Nie
byłam pewna czy „Instytut” przypadnie mi do gustu, ponieważ na pierwszy rzut
oka książka wygląda na literaturę młodzieżową. I owszem, po lekturze uważam, że
jej fabuła wpasowałaby się w gusta nastolatków, ale na pewno zainteresuje
również starszych czytelników.
Theodora
Delaney Cannon to nietypowa dwudziestokilkulatka, która od zawsze pakowała się
w kłopoty. Jej rodzice wykazywali się świętą cierpliwością, znosząc wszystkie
jej ekscesy, włącznie z wydaleniem ze studiów i poważnym problemem z hazardem.
Kiedy dziewczyna ląduje z ogromnym długiem, który musi spłacić niejakiemu
Siergiejowi, decyduje się w przebraniu wejść do kasyna i wygrać te pieniądze. Radzi
sobie świetnie, do czasu, aż przy stole do pokera dzieje się coś, czego Teddy kompletnie
nie rozumie. Pojawia się przy niej nieznajomy, który w jakiś magiczny sposób
sprawia, że goniące ją zbiry tracą zainteresowanie, a ona ucieka. Co ciekawe,
mężczyzna przedstawia się jako Clint Corbett - wykładowca w Instytucie Szkoleń
i Rozwoju Egzekwowania Prawa imienia Whitfielda. Teddy wietrzy podstęp. Kto by w
końcu nie był podejrzliwy w takiej sytuacji? Co to za dziwaczna szkoła? Czego
ten gość od niej chce? Po co proponuje jej miejsce w szkole, o której nigdy nie
słyszała?
Teddy
ma pewne zdolności, których nie jest świadoma. Nie wie, że to one pozwalają jej
wygrywać w pokera. I właśnie ta jej niezwykłość sprawiła, że Clint zaproponował
jej naukę w Instytucie. Sporą motywacją była dla dziewczyny obietnica, że jeśli
pojedzie z nim do Whitfielda, jej dług u Siergieja zostanie anulowany, a
rodzice będą bezpieczni. Podejmuje ryzyko i wyrusza w nieznane. Teddy całe
życie polegała na swoich instynktach i dzięki nim podejmowała decyzje,
tymczasem w tej szkole nie jest to możliwe. Musi zacząć ufać ludziom. Odkrycie
to jest dla niej szokujące i trudne do zaakceptowania. W nowej szkole poznaje
nowych ludzi, którzy z czasem stają się jej przyjaciółmi. Jednak zanim to
nastąpi, minie sporo czasu i wiele się wydarzy.
Fabuła
mnie wciągnęła, a podczas lektury przyszły mi do głowy dwie inne książki, które
w pewnym stopniu wydają mi się podobne do „Instytutu”. Mam na myśli „Wariant”
Robisona Wellsa i „Igrzyska śmierci” Suzanne Collins. Może dodałabym jeszcze
jakiś pierwiastek z Hogwartu.
Nie
jest to powieść dla wymagających czytelników. Myślę, że chodzi w niej głównie o
to, żeby dobrze się bawić podczas lektury. Ten warunek został spełniony,
czytało mi się ją świetnie i mam nadzieję, że będę mogła przeczytać kolejne
tomy, ponieważ to dopiero początek cyklu.
Tytuł: „Instytut”
Autor: K.C.Archer
Gatunek: science fiction
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Uroboros
Moja ocena: 5/6
Za możliwość przeczytania powieści dziękuję
Wydawnictwu Uroboros
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)