Moja ocena: 6/6
James Rollins kazał nam bardzo długo czekać na kolejną część cyklu Sigma, ale było warto uzbroić się w cierpliwość. To już szesnasty tom, w którym agenci Sigma Force ratują świat przed zagładą.
Akcja powieści rozgrywa się tym razem w kongijskiej dżungli. Ludzie uciekają przed powodzią do obozu pomocy humanitarnej, gdzie pracuje między innymi doktor Charlotte Girard. Ogrom pracy sprawia, że początkowo pracownicy obozu nie zwracają uwagi na dziwne zachowanie niektórych zwierząt, na przykład mrówek, które nagle zrobiły się agresywne, a ich ugryzienia powodują dotkliwy ból, a także wprowadzają pogryzionych ludzi w dziwny stan katatonii czy śpiączki. Z czasem sytuacja robi się na tyle niebezpieczna i niecodzienna, że tamtejsi lekarze podejmują decyzję o wezwaniu pomocy. Wiadomość przeznaczona jest dla Franka Whitakera, weterynarza i wirusologa. Z odsieczą wyrusza również kapitan Tucker Wayne wraz ze swoim partnerem w walce, psem-żołnierzem, Kainem. Nie może zabraknąć także drużyny Sigma Force. Zanim jednak specjaliści zdołają dotrzeć na miejsce, w dżungli rozpęta się burza, nie tylko ta będąca zjawiskiem pogodowym. Najgorsze zaś jest to, że w ostatnim odebranym łączeniu dało się słyszeć kategoryczny nakaz, aby ratownicy jednak nie przyjeżdżali. Co mogło wydarzyć się w obozie pomocy humanitarnej? Czy jego pracownicy jeszcze żyją? Dlaczego obóz został zniszczony i kto porwał dwójkę lekarzy wzywających pomocy? Co to za epidemia dotknęła mieszkańców tego terenu? Na te i wiele innych pytań muszą odpowiedzieć znani nam już z poprzednich tomów bohaterowie, bo kto, jak nie oni wyruszą na ratunek, nie zważając na czyhające na każdym kroku niebezpieczeństwa?
Powieść podzielona została na kilka części, które świetnie porządkują treść i opisywane przez autora wydarzenia. Niby jest to typowy dla Rollinsa schemat, który po piętnastu powieściach zna się już na pamięć, jednak wciąż czyta się jednym tchem, gna wraz z bohaterami w szaleńczym tempie i przeżywa z wypiekami na twarzy kolejne zwroty akcji.
Połączenie naukowych faktów z fikcją znów zdało egzamin. Ta mieszanka za każdym razem okazuje się tak realistyczna, że naprawdę trudno zgadnąć, co autor wymyślił na potrzeby tej historii, a co można znaleźć w naukowych opracowaniach. Z pomocą przychodzi zakończenie, w którym Rollins odkrywa tajemnice poruszonych w powieści tematów.
Chociaż wciąż jestem wierna sympatii do Kowalskiego, to jednak tym razem najbardziej urzekł mnie wątek Tuckera i Kaina oraz ich niepowtarzalna więź. Fragmenty, w których obserwujemy sytuację oczami psa wywołały u mnie gęsią skórkę. Kontakt opiekuna z psim żołnierzem jest rewelacyjny. Idealne zgranie, bezgraniczne zaufanie i zdolność do przewidywania wzajemnie swoich decyzji to tylko część cech, którymi dysponuje ten duet.
Matko, co tu się działo! Zdecydowanie polecam Wam tę powieść. Wciąga i przyprawia momentami o palpitacje serca. Poszukiwane przez ekipę agentów Królestwo Kości robi wrażenie. Czym jest to miejsce i po co nasi bohaterowie narażają życie, aby je odnaleźć? Tego dowiecie się z książki. Zachęcam :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)