Strony

niedziela, 31 lipca 2022

"Metro 2035" Dmitry Glukhovsky - recenzja

Kiedy brakuje czasu na czytanie, a książka liczy sobie ponad pięćset stron, czasami czyta się trudniej. I tak było w przypadku trzeciego tomu cyklu Metro. A może nie tylko czas miał tutaj znaczenie? Momentami naprawdę ciężko było mi zrozumieć wypowiedzi bohaterów i ich dialogi. Nie wiem czy to kwestia tłumaczenia, czy mojego rozproszenia. Trudno powiedzieć.

Pierwszą częścią byłam zachwycona. Wciągnął mnie stworzony przez autora świat, a bohaterowie byli realistyczni, prawdziwi i mroczni w postapokaliptycznym środowisku, w którym przyszło im żyć. Drugi tom jest w tej historii właściwie neutralny. Gdyby go nie było, nic byśmy nie stracili, ale z drugiej strony opowieść o Homerze i Hunterze, którzy muszą uratować podziemny świat przed epidemią to taki przerywnik przed finałem trylogii. Trzeci tom przenosi czytelnika z powrotem do części pierwszej i prowadzi wraz z bohaterami do finału, na który z zainteresowaniem czekałam. Tym razem dostajemy mieszankę Homera, Artema i dosłownie jeden procent Huntera... 

W tomie trzecim powraca Artem i to on staje się tutaj głównym bohaterem. Ignorując niebezpieczeństwo, wychodzi na powierzchnię, by łapać tam fale radiowe. Jest przekonany, że nie tylko mieszkańcy Moskwy przetrwali kataklizm i gdzieś tam, daleko, mieszkają inni ocaleni. Nikt mu nie wierzy, wszyscy traktują go jak wariata, a żona ma mu za złe, że tak się naraża, zamiast żyć jak inni. W końcu mężczyzna wyrusza w drogę przez metro i nie tylko, a jego celem jest udowodnienie wszystkim, że to on ma rację i można wrócić do życia na powierzchni. Dlaczego władze nie chcą pozwolić Artemowi odkryć prawdy o życiu na powierzchni? Kto wyruszy z mężczyzną w niebezpieczną drogę po odpowiedzi? Jak skończą się jego wysiłki? 

Muszę szczerze napisać, że zmęczyłam się tym tomem. Nie z powodu jego rozmiarów, bo bez problemu łykam takie i grubsze tomiszcza. Nie mogłam się jednak połapać w dość chaotycznych rozmowach bohaterów, ciągłych powtórzeniach i urywanych zdaniach. Nie mogłam znaleźć w nich logiki i w końcu szłam dalej, pomijając część dialogów. 

Trylogia Metro jako całość zupełnie mi się nie łączy. Brakuje mi jakiegoś spajającego te trzy książki elementu. Większość wydarzeń uleciała z pamięci bardzo szybko. Zostały główne wątki i wybrani bohaterowie, a wraz z nimi poczucie chaosu i brak połączeń między fabułami poszczególnych tomów. Chociaż może po prostu to ja ich nie znalazłam.

Podobał mi się natomiast przedstawiony przez autora obraz mieszkańców metra. Ich zachowanie, podejmowane decyzje, rozterki i codzienne sprawy, tak bardzo różne od tego, co znamy. Miejsce akcji jest mroczne i klaustrofobiczne. Czytając, czułam momentami przytłaczające mnie ściany i sufit poszczególnych stacji. Zapachy, dźwięki, małe przestrzenie, to wszystko tam jest i żyje swoim życiem. Cała ta otoczka pozwala zrozumieć finał powieści i całej trylogii. Nie będę Wam tu jednak spojlerować :-)

Jeśli lubicie powieści postapo, spróbujcie wyruszyć do Metra.

Tytuł: "Metro 2035"
Autor: Dmitry Glukhovsky
Gatunek: postapokalipsa
Liczba stron: 546
Wydawnictwo: Insignis
Cykl: Metro, tom 3

Moja ocena: 4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)