chłopcu w odnalezieniu babci. Co wyniknie z tych poszukiwań?     

Humor przeplata się tutaj ze scenami chwytającymi za serce. Wszystko pięknie wyważone i okraszone zabawnymi i pełnymi emocji dialogami. Wspomnianych emocji najwięcej chyba pojawia się w rozmowach Lucyny i Kaliny, ewentualnie w dyskusjach mamy Kwiatek z innymi bohaterami :D Momentami miałam ochotę ukatrupić przynajmniej jedną z piekielnych mamusiek. Podczas lektury natraficie na sytuacje absurdalne i przerysowane, ale równocześnie wywołujące szeroki uśmiech.

Fabuła po raz kolejny zmierza w jednym słusznym celu. Znów chodzi o zjednoczenie sąsiadów w przedświątecznym czasie i zwrócenie uwagi na to, co jest najważniejsze. Że to nie zdjęcia, porządki czy nowy chłopak dorastającej córki mają znaczenie, tylko otwarte serca, bliskość i ciepło, które z nich płyną. Co wymyśli Pani Michalska? I do jakich wniosków dojdą lokatorzy kamienicy w tym roku?

Magia świąt po raz kolejny zadziałała, a lektura porwała mnie bez reszty. Aż szkoda, że nie będzie więcej tomów z tej serii. Chętnie dowiedziałabym się, co lokatorzy Weissa 5 wymyślą za rok.


Tytuł: „Choinka cała w śniegu”
Autor: Joanna Szarańska
Gatunek: powieść świąteczna
Liczba stron: 368
Wydawnictwo: Czwarta strona
Seria: Cztery płatki śniegu, tom 3

Moja ocena: 5/6


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona

niedziela, 1 grudnia 2019

"Osiedle marzeń" Wojciech Chmielarz - recenzja


"Osiedle marzeń" to czwarty tom serii o komisarzu Jakubie Mortce. Tytułowe osiedle to raj na ziemi, którego mieszkańcy to nie byle kto. Na pierwszy rzut oka to miejsce niezwykle ekskluzywne i bezpieczne, jednak pewnego dnia idealny obraz tego miejsca runie jak domek z kart. Kiedy na terenie osiedla zostają znalezione zwłoki studentki zajmującej się sprzątaniem osiedla i domów części mieszkańców, nic już nie będzie takie samo. Zuzanna, bo to ona straciła życie w nieznanych okolicznościach, zostaje znaleziona przez ochroniarza, który patroluje teren. Powoli poznajemy jej sytuację i zasady, według których pracowała na osiedlu. Z czasem okazuje się, że z pozoru niewinna i bezbronna dziewczyna, nie była tu wyłącznie sprzątaczką. 

Początkowo sprawa wydaje się w miarę prosta, jednak z czasem pojawia się coraz więcej problemów i niejasności. Śledztwo rozrasta się do znacznych rozmiarów, a Mortka z Suchą zbliżają się do rozwiązania powoli, nie zawsze stosując się do ogólnie akceptowanych reguł i zasad.

Wśród bohaterów coraz więcej mamy aspirantki Suchockiej. Fajnie, bo dzięki temu zyskujemy więcej ciekawych sytuacji i dialogów. Ciekawie obserwuje się współpracę tej dwójki policjantów. Mortka przyzwyczaja się do pracy z kobietą, która nie daje sobie w kaszę dmuchać.

Trochę naciągany wydał mi się wątek Kochana, który zostaje przywrócony do służby po tym, jak na światło dzienne wyszło jego brutalne zachowanie w stosunku do żony. Komisarz dostaje stos akt pełnych nierozwiązanych spraw, którymi ma się zająć. I tak się jakoś dziwnie składa, że która sprawa nie trafi w jego ręce, zostaje cudem rozwiązana. Ale ok, może po prostu miał szczęście albo ujawnił się jego błyskotliwy umysł.

Chmielarz potrafi zainteresować i wciągnąć czytelnika. Stopniuje napięcie i sprawia, że trudno odłożyć książkę. Czwarty tom czytało mi się świetnie, aż szkoda, że w serii (przynajmniej na razie) jest tylko pięć tomów. Zatem nie pozostaje mi nic innego, jak sięgnąć po ostatnie tom – „Cienie”. I, ewentualnie, mieć nadzieję, że to nie będzie ostatnie słowo komisarza Mortki.

Tytuł: „Osiedle marzeń”
Autor: Wojciech Chmielarz
Gatunek: kryminał
Liczba stron: 368
Wydawnictwo: Czarne

Moja ocena: 5/6