Powrót
do magicznego świata Bożydara Antoniego Jekiełłki był dla mnie ogromną
przyjemnością. Z niecierpliwością czekałam na chwilę, w której będę mogła
poznać dalsze losy realnych i fantastycznych bohaterów cyklu Małe Licho,
stworzonych przez Martę Kisiel.
Wkrótce
Święta Bożego Narodzenia. Mieszkańcy nawiedzonego domu Bożka (Swoją drogą, ciekawe,
dlaczego ten drugi dom nie ma nazwy, jak Lichotka? A może coś przegapiłam?) angażują się w
przygotowania, w których prym wiedzie tradycyjne pierniczenie. Niemieckie widma
ściągają ze strychu ozdoby choinkowe, wujaszek Turu zadbał o imponującą choinkę, a zatem wszystko zmierza ku idealnym świątecznym dniom. Jednak Bożek
ma pewien kłopot. Mianowicie, kolega w szkole uświadomił mu ze złośliwą
satysfakcją, że skoro nie chodzi na religię, to nie może obchodzić świąt, śpiewać
kolęd, ani uczestniczyć w wigilijnym spotkaniu ze swoją klasą. Kiedy chłopiec
dzieli się swoim problemem z wujkiem Konradem, ten w przystępny sposób wyjaśnia
mu, jak to jest z tymi świętami i chrześcijaństwem. I nie tylko ze świętami, bo w rozmowach
Romańczuka z Bożkiem znajdziemy również wyjaśnienia dotyczące aniołów stróżów i
tego, skąd te istoty się wywodzą... Nie wszystkim mieszkańcom wiedza ta
przypadnie do gustu, oj nie wszystkim :-) W każdym razie problem został
rozwiązany po mistrzowsku, sami się przekonacie podczas lektury.
Przygotowania,
w które wszyscy włączyli się pełną parą, zaowocowały Wigilią z prawdziwego
zdarzenia. Z życzeniami, dekoracjami, rodzinną atmosferą, smakowitymi potrawami
i prezentami. Bożek nawet własnoręcznie przygotował prezent dla jednego z
domowników, jednak obdarowany nieszczególnie się z niego ucieszył. Dlaczego? Nie
zdradzę, ale ten wątek również bardzo mi się spodobał. Według mnie idealnie
nadawałby się na zajęcia biblioterapeutyczne. Zresztą nie tylko ten jeden można
wykorzystać w takim celu.
Z
pewnością pamiętacie z pierwszego tomu, że Bożek dopiero wchodzi w świat swoich
rówieśników, zatem całkiem niedawno zyskał prawdziwego przyjaciela, Tomka. I
udało mu się namówić mamę, aby pozwoliła zaprosić kolegę do domu. Wszyscy
świetnie się bawili, były różne smakołyki, szalone gry i zabawy, a na finał – ospa wietrzna, którą przyniosła do domu siostra Tomka.
Rozłożyło się Licho, zaospował się Krakers, a na dokładkę wujek Konrad dostał
półpaśca. W tej sytuacji nie pozostało nic innego, jak wyekspediować Bożka,
Gucia i Tsadkiela, których choroba jeszcze nie dopadła, do nieznanej im cioci.
Co wyniknie z tej wizyty? O jaką ciocię chodzi? Kto i przez kogo wpadnie w
poważne tarapaty? Doprawdy, jeszcze się nie domyślacie? Nie pozostaje Wam zatem
nic innego, jak zamówić i przeczytać! Jak najszybciej, alleluja!
Akcja
powieści jest dość dynamiczna, a w finale zdecydowanie przyspiesza. Kolejne
wydarzenia przede wszystkim bawią, ale także dają do myślenia. W pomieszaniu z
poplątaniem, wśród magicznych stworzeń, Bożek rozwiązuje pojawiające się problemy
różnej maści i rzuca się w wir walki, aby pomóc jednemu z bohaterów, który
znalazł się w niebezpieczeństwie. Gwarantuję, że będzie się działo. Drugi tom
podobał mi się chyba nawet bardziej niż pierwszy. Piękna okładka, w moim
ulubionym kolorze, zdecydowanie wprowadza w klimat.
Rzecz
jasna, jest i minus tej opowieści. I to potężny. Za szybko mi się skończyła…
Polecam
ten cykl (i inne powieści Ałtorki) każdemu, niezależnie od wieku.
Tytuł: „Małe Licho
i anioł z kamienia”
Autor: Marta
Kisiel
Gatunek: literatura
dla dzieci
Liczba stron: 304
Cykl: Małe Licho,
tom 2
Wydawnictwo: Wilga
Moja ocena: 6/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu
Wilga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)