Kiedy komisarz Marta Lipowicz rozpoczyna pracę w komendzie we Wschowie, nie wie jeszcze, jak trudno jej będzie tam funkcjonować. Nie dość, że przeniosła się ze stolicy, co sprawiło, że atmosfera wokół niej zgęstniała już na wejściu, to bardzo szybko okazało się, że jest jedyną policjantką, która uważa, że dwa zgony we Wschowie wcale nie są samobójstwami, za czym obstawał naczelnik Olszański. Jego polityka zamiatania wszystkiego pod dywan sprawiła, że stająca okoniem Lipowicz szybko wylądowała na pozycji persona non grata.
Giną dwaj mężczyźni: nauczyciel o nieposzlakowanej opinii i proboszcz z lokalnej parafii. Wiele wskazuje na to, że obaj popełnili samobójstwo, jednak Marcie nie zgadzają się pewne szczegóły, choćby to, z czego skoczył wisielec. Policja nie znalazła w pobliżu żadnego stołka, taboretu, pieńka, niczego. Dla komendanta nie jest to problem, i tak decyduje o zamknięciu sprawy. Poza tym żona mężczyzny nie ma pojęcia o przeszłości męża. Podejrzane, prawda?
Ksiądz skoczył z wieży kościoła w środku nocy. Okoliczności tego zdarzenia są co najmniej dziwne, więc Lipowicz zaczyna podejrzewać, że może ktoś mu w tym pomógł. Również i tym razem komendant ucina wszelkie próby poprowadzenia śledztwa. Ciśnienie na komendzie rośnie, tymczasem Marta musi codziennie mierzyć się z nieprzyjemnymi komentarzami i plotkami na swój temat. Współpracownicy nie zostawiają na niej suchej nitki. Kobieta jednak nie daje się złamać i mimo przeszkód, usiłuje odkryć powiązania między ofiarami, których niestety przybywa. Wsparciem jest dla niej ojciec, który również mieszka we Wschowie, a że oboje mają problemy z nawiązywaniem relacji z innymi ludźmi, sami dla siebie są przyjaciółmi.
Stworzone przez autora postacie są do szpiku złe. Obserwujemy ich poczynania przez pryzmat dziecka, które w latach osiemdziesiątych trafia do sierocińca po śmierci rodziców i siostrzyczki. Może to trochę naciągane, że czterolatek posługuje się tak poważnym słownictwem, ale czytając te rozdziały uznałam, że to po prostu wspomnienia dorosłego mężczyzny. Bestialskie zachowania wychowawców z bidula są opisane bardzo realistycznie i dają do myślenia. Trudno uwierzyć, jak wielką krzywdę wyrządzili dzieciom ci ludzie, choć ich zadaniem było przede wszystkim roztoczenie opieki nad sierotami, które przecież już wystarczająco oberwały od losu.
Z zainteresowaniem czytałam kolejne wspomnienia mężczyzny, który przeżył w domu dziecka piekło. Po latach niewiele w tej małej miejscowości się zmieniło. Chociaż sierociniec stał się ludzkim miejscem, zmowa milczenia zahaczała o kolejne pokolenia i nikt nie chciał zdradzać mrocznych tajemnic tytułowego Domu.
Nie wiem co sądzić o wątku romansowym. Ogólnie za takimi nie przepadam, mogłoby go nie być i powieść nic by nie straciła. Ale dobra, niech będzie, że jest to jakiś element tła całej tej historii, w której prym wiodą tragiczne losy dzieci mieszkających w bidulu.
Dynamiczna akcja i dość zaskakujący finał sprawiają, że książkę czyta się z zapartym tchem, a opowieść krzywdzonego dziecka zostaje na długo w pamięci. Polecam, ale uprzedzam, że trudno nazwać tę powieść lekką.
Moja ocena: 6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)