Strony

poniedziałek, 29 stycznia 2018

"Trup na plaży i inne sekrety" Aneta Jadowska - recenzja


Do tej pory siedziało mi w głowie, że Aneta Jadowska to tylko fantastyka, ale całe szczęście, że mimo tego przekonania, zdecydowałam się zapolować na najnowsza książkę autorki, będącą pierwszym tomem serii Garstka z Ustki. Który fantastyką wcale nie jest, żeby była jasność.

Byliście kiedyś w takiej sytuacji, kiedy skończywszy studia I stopnia nagle nie wiedzieliście, co ze sobą zrobić? Jak dalej pokierować życiem? Czy coś zmienić czy zostawić tak, jak jest? W takiej właśnie sytuacji znalazła się główna bohaterka powieści, Magdalena Garstka, świeżo upieczona licencjatka pedagogiki. Dziewczyna znad morza, po kilku latach spędzonych w Łodzi, tęskniła już trochę za morską bryzą, pianą burzącą się na grzbietach fal i piaskiem na plaży. W dniu rozdania dyplomów, które absolwenci otrzymali podczas uroczystej gali, Magda ze zdziwieniem dostrzegła na sali swoją babcię, która przyjechała na tę uroczystość, zaproszona przez uczelnię, z Ustki. Podczas rozmowy kobieta zaprosiła Magdę do siebie, do pensjonatu Wielka Niedźwiedzica, który prowadziła. Dlaczego jednak była wyraźnie zdenerwowana sytuacją? Czemu tak jej zależało na tym, by Magda spędziła z nią choć trochę czasu? Od lat coś tajemniczego wisiało nad ich głowami, ale nikt nie próbował dziewczynie wyjaśnić, skąd dziwne zachowanie cioci Tamary, która nie pozwalała, by Magda spędziła z babcią w Ustce więcej niż kilka dni. Podejrzane to wszystko... Tym razem dziewczyna podjęła szybką decyzję i ruszyła z babcią nad morze. Miało być spokojnie, pracowicie i przyjemnie. Tymczasem, podczas jednego z porannych spacerów plażą, Magda dojrzała wśród fal dryfujące ciało. Natychmiast zadzwoniła do wujka Marka, policjanta pracującego w Ustce, i karuzela wydarzeń ruszyła z kopyta... 

Owszem, myślała o jakichś zmianach, zastanawiała się nad przyszłością, ale w najśmielszych nawet planach czy pomysłach na życie nie pojawił się żaden... denat. W dodatku zwróciła uwagę na nagłe zniknięcie jednego z pensjonariuszy Wielkiej Niedźwiedzicy. I co teraz???


Co Was czeka, jeśli sięgniecie po tę powieść? Dużo humoru (uśmiałam się jak norka z pewnego słonia z cekinów... Nie pytajcie, to trzeba przeczytać), trochę wzruszeń, pewna skrzętnie ukrywana tajemnica i, oczywiście, efekty śledztwa prowadzonego po cichu przez Magdę. Naprawdę warto sięgnąć po pierwszy tom tej serii, która - mam nadzieję - szybko powiększy się o kolejne części.

Kryminał z warstwą obyczajową, to coś, co lubię i polecam tym, którzy również wolą, by bohaterowie czytanej książki zyskali odrobinę trójwymiarowego człowieczeństwa w tej pogoni za zbrodniarzem, którą przecież można mieć wszędzie, w każdym innym kryminale. A tu nie dość, że trup, to jeszcze przy okazji wiele emocji związanych z rodzinnymi tajemnicami. Polecam :-)

Moja ocena:


Książkę mogłam przeczytać dzięki czytampierwszy.pl


sobota, 27 stycznia 2018

"Leśna polana"; "Czerwień jarzębin"; "Błękitne sny" Katarzyna Michalak - recenzja



"Nawet najczarniejsza noc kiedyś się kończy, trzeba tylko doczekać świtu."

Kiedyś, dawno temu, wpadła mi w ręce książka Katarzyny Michalak pt. "Poczekajka". Choć przeczytałam ją wtedy jednym tchem, jakoś nie złożyło się, bym sięgnęła po resztę tomów z tej serii. Kiedy więc zobaczyłam, że organizowany jest book tour z inną trylogią autorki, postanowiłam do niego dołączyć. Wprawdzie nie byłam pewna, czy książki mi się spodobają, ale co tam, raz się żyje. Jak myślicie, dobry to był wybór? Po lekturze mogę spokojnie odpowiedzieć, że tak. Choć początkowo historia ta jawiła mi się jako sielankowa opowieść o trzech przyjaciółkach i trzech braciach skrzywdzonych przez los i ludzi, którzy mimo strasznych przeżyć usiłują żyć normalnie, to z każdym rozdziałem robiło się coraz mroczniej.    


W skrócie, na osoby, które sięgną po te trzy powieści, czekają mroczne tajemnice z przeszłości, tortury do granic ludzkiej wytrzymałości, pewna bestia, która nie tylko zniszczyła dzieciństwo trzech chłopców, ale także rujnowała ich dorosłość, wiele niewiadomych, pewne sekrety i przemilczenia, a także braterskie "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego", przyjaźń po grób, zraniona miłość, która nie zgasła przez lata, rodzące się uczucia, czyjeś dziecko, trudna strata, strzelanina, śmierć i wiele, wiele innych wydarzeń. Czy miłość zwycięży wszystkie trudności i nasi bohaterowie w końcu zaznają spokoju? Pomogą sobie wzajemnie czy raczej będą przeszkadzać, knuć i nienawidzić? Kto przeżyje stratę, a kto zdobędzie czyjeś serce? Te i inne pytania czekają na odpowiedzi, które ukryte są na kartach trylogii. 

Choć miałam wciąż nieodparte wrażenie, że bohaterowie zachowują się jak postaci z klanowego serialu wszech czasów, obracając się wśród mnóstwa ludzi, ale jakimś cudem trafiając wciąż na te same (rzecz jasna szlachetne i dobroduszne) osoby, nie przeszkadzało mi to śledzić ich losów. Może drobną przesadą było zwalanie im na głowy wszystkich nieszczęść świata, ale przez to emocji nie zabrakło. 
Wiem, wiem, inaczej nie byłoby tej pogmatwanej fabuły, nie czepiam się, bo mi się ta historia podobała i wciągnęła mnie bardzo. Po prostu taki mi się nasunął wniosek po przeczytaniu ciągiem całej trylogii i uprzedzam tych, którzy nie lubią "cierpiących za żywota". 

Z minusów muszę wymienić przede wszystkim moje zgrzytanie zębami przy niewłaściwym użyciu zaimków cię/ciebie, mi/mnie. Nic na to nie poradzę, że mnie to strasznie irytuje, bo kiedy się czyta jakieś zdanie, to właściwa forma się przecież sama z siebie narzuca... Tak intuicyjnie. Do tego trochę nielogicznych zdań, jakieś małe nieścisłości i literówki. To jednak nie odebrało mi przyjemności z lektury :-)

Moja ocena:



Droga Magdaleno, dziękuję za możliwość przeczytania Leśnej Trylogii :-)

piątek, 26 stycznia 2018

"Borne Sulinowo - miasto spóźnionej niepodległości" Andrzej Moniak - recenzja



Choć nie przepadam za pracami naukowymi, tę postanowiłam zdobyć i przeczytać ze względu na jej temat - miasto Borne Sulinowo i jego historię. Przyznaję się bez bicia, że część stricte naukową częściowo pominęłam lub przeczytałam pobieżnie, ponieważ interesowała mnie głównie część opisująca Borne, jego historię i kształtowanie się tego najmłodszego w Polsce miasta i jego społeczności lokalnej. Książka zawiera między innymi wypowiedzi mieszkańców "leśnego miasta" na różne tematy związane z Bornem oraz zdjęcia. 


Nie jest to opowieść w stylu książek pani Mirosławy Łuczak, gdzie tekst aż kipi od emocji i różnorakich uczuć. To opracowanie wyników przeprowadzonych badań, obserwacji i wywiadów. Dobrze, że ktoś zdecydował się na takie przedsięwzięcie. Uważam, że warto było poznać tę publikację.  


środa, 24 stycznia 2018

"W domu" Harlan Coben - recenzja


Harlan Coben to jeden z moich ulubionych autorów i mam specjalne miejsce na regale na jego książki, więc nie jestem do końca obiektywna. Najnowsza jego powieść znajdzie się tam na pewno, wraz z emocjami, które wywołała we mnie opisywana historia. Miło było po latach wrócić do świata znanych i lubianych bohaterów. Może to już nie to samo, co pierwsze tomy tej serii, ale Win to zawsze Win, a Myron, to Myron i nic tego nie zmieni. 


Czy mieszkając w bogatej dzielnicy, w wielkim domu, możemy czuć się bezpieczni? Liczyć na to, że nie znajdzie się nikt, kto chciałby zrobić krzywdę nam lub naszej rodzinie? Mam wątpliwości, czy jakiekolwiek systemy bezpieczeństwa mogą powstrzymać złych ludzi, jeśli postanowią oni z jakichś powodów dokonać zbrodni. Przekonały się o tym dwie rodziny, Moore'ów i Baldwinów, którzy w jednej chwili stracili synów. Dwóch sześciolatków, pod opieką au pair, bawiło się w najlepsze w domu jednego z nich, kiedy do środka wtargnęli zamaskowani porywacze. Związali dziewczynę i zniknęli z chłopcami bez śladu. Minęło dziesięć lat, podczas których policja bezskutecznie próbowała wpaść na trop złoczyńców. Rodziny przez cały ten czas żyły w niepewności, nie wiedząc czy ich synowie w ogóle jeszcze żyją. Czy można wyobrazić sobie taką tragedię? Jeden z zaginionych chłopców należał do rodziny Wina, przyjaciela Myrona. I to właśnie Win pewnego dnia, dziesięć lat po tym strasznym wydarzeniu, zadzwonił do Myrona z prośbą o pomoc. Odnalazł jednego z chłopców, ale popełnił błąd i szesnastolatek uciekł. Myron rusza do Londynu, by wesprzeć wysiłki przyjaciela. Co wyniknie z tej akcji? Czy mężczyźni zdołają odnaleźć obu chłopców i zwrócić ich rodzinom? Jakie trupy w szafie znajdą po drodze?



Czytając powieść wciąż odczuwałam ten niepowtarzalny klimat książek Cobena, jego stylu, atmosfery, którą wprowadza. To specyficzna mieszanka dreszczyku emocji, humoru dialogów i powagi sytuacji. Żałuję, że mój angielski nie jest tak dobry, bym mogła przeczytać książki Cobena w oryginale. Wtedy z pewnością ten jedyny w swoim rodzaju styl byłby jeszcze bardziej odczuwalny. Podobnie sprawa ma się np. z kryminałami Agaty Christie. Tłumaczenie zawsze zuboży opowieść, z tego prostego powodu, że nie wykonuje go sam autor, który najlepiej czuje każdy użyty zwrot, określenie czy opis.  


Akcja jest wartka, choć początkowo dość długo się rozkręca. Dodatkowej dynamiki dodają szybko prowadzone dialogi. Wiele się dzieje, więc nudzić się nie sposób. Kolejne wydarzenia odkrywają przed nami elementy, z których bohaterowie usiłują złożyć jedną całość, by odpowiedzieć na najbardziej dręczące wszystkich pytanie: gdzie są chłopcy? 

Coben po raz pierwszy zaprosił nas do obserwowania rozwoju wydarzeń z perspektywy Wina. Dzięki temu postać ta zyskuje więcej trójwymiarowości. Poznajemy jego emocje, które do tej pory raczej zachowywał dla siebie. Może traci na tym jego aura tajemniczości, ale trzeba wiedzieć ile stracić, aby móc zyskać ;-)

Z drobnych minusów... przepraszam, czy jest na sali redaktor?? Korektor??? Nie wiem na czym polega praca osoby, na której głowie jest wyeliminowanie wszystkich błędów z danego tekstu, ale tutaj chyba ktoś nie miał czasu na dokładną lekturę. Zwróciłam uwagę na literówki, źle odmieniane wyrazy i czasami niewłaściwy szyk zdania, ale nie przeszkodziło mi to w lekturze. 

Moja ocena:



Polecam lekturę, a za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros



"Dekalog księdza Jana Kaczkowskiego" Jan Kaczkowski, Katarzyna Szkarpetowska - recenzja


To pierwsza książka związana z księdzem Janem Kaczkowskim, którą przeczytałam, choć internet od dawna pełen jest życia i słów tego niezwykłego człowieka. Niesamowicie było czytać ją ze świadomością, że była to jedna z ostatnich rozmów, jakie ksiądz Kaczkowski przeprowadził przed śmiercią. 

Na tych osiemdziesięciu stronach jest mnóstwo mądrości, ale nie takiej naukowej, z trudnym słownictwem i zawiłościami. Tutaj trudność polega raczej na tym, by przeczytać tę rozmowę ze zrozumieniem, zastanowić się nad tym, co ksiądz Jan chciał nam przekazać, o czym opowiedzieć i co rozjaśnić.


Podczas lektury pomyślałam sobie, że Pani Katarzyna musiała długo przygotowywać się do tej rozmowy, sporo przemyśleć, przeczytać książki księdza Jana. Inaczej nie dałaby rady utrafiać w punkt, pytać o to, co ważne. Zapewne można by zadać jeszcze milion innych pytań, ale te, które pojawiły się w książce, stanowią sporą część księdza Jana. To niesamowite, jak dzielił się sobą z ludźmi. 

Aż trudno uwierzyć, jak wiele ważnych spraw można przekazać w tak niewielu słowach...

Co zachowam w pamięci z tej lektury? Między innymi definicję czasownika "odpinać się", zupełnie inną niż ta wszystkim znana.

"Odpinam się, czyli...?

...czyli chowam gdzieś, gdzie próbuję nie odbierać telefonów i przypominam sobie, co jest najważniejsze."

    
Moja ocena:


poniedziałek, 22 stycznia 2018

"Motylek" Katarzyna Puzyńska - recenzja


Początkowo nie byłam przekonana, czy wszystkie zachwyty nad tą książką, które przeczytałam w sieci, mają sens. Akcja toczyła się raczej niemrawo, a bohaterowie przypominali mi filmy w stylu "U Pana Boga w ogródku". Ale że lubię ten film, postanowiłam dać powieści szansę i nie zawiodłam się. Jest to po prostu kryminał z dużą dawką powieści obyczajowej. Jeśli ktoś takie lubi, to mu się spodoba, a jeśli nie, to lepiej by szybko przebrnął przez pierwsze rozdziały, bo dalej zaczyna się rollercoaster. 

Znów trafiłam na książkę, gdzie akcja biegnie dwoma torami. W jednej odsłonie obserwujemy życie Marianny i koleje losów jej rodziny, które rozpoczynają się w latach 50. XX wieku. Drugi tor to czasy współczesne i wieś Lipowo, do której sprowadza się Weronika Nowakowska, psycholog po przejściach (rozwód). Wybrała to miejsce, aby w spokoju zacząć od nowa. Nie przypuszczała jednak, że nawet w tak spokojnych z pozoru wsiach może się wydarzyć coś strasznego. Nie trzeba było długo czekać. Pewnego dnia zostaje znalezione ciało zakonnicy. Kobieta prawdopodobnie została potrącona przez samochód. Nikt jej nie zna, ani nikt nie wie, do kogo przyjechała. Czas pokaże, że nie będzie to jedyna ofiara w tej okolicy...

Komisariat w Lipowie nie jest duży, ale jego pracownicy dostają szansę, by samodzielnie poprowadzić sprawy ostatnich morderstw. Dołącza do nich jedynie pani komisarz Klementyna Kopp. Jest ona dość specyficzną postacią. Ekscentryczna, zarówno w wyglądzie, jak i w sposobie wysławiania się, chyba w realnym życiu doprowadzałaby mnie do szału. "Stop. Czekaj." Chociaż kto wie, należałoby się o tym przekonać. "Ale!" Podczas lektury zarejestrowałam również ludzkie odruchy u tej pani ;-) "Okej. Dobra."

Intryga stworzona została po mistrzowsku. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że jak zacznę podejrzewać kolejnego bohatera, to mi się zwyczajnie styki przegrzeją :D Przyznaję się bez bicia, że nie odkryłam wcześniej, kto jest mordercą. Fakt, że elementy układanki pojawiają się systematycznie, jednak nie udało mi się domyślić wcześniej rozwiązania. Autorka stworzyła bardzo przemyślaną i skomplikowaną historię, nie zapominając o myleniu śladów i podrzucaniu fałszywych tropów. 

Są i pewne minusy, ale to raczej lekko skrzypiące drobiazgi. Jednym z nich jest ciągłe określanie jednego z policjantów przymiotnikiem "młody". Ok, raz, żeby poinformować, że to młody facet, drugi raz, żeby o tym przypomnieć, ale przy dziesiątym zbitku wyrazów "młody Marek Zaręba" zgrzytałam już zębami... Podobnie inny policjant, któremu autorka stworzyła fryzurę porównywaną do tych noszonych przez czeskich piłkarzy, również zyskał stałe określenie "czeski piłkarz Janusz Rosół". 

Polecam, sama zamierzam sięgnąć po kolejne tomy z tej serii.

Moja ocena:

sobota, 20 stycznia 2018

"Blizna" Danuta Chlupova - recenzja



Co zrobilibyście, gdyby nagle okazało się, że osoba, którą lubicie, szanujecie, cenicie, ma na sumieniu coś niewybaczalnego? Czy ta osoba straciłabym w Waszych oczach? Czy próbowalibyście się dowiedzieć, czy to, co wiecie o niej, jest prawdą? Szukalibyście informacji u źródła czy raczej okrężnymi drogami?

Czterdziestoletnia Katarzyna dostaje polecenie stworzenia filii firmy, w której pracuje, w Czechach, a dokładniej w Ostrawie. Nie jest zachwycona tym pomysłem, ale cóż zrobić. Pan każe, sługa musi. Choć kompletnie nie zna czeskiego, zgadza się na półroczny pobyt w Ostrawie. Do pomocy na miejscu ma sekretarkę i młodego tłumacza, studenta i pasjonata historii, Marcina. Niedaleko Ostrawy znajduje się mała wioska, Żywocice, gdzie w czasie II wojny światowej hitlerowcy rozstrzelali 36 Polaków. To miała być kara za atak partyzantów na gestapowców. Marcin opowiada Kasi tę tragiczną historię, a jej zaczyna świtać coś w głowie. Niektóre szczegóły tej historii w zadziwiający sposób pasują do znikomej dość wiedzy, jaką kobieta ma o przeszłości swojej teściowej... Czy podąży za prawdą? Co znajdzie w Żywocicach? Jak poszukiwania wpłyną na jej dotychczasowe życie?

Współczesne wydarzenia przetykane są historią sprzed lat, w której bohaterkami są Marta, mieszkająca w Żywocicach, i Tereska z Suchej, a także ich bliscy i znajomi. Co łączy dziewczęta, których młodość przypadła na trudne lata wojenne, z Katarzyną i jej bliskimi? 

Oprócz wątku detektywistycznego, nie zabrakło i obyczajowego. Rodzina Katarzyny to mąż Wiesław, córka Agata i syn Łukasz. Z biegiem lat gdzieś zapodziały się uczucia, osłabły więzi, wkradła się szara codzienność. Czy zauważą na czas, że oddalają się od siebie? Jak odnaleźć utraconą gdzieś bliskość?    

Nie spodziewałam się, że ta książka tak mnie wciągnie. Pochłonęłam ją, bo nie przeczytałam, lecz dosłownie pochłonęłam, w kilka godzin. Czas spędzony z bohaterami był pełen emocji i gorączkowych analiz, kto, z kim, dlaczego, jak, kiedy? Myśli kotłowały się w mojej głowie nie przymierzając, jak para w czajniku z gwizdkiem. Im bliżej byłam rozwiązania zagadki, tym woda w czajniku bardziej buzowała. 

Autorka nie pozwoliła na nudę. Całą historię opisała tak, że za każdym razem, gdy już wydawało mi się, że wiem wszystko, moja teoria rozsypywała się w pył przez jedną nową informację. Wskazówki dawkowane były regularnie, we właściwych momentach. Wszystko to nie pozwoliło mi odłożyć tej książki, aż poznałam zakończenie.

Polecam gorąco każdemu, kto uwielbia rozgryzać zagadki podczas lektury i interesuje się historiami rodzinnymi. Warto sięgnąć po tę powieść.


***


Moja ocena:


***


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res


piątek, 19 stycznia 2018

"Trzy po trzy" - instaprojekt #4

Przed Wami nowa porcja wiadomości, które pozwolą Wam poznać kolejne instagramowiczki. Mam nadzieję, że mój projekt się podoba i ciekawi :-) Mnie zawsze interesuje, jakie dostanę odpowiedzi na moje pytania. Podejrzewam, że niektóre pewnie sprawiły trochę problemów, ale do tej pory wszystkie mini-wywiady były świetne, nie sądzicie? :-)


Zapraszam do lektury, oto moje pytania i trzy bohaterki czwartej odsłony projektu "Trzy po trzy".


1. Na co komu IG? Jak przekonałabyś kogoś do założenia konta na IG? 
2. Gdzie udostępniasz swoje posty z IG?
3. Jakie są plusy i minusy Instagrama?

***


Witam serdecznie, Marlena vel Jowita się kłania. Bookstagram prowadzę od bodajże stycznia 2017 roku, a natchnęła mnie do tego koleżanka (także bookstagramowiczka).
Dawniej stroniłam od książek, bo kojarzyły się jedynie z marnowaniem czasu. Teraz czas bez książki to czas zmarnowany! Uwielbiam czytać i każdą chwilę poświęcam na czytanie, a dzięki ludziom tworzącym bookstagram poznaję nowych autorów i poszerzam literackie horyzonty. 

1. Na co komu IG? Instagram obecnie służy jako nośnik reklamy nas samych. Bądźmy szczerzy, każdy like i obserwator to szeroki uśmiech na naszej twarzy, ale niech tylko liczba obserwujących spadnie, to wręcz pogrążamy się w żałobie. IG to taki różowy filtr na nasze zwyczajne życie. Jak bym kogoś przekonywała do założenia IG? Wcale, bo instagram uzależnia. 

2. Nigdzie więcej. Myślałam o założeniu bloga, ale brak mi czasu. 

3. Plusy - poznałam wielu sympatycznych ludzi o podobnych zainteresowaniach. Na IG znajduję też dużo inspiracji i ciekawostek.
Minusy - wciąga i uzależnia. Niepowodzenia z IG czasami odbijają się na naszej psychice, co prowadzi do kompleksów, zachwiania pewności siebie lub chorego podejścia do tego, co jest realnym, a co fikcyjnym życiem.

***

Mam na imię Marysia, jestem niepoprawną romantyczką uzależnioną od słodyczy oraz oczywiście książek. W sumie mogłabym całe życie spędzić na czytaniu książek.


Ad. 1. 
Na ten temat można napisać cały referat, a nie trzy zdania! Instagram daje dużo możliwości, dzięki niemu można nawiązać nowe znajomości z osobami, które mają podobne pasje, lub zostać anonimowym i wstawiać swoje zdjęcia, które przypadły nam do gustu i chcemy się nimi podzielić z innymi osobami. 

Ad.2. 
Moje wpisy i zdjęcia z Instagrama pozostają tylko na ig:) 
Nie posiadam bloga, jeśli mam coś do powiedzenia zostawiam to pod fotografią :) 

Ad. 3. 
Plusy - dzięki Instagramowi zaczęłam zwracać uwagę, jakie robię zdjęcia - staram się je lepiej wykadrować, szukam innej perspektywy, bawię się ostrością. 
Niezaprzeczalnym plusem jest też możliwości oglądania wielu pięknych profili. Wiele zdjęć naprawdę wbiło mnie w fotel, pomyślałam "wow, że też ktoś tak potrafi"; "że miał pomysł na takie ujecie". 

Zdecydowanym minusem jest pogłębiający się zakupoholizm - gdy widzę u innych jakąś nową pozycję książkową, od razu chcę ją mieć! 
Również gdy idę na zakupy i zauważam jakiś ładny detal, kwiaty, świeczki lub inne dodatki od razu myślę "o, przyda mi się do zdjęcia!" i kupuję!



***

Mam na imię Maja i prowadzę bloga Zaczytana do samego rana. Ponad rok temu, uzupełniając moją blogową działalność, profil @zaczytana_do_samego_rana pojawił się na Instagramie. 

1. Instagram jest miejscem pełnym wspaniałych doznań estetycznych, inspiracji i ludzi, którzy podzielają nasze pasje. Innym atutem Instagrama jest atmosfera, znacznie przyjemniejsza i spokojniejsza w porównaniu do np. Facebooka, niemal pozbawiona hejtu i zawiści. Nie trzeba robić pięknych zdjęć, w ogóle nie trzeba robić zdjęć, żeby stać się częścią tej społeczności, choćby jako obserwator. 


2. Posty, które tworzę z myślą o Instagramie w większości udostępniam tylko na tej platformie. Część oczywiście wykorzystuję na fanpage'u bloga na Facebooku, a zdjęcia w recenzjach na blogu. 

3. Plusy Instagrama w zasadzie wymieniłam w odpowiedzi
na pierwsze pytanie, natomiast minusy, które dostrzegam, są raczej czysto techniczne. Żeby zdjęcia trafiały do obserwatorów, żeby pojawiały się również innym użytkownikom, trzeba umiejętnie korzystać z hasztagów, różnicować je pod kolejnymi zdjęciami i unikać tych zakazanych, bo post może zostać zablokowany przez algorytmy Instagrama. Istotna jest ilość publikowanych zdjęć (nawet pora, w której pojawia się post), a zmiennych wpływających na zasięg posta jest pewnie więcej.

***

Dziewczyny, dziękuję Wam za poświęcony projektowi czas. Z ciekawością przeczytałam Wasze odpowiedzi! Cieszę się, że ten projekt spodobał się tylu osobom, bo dzięki temu niejedno konto, które do tej pory obserwowaliśmy, staje się trójwymiarowe. Możemy dostrzec za zdjęciami człowieka, który je tworzy i udostępnia innym :-)

Wkrótce kolejny odcinek "Trzy po trzy" :-) Mam nadzieję, że zajrzycie :-) Macie pomysł na pytania? Dajcie znać :-)

środa, 17 stycznia 2018

"Klucz zagłady" James Rollins - recenzja


Wiedzieliście, że James Rollins jest weterynarzem z polskim pochodzeniem? 

Długo szukałam tej książki, bo uparłam się czytać serię SIGMA w kolejności, ale wreszcie się udało i lekturę mam już za sobą. Rollins, jak zwykle, trzyma w napięciu cały czas, akcja momentami gna jak szalona, aż trudno się oderwać. Kolejne spotkanie z SIGMĄ, grupą uderzeniową DARPA, uważam zatem za niezwykle udane. Dla tych, którzy nie czytali jeszcze żadnego tomu napiszę, że do SIGMY należą byli żołnierze sił specjalnych, którzy po odejściu ze służby ukończyli różne uczelnie, aby móc działać w terenie. Stali się jakby żołnierzami-naukowcami. I każdy tom opowiada właśnie o misjach i wyjazdach w różne miejsca globu, gdzie na bohaterów czeka mnóstwo niebezpieczeństw oraz ukryte gdzieś rozwiązanie zagadki, którego poszukują. 



Tym razem mamy przed sobą trzy morderstwa na trzech kontynentach, które są ze sobą w pewien sposób powiązane. Na Uniwersytecie Princeton ginie pewien profesor genetyki. W Watykanie zostaje zamordowany ojciec Marco Giovanni. W Afryce Zachodniej zostaje zabity syn senatora. Wszystkie ofiary są powiązane pewnym znakiem, krzyżem druidów, który ktoś zostawił na ich ciałach. Co chce przekazać morderca poprzez ten tajemniczy znak? Czym jest Klucz Dnia Sądu Ostatecznego? Komu zależy na odnalezieniu i wykorzystaniu silnie toksycznej substancji przed żołnierzami SIGMY? Znów mnóstwo pytań i wiele wątków, których śledzenie wymaga odrobiny skupienia. Rollins po mistrzowsku potrafi połączyć realistyczne wydarzenia z legendami, a jako podsumowanie, wyjaśnia, co było prawdą, a co fikcją literacką.   
Lubię wprowadzenie w temat, które Rollins serwuje zawsze na początku powieści, a także podsumowanie, w którym pisze, co w tej historii było prawdą, a co fikcją. To dla mnie takie dopełnienie tych wszystkich wątków, które poruszył w danej książce. 

Choć uwielbiam książki Jamesa Rollinsa, muszę przyznać, że wciąż mylą mi się bohaterowie. Właściwie wszyscy mężczyźni są tutaj wysportowani i przystojni, więc trudno sobie ich wyobrażać równocześnie śledząc akcję i działania pozostałych postaci. Niedługo, bo właśnie w tym roku, ma wejść na ekrany film "Map of Bones", ekranizacja drugiego tomu serii. Ciekawa jestem, kiedy dotrze do polskich kin :-)

Najbardziej komiczną postacią według mnie jest Kowalski, jeden z członków SIGMY, ale nie naukowiec, a raczej mięśniak, którego zadaniem jest głównie chronić, wspierać i ratować towarzystwo z opresji. Jego komentarze zawsze mnie bawią.

"- Gdzie jesteśmy? - spytał Grey.
- W starych kanałach - odparła Rachele. (...)
Kowalski westchnął.
- Powinienem był się domyślić... - mruknął. - Wycieczka po Rzymie z Greyem musiała skończyć się w kanalizacji."

"- Poradzisz sobie? - spytał Kowalskiego.
Były marynarz wetknął do ust niedopalone cygaro.
- Nie martw się - odparł. - Zatopiłem tylko jedną jednostkę... nie, dwie..."


Moja ocena:



piątek, 12 stycznia 2018

"Szeptucha" Iwona Menzel - recenzja




Sięgnęłam po tę książkę głównie ze względu na tytuł, z ciekawości, czy będzie w podobnym stylu do książki K.B.Miszczuk pod tym samym tytułem. Od razu mówię, że jest zupełnie inna, przede wszystkim realistyczna, bez elementów fantastycznych, ale równie ciekawa. 

Miejscem akcji jest polska wieś na Podlasiu, Waniuszki. To taka wieś z prawdziwego zdarzenia, gdzie ludzie żyją wśród nadbiebrzańskich pól i łąk spokojnie i tradycyjnie. W wiosce mieszka poważana przez wszystkich stara Oleszczukowa, miejscowa szeptucha, która dzięki ogromnej wiedzy leczy ludzi ziołami i modlitwą. Kiedy kobieta umiera, mieszkańcy wsi na jej miejscu widzą wnuczkę kobiety, Olesię. Dziewczyna odkłada na bok swoje plany studiowania medycyny i zostaje w Waniuszkach, gdzie przejmuje obowiązki babki. Mijają dni, a wielki świat kręci się jak szalony gdzieś obok Waniuszek. Tutaj króluje cisza, spokój, tradycja i Słowo Boże. Ludzie żyją nadal według zasad sprzed lat, a we wsi panuje wciąż ten sam ład. 

Autorka stworzyła cały wachlarz postaci, pełnych emocji, rozterek, radości i smutków, krzątających się wokół codziennych spraw, tak dla nich ważnych. Każdy z nich odmalowany jest inaczej, ma swój charakter i spojrzenie na świat wokół. Jedni są wścibscy, inny pomocni i pracowici, tu ktoś choruje, tam szuka swojego miejsca... Jak w życiu.  



Bardzo podobały mi się wypowiedzi mieszkańców wsi, ponieważ autorka włożyła w ich usta gwarę podlaską. Nie znam się na tyle, by wiedzieć, czy tak to faktycznie brzmiało, ale uważam, że klimat został zachowany. Świetnie skrojone dialogi, mieszające gwarę ze współczesnym językiem polskim, bardzo przypadły mi do gustu.  

Pewnego dnia do Waniuszek przyjeżdża "radaktór", filmowiec Alek Litwin. Intryguje go tajemnicza sprawa pewnego pustelnika, który rozwieszał na drzewach lalki. Ta makabryczna dekoracja w jego pustelni na moczarach została, lecz człowiek zniknął. Różne historie ludzie opowiadali, a Alek postanowił stworzyć z nich film. Z czasem okazało się, że nie tylko...

Polecam tę książkę, choć nie znajdziecie w niej zbyt wielu szeptuchowych tajemnic. To historia o ludziach i ich życiu. Ciekawa i wciągająca. Może i jakiś trup w szafie się znajdzie, ale tego nie gwarantuję.




Moja ocena:


poniedziałek, 8 stycznia 2018

"Cztery płatki śniegu" Joanna Szarańska - recenzja



Przechowywanie pewnych świerszczyków, robienie przysiadów w samochodzie, potajemne wyżeranie sąsiadom weków i wypijanie kompotów w piwnicy, kradzież sianka do szopki w wykonaniu dwóch ośmiolatek, a także polowanie na kochasia żony i wynajmowanie detektywa, by wyśledził kochankę męża, to tylko niektóre z sytuacji czekających na czytelników na kartach powieści "Cztery płatki śniegu". I chociaż książka jest w klimacie przedświątecznym, wcale nie przeszkadzało mi to w tym, by przeczytać ją po świętach :-)

Autorka zaprezentowała cały wachlarz ciekawych postaci, w większości mieszkających w jednym bloku, od chorobliwie skąpego Waldemara, któremu zdarzyło się od czasu do czasu zdegustować zawartość słoików z przetworami należących do sąsiadów (ale tylko wtedy, gdy stały na jego półce w piwnicy, bo co na naszej półce, to nasze, no nie?), przez wuefistę, który niespodziewanie został wychowawcą ośmiolatków, młodych rodziców malutkiego Piotrusia, aż po Zuzannę i Kajtka, którzy wzajemnie podejrzewali się o zdradę i różnymi sposobami usiłowali poznać prawdę. nad wszystkimi czuwała gospodyni, pani Malinowska, bez której cała ta historia byłaby zupełnie inna. 

Mnóstwo emocji, takich zwyczajnych, ludzkich. Samotność dziecka odtrąconego przez rówieśników, nastolatkowe "motylki w brzuchu" trzydziestolatki na myśl o nowo poznanym znajomym, walka samotnej matki o lepsze jutro dla niej i jej córeczki, samotność wśród ludzi, chęć zjednoczenia obcych sobie ludzi w ten jeden wyjątkowy dzień w roku... 
Krótkie rozdziały, opowiadające o życiu poszczególnych bohaterów, czyta się bardzo szybko. Tym szybciej, że z każdą stroną chce się więcej wiedzieć o tym, jak poradzą sobie w sytuacjach, które wymyśliła im autorka, a właściwie zgotowało życie. Bo wszystkie te wydarzenia mogłyby spotkać każdego z nas i na pewno w swoim otoczeniu każdy znalazłby niektórych bohaterów z kart książki. 

Zakończenie jest nostalgiczne i zmusza do zastanowienia się nad sobą, swoim życiem. Motywuje do zwrócenia uwagi na innych ludzi. Bywa przecież tak, że z premedytacją nie wpuszczamy innych osób do naszego życia, albo zwyczajnie nie dostrzegamy ich prób zbliżenia się do nas. Warto zatrzymać się i rozejrzeć, nie tylko w święta...

Moja ocena:


"Trzy po trzy" - instaprojekt #3

Po raz trzeci przynoszę Wam odpowiedzi trzech osób na trzy pytania dotyczące aplikacji Instagram. Mam nadzieję, że spodobają Wam się i z chęcią poznanie trzy świetne dziewczyny i ich konta. 

Tym razem moje pytania prezentują się następująco:

1. Wolisz posty z samymi zdjęciami czy takie, które zwierają również tekst i dlaczego właśnie takie?
2. Jakie kompozycje lubisz najbardziej na zdjęciach?
3. Bez jakich elementów nie wyobrażasz sobie zdjęć na IG?


Zapraszam do lektury!

***

Cześć! Nazywam się Magda.

Książki od zawsze są bardzo ważną częścią mojego życia. Mam 29 lat, jestem inżynierem. W wolnym czasie uwielbiam czytać książki, testować nowości i spacerować. Pół roku temu założyłam konto na Instagramie i wciągnęłam się w ten świat :)

1. Staram się, aby każdy wpis niósł ze sobą jakąś treść. Chociaż małą refleksję, która zostanie na dłużej lub pytanie dzięki, któremu można zawrzeć bliższą relację z innymi osobami.

2. Ciągle "szukam siebie", więc próbuję różnych ustawień i kompozycji. Najbardziej przypadają mi do gustu klasyczne "z lotu ptaka". Lubię kolorowe zdjęcia, testuję różne tła i dodatki.

3. Nie stawiam sobie przymusu obowiązkowych punktów na zdjęciu. Kocham różnorodność, nowinki kosmetyczne, kwiaty i kawę. Staram się te moje miłości pokazywać na zdjęciach, jednak podstawą zawsze są KSIĄŻKI :)

***

Jestem książkoholiczką, która uwielbia zatracać się w świecie książek. Opiniami na ich temat dzielę się na moim Instagramie, a od jakiegoś czasu staram się rozwinąć swojego BLOGA. Uwielbiam kawę, herbatę i zarywanie nocy z książką w ręku. 

1. Wolę posty z tekstem pod nim, ponieważ zawsze daje nam on jakieś informacje, nie tylko o książce, ale też o samym użytkowniku. Jednak wiem, że czasem można nie mieć dnia na wymyślenie dobrego opisu, więc niektóre zdjęcia nie muszą go mieć. 

2. Ważne, żeby zdjęcia do siebie pasowały. Sama lubię tworzyć jasne kompozycję, z małą ilością elementów, jednak u innych uwielbiam też te kolorowe i ciemne. Kiedy wszystko jest ze sobą zgrane, widać, że osoba przykłada się do wyglądu całej kompozycji. 

3. Na swoim Instagramie nie wyobrażam sobie zdjęcia bez komentarzy moich obserwatorów. Najlepsza część postu to pisanie z innymi na temat jakieś książki, planów czytelniczych, jak i nawet tego, jak komuś minął dzień. Poznaję w ten sposób wiele cudownych osób.

***

Jestem zawodowym książkoholikiem, a do tego niepoprawnym romantykiem. Aktualnie studiuję, a w wolnej chwili poświęcam się lekturze. Jak pewnie się domyślacie, czytam dużo romansów oraz literatury kobiecej. Uwielbiam dobrą kawę (zwłaszcza w towarzystwie książki!). Mając bzika na punkcie czytania, zaczęłam również tworzyć własne historie, które publikuję na wattpad.com. Poza tym od pewnego czasu prowadzę książkowego bloga. Ostatnio czerpię również mnóstwo frajdy z fotografowania, efekty możecie zobaczyć ma moim instagramowym profilu

1. Zdecydowanie wybieram posty z opisem i takie właśnie staram się dodawać na swój profil. Zdjęcie razem z odpowiednim tekstem tworzy w mojej głowie spójną całość. Poza tym lubię mieć kontakt z osobami, które mnie obserwują, więc dołączenie choćby krótkiego opisu jest dla mnie ważne. 

2. Najbardziej lubię zdjęcia, które wychodzą mi "przypadkiem". Czasem pomysł na sfotografowanie konkretnej kompozycji długo chodzi mi po głowie, ale kiedy patrzę przez obiektyw wygląda zdecydowanie gorzej niż w moim wyobrażeniu. Wtedy daję się ponieść fantazji i eksperymentuję, dopóki efekt końcowy mnie nie zadowala, dlatego też nie mam ścisłego schematu. 

3. Zdecydowanie bez książki. Kiedyś o niej zapomniałam (naprawdę!) i następnego dnia musiałam powtarzać całą kompozycję do zdjęcia. 
Pozdrawiam ciepło,
Anita

***

Dziewczyny, dziękuję za poświęcenie czasu na udział w moim projekcie. Jest mi bardzo miło z tego powodu i z przyjemnością przeczytałam Wasze odpowiedzi. To naprawdę ciekawe doświadczenie, móc poznać odpowiedzi różnych osób na te same pytania. Każdy odpowiada inaczej, z innego punktu widzenia, na swój sposób. 

Macie pomysł na kolejne pytania? Dajcie znać, chętnie zadam je następnym uczestnikom projektu "3 po 3" :-)

sobota, 6 stycznia 2018

"Pudełko z marzeniami" Magdalena Witkiewicz, Alek Rogoziński - recenzja



Kiedy zaczęłam lekturę "Pudełka z marzeniami" duetu Witkiewicz - Rogoziński, nie wiem dlaczego, ale odniosłam wrażenie, że bohaterka żyje przynajmniej w dziewiętnastym stuleciu. Może to imię mnie zmyliło? Malwina. Albo figurka św. Ekspedyta w piwnicy? Trudno stwierdzić, w każdym razie wrażenie było interesujące. Później przyszło mi do głowy, że ta książkowa atmosfera pasuje idealnie do klimatu cudownego filmu pt. "Jasminum". Znacie? Ja uwielbiam i fabułę, i bohaterów :-) "Co się dziwisz?" ;-) 

Pomysł na fabułę genialny. Postaci świetnie stworzone, takie trójwymiarowe, pełne życia i energii. Babcia Janinka cudowna, szczególnie w połączeniu z koleżanką, panią Wiesią. Kłopotów to one nie lubią... 
Plan Kamila z wyeliminowaniem Rozalii - majstersztyk. 


Pomysł z pudełkiem z marzeniami był ciepły i taki do uśmiechania się na samą myśl. Bardzo chciałabym, żeby w realnym życiu każdy znał miejsce, gdzie ktoś z głową w chmurach stworzy takie pudełko marzeń. To musiało być wyjątkowe doświadczenie dla tych wszystkich ludzi, którzy przynosili swoje marzenia i wrzucali do pudełka mimo tego, że przecież mieli świadomość tego, że pudełko nie może być tak magiczne, by spełniało te ich marzenia... A jednak, przychodzili, wrzucali, wierzyli i... działo się! Przypadek? Nie sądzę... ;-)

Z dialogów Tomasza i Floriana uśmiałam się bardzo, podobnie jak z niektórych wypowiedzi pani Wiesi (Kojarzycie scenę, w której starsza pani czyta Michałowi list z klubu czytelniczego? Poplułam ekran czytnika ze śmiechu :D). W ogóle ta powieść składa się z genialnych rozmów i wypowiedzi poszczególnych bohaterów, ich emocji, niepewności, prób i błędów. Jak w życiu, tylko lepiej. Nie polubiłam tylko Cezarego i Radosława, ale taki chyba był zamysł autorów, bo stworzyli ich naprawdę bardzo antypatycznych :-)   
Rzecz jasna nie może być tak idealnie i nie napiszę samych superlatyw, bo jest jedna rzecz, która mnie irytowała podczas lektury. Ale pewnie powiecie, że się czepiam. Trudno. Nic na to nie poradzę, ja też popełniam błędy różnego formatu, ale bardzo mnie mierzi, kiedy autor tekstu stosuje formę "mi" na początku zdania... Sorry, to silniejsze ode mnie. Nie przejdzie mi przez gardło zdanie w stylu "Mi się to podoba", bo misie to mieszkają w ZOO, i tyle :) 

Moja ocena: