Strony

sobota, 27 czerwca 2020

"Mapa dni" Ransom Riggs - recenzja



Trochę obawiałam się tej lektury, ponieważ pozostałe trzy tomy czytałam dawno temu. Martwiłam się, że nie będę pamiętała wcześniejszych wydarzeń, przez co nie zrozumiem fabuły tej części. Już po kilku stronach okazało się jednak, że to, iż nie pamiętam wszystkich szczegółów poprzednich przygód bohaterów, nie stanowi najmniejszego problemu. 

Znani z poprzednich tomów osobliwcy lądują na Florydzie, w domu Jacoba Portmana. Chłopak dowiaduje się od nich, że zapadnięcie się pętli czasu na Diabelskim Poletku sprawiło, iż ich wewnętrzne zegary się zresetowały i wreszcie mogą bez obaw przebywać w zwyczajnym świecie, bez niebezpieczeństwa szybkiego starzenia się. To otworzyło przed nimi nowe możliwości, a dla Jacoba stało się źródłem wielu obaw o bezpieczeństwo przyjaciół, kompletnie nieprzystosowanych do współczesnego świata. Szybko pojawia się pomysł, by Jacob udzielał osobliwcom lekcji zwyczajności, jednak ich plany ulegają diametralnej zmianie, kiedy przypadkiem odkrywają schron w domu dziadka Portmana, a w nim tajemniczy dziennik Abe'a. Okazuje się, że Abe wykonywał wyjątkowo niebezpieczną pracę... 

Od tego momentu wydarzenia potoczą się szybko. Jacob wraz z częścią przyjaciół wyruszy do Ameryki, aby wypełnić powierzoną mu misję. Niestety, pomysł ten nie przypadnie do gustu pani Peregrine, jednak to nie powstrzyma Jacoba od wyruszenia w pełną niebezpieczeństw i pułapek podróż. Kto zdecyduje się sprzeciwić dyrektorce i pojechać z nim? Czego dotyczy misja? Do jakich miejsc zaprowadzi drużynę zadanie, które mają wykonać? Łatwo nie będzie, bezpiecznie również nie. I wcale nie chodzi o głucholce. Tym razem naszych bohaterów będą ścigać zupełnie inni wrogowie.

Chociaż książka ma słuszne rozmiary i ponad 500 stron, czyta się ją bardzo szybko. Myślę, że spore znaczenie ma tutaj fakt, iż rozdziały są dość krótkie. Dołączone do tekstu zdjęcia z minionych epok dodają kolorytu przygodom i pozwalają wyobrazić sobie niektórych bohaterów. Podczas lektury przyszło mi do głowy, jak różne może być postrzeganie danej fotografii. Gdyby nie dodawać do nich tej historii fantasy, pełnej osobliwości, część z nich prawdopodobnie nie zrobiłaby na nas takiego wrażenie. Jednak w połączeniu z opowieścią, którą stworzył Ransom Riggs, zyskują zupełnie nowy wydźwięk.

Polecam tę osobliwą serię, pełną niespodziewanych sytuacji i nietypowych bohaterów. Czytając, wchodzimy w świat kompletnie inny od tego, który znamy od urodzenia. Jednak kto wie, czy obok nas również nie żyją jacyś osobliwcy? 

Tytuł: "Mapa dni"
Autor: Ransom Riggs
Gatunek: fantasy
Liczba stron: 528
Wydawnictwo: Media Rodzina
Seria: Osobliwy dom pani Peregrine, tom 4

Moja ocena: 6/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina

czwartek, 18 czerwca 2020

"Jedna krew" Stefan Darda - recenzja



„Jedna krew” to najnowsza książka Stefana Dardy, określana jako powieść grozy. Czy faktycznie było się czego bać podczas lektury? Czy pojawiła się gęsia skórka, a każdy niezidentyfikowany dźwięk przyprawiał o palpitacje serca?

„Jedna krew burzy się w żyłach po śmierci, nie chce wystygnąć i trzeba wtedy wstawać z grobu, trzeba szukać innej, która da ukojenie”.

Głównym bohaterem powieści jest Wieńczysław Pskit. Chociaż ma już blisko czterdzieści lat, wciąż mieszka z matką i nie czuje potrzeby, by coś w swoim wygodnym życiu zmieniać. Pracuje na stacji benzynowej, nie myśli o zakładaniu rodziny i pozwala, by matka zajmowała się domem i jego potrzebami. Mężczyzna wspomina swoje dzieciństwo, dzięki czemu poznajemy fundament wydarzeń, które rozgrywają się we współczesnej Wieńczykowi rzeczywistości. Kiedy w latach osiemdziesiątych Sławek jako kilkulatek bierze udział w pogrzebie tragicznie zmarłej, ukochanej kuzynki Niki, podczas wystawienia zwłok ma miejsce dziwne zdarzenie, które chłopiec zapamiętuje na zawsze. Ma ono związek z pewną legendą, przekazywaną w Bieszczadach, gdzie rozgrywa się akcja, z pokolenia na pokolenie, o wampirach wstających z grobu i o sposobach ich neutralizacji. Wieńczysław liczył na to, że klątwa pierwszej krwi go nie dopadnie, ale przestaje być tego taki pewien, kiedy umiera ojciec Niki, a jego matka nie może dodzwonić się do wdowy po nim, cioci Grażynki. Mężczyzna postanawia zawieźć matkę do Żernicy, niewielkiej bieszczadzkiej wioski, gdzie mieszka Grażynka. Czy ta wizyta rozwieje niepokoje starszej pani? Dlaczego Grażyna nie odbiera telefonu? Czy dopadła ją klątwa jednej krwi? Jak skończy się ta wizyta Pskitów?

Wieńczyk nie jest sympatycznym bohaterem. Jakoś trudno było mi go polubić. Właściwie chyba mi się to nie udało. To wygodnicki i dość samolubny facet, na którego ogromny wpływ miała śmierć Niki i jego specyficzna próba pożegnania się z nią. Czy wydarzenia potoczyłyby się inaczej, gdyby nie wlazł do trumny, by przytulić kuzynkę? Możliwe, że ta cała klątwa to tylko legenda, ale kto wie, czy na pewno? Zwyczaj unicestwiania potencjalnych wampirów był praktykowany w tym miejscu przez wiele lat. Ludzie musieli mieć jakieś podstawy, skoro decydowali się na przebijanie zmarłym serca metalowym zębem brony i odcinanie im głowy, zanim złożono ich ciała w grobie.

Przyznam, że spodziewałam się większych emocji. Fabuła jest wciągająca i została poprowadzona w intrygujący sposób. Jednak w moim mniemaniu nie było się tu czego bać. Nie było zapowiadanej grozy, atmosfery strachu i napięcia. Zgrabnie skonstruowana historia zaciekawia, a kolejne rozdziały łączą się płynnie, zachęcając do dalszej lektury. Jednak nie spodziewajcie się gęsiej skórki i paraliżującego oddechu na karku. Myślę, że bliżej tej opowieści do studium przypadku człowieka, którego całe życie zaczyna kręcić się wokół klątwy, w której istnienie święcie wierzy.

Przede mną cztery tomy cyklu Czarny Wygon. Mam nadzieję, że tam będzie więcej grozy i emocji.

Tytuł: „Jedna krew”
Autor: Stefan Darda
Gatunek: powieść (nie do końca) grozy
Liczba stron: 416
Wydawnictwo: Videograf

Moja ocena: 5/6


niedziela, 14 czerwca 2020

"Szósta apokalipsa" James Rollins - recenzja


Dziesiąty tom serii SIGMA, a dla mnie – ostatni. Tak wyszło, że przeczytałam wszystkie pozostałe, więc to na chwilę obecną moje pożegnanie z drużyną z agencji DARPA. Trochę szkoda, ale pozostaje mi mieć nadzieję, że pojawi się kolejny tom, w którym bohaterowie znów będą musieli ocalić świat od zagłady.

Motywem przewodnim tego tomu jest genetyka i niebezpieczne zabawy naukowców, których działania powodują katastrofę w pewnym ośrodku badawczym w Kalifornii. Skutkiem wydostania się wirusa może być całkowita zmiana ekosystemu na Ziemi. Oczywiście istnieje sposób na ratunek, ale nie wiadomo, czy bohaterom uda się wykonać wszystkie zadania na czas.

Czy zastanawialiście się kiedyś co stałoby się, gdyby komuś udało się odtworzyć wymarłe gatunki zwierząt? Albo nie tylko je odtworzyć, ale także udoskonalić? Inna sprawa, że należałoby się zastanowić, co naukowcy rozumieją pod pojęciem „udoskonalić”. Kiedy okazuje się, że szalonym naukowcem, pracującym nad zatrzymaniem wymierania gatunków, jest człowiek, który podobno od lat nie żyje, atmosfera robi się gęsta od domysłów.

Znów się sporo działo, chociaż dużo też było informacji typowo naukowych, ale podanych w jasny sposób. Dzięki tej wiedzy łatwiej można było zrozumieć działania agentów DARPA i dążenia naukowców znajdujących się po jasnej i ciemnej stronie mocy.

Z dużą przyjemnością podążałam za bohaterami, którzy znów musieli rozdzielić się, by zdążyć na czas i uratować świat przed totalną katastrofą. Bardzo interesujące było podziwianie stworzonego przez uważanego za nieżyjącego naukowca uniwersum, pełnego odtworzonych i podrasowanych gatunków zwierząt. Wyobraźnia autora chyba nie ma granic. Najstraszniejszą możliwą wizją chyba było to, że teoretycznie możliwe jest stworzenie wirusa, który mógłby sprawić, że człowiek cofnie się na poziomie neurologicznym do poziomu ludów pierwotnych.

Koniec powieści to, jak zwykle, wyjaśnienie wykorzystanych w książce wątków. Autor ujawnia, co było prawdą, a co fikcją, a przy okazji podaje bardzo interesujące fakty dotyczące prac nad genetyką i ewolucją gatunków.  

Zdecydowanie polecam, chociaż lepiej czytać tomy po kolei, aby oprócz samej przygody wyłapać również wątki społeczne, które są prowadzone równolegle i przechodzą do kolejnych części.

Tytuł: „Szósta apokalipsa”
Autor: James Rollins
Gatunek: archeologiczna przygodówka
Liczba stron: 476
Wydawnictwo: Albatros
Cykl: SIGMA, tom 10

Moja ocena: 6/6



sobota, 13 czerwca 2020

"Szarak na studniówce" Michał Biarda - recenzja [PREMIEROWA]


„Szarak na studniówce” to kontynuacja równie szalonego i zakręconego „Królika w lunaparku”. Najlepiej czytać te dwie książki w dwupaku, jedna po drugiej. Świetna zabawa podczas lektury gwarantowana. I jazda bez trzymanki momentami również.

W tym tomie spotkamy znanych z „Królika” bohaterów, ale przede wszystkim poznamy Patryka. Jest on przykładnym uczniem, który jednak nie ma przyjaciół i brak mu wiary we własne siły. Ma za to osobistego prześladowcę, Stefana. Sytuacja wydaje się być bez wyjścia, ponieważ Stefan jest synem dyrektora szkoły i zawsze potrafi się odpowiednio ustawić. Pewnego dnia życie udręczonego Patryka zapętla się i chłopak zaczyna mieć władzę nad tym, co się wydarzy w jego życiu. Jak to wykorzysta? Jakie decyzje podejmie i jakie będą tego konsekwencje?

Z wątkiem Patryka splotą się ścieżki znanych z pierwszej części Pawła i Kasi. Poznamy między innymi ich dalsze losy. Tym razem również możecie spodziewać się zagadki, której rozwiązanie będzie zaskakujące. Kim jest Szarak? Co wydarzy się na maturalnym balu?

Narrację prowadzi kolejno cała czwórka, czyli Kasia, Paweł, Patryk i Stefan. To bardzo udany zabieg, obserwowania wydarzeń różnymi oczami, który dodaje fabule kolorów. Wszyscy bohaterowie mają swoje życie i otoczenie, ale jednocześnie – podobnie, jak w pierwszym tomie – ich losy wiążą się w pewien sposób. Tym razem oczekiwanie na rozwikłanie tajemnicy również sprawiło mi ogromną przyjemność podczas lektury. 

Autor świetnie stworzył swoich bohaterów. Są realistyczni i pełni emocji. Można się z nimi utożsamiać, a już na pewno obserwować ich zachowania. Bardzo spodobał mi się wątek Kaśki i Tyczki. To taka przyjaźń z prawdziwego zdarzenia, o jakiej marzy każda dziewczyna. 

Jeśli zdecydujecie się na przeczytanie powieści Michała Biardy, musicie przygotować się na spore zamieszanie. Fabuła składa się z wielu wątków, które pozornie nie są powiązane, jednak z każdą stroną coraz więcej je łączy. Bohaterowie niby nie mają ze sobą wiele wspólnego, ale to również tylko pozory. Podobnie jak w „Króliku”, tutaj też autor pojechał po bandzie i zafundował czytelnikowi niezły koktajl Mołotowa. Potrzebna jest koncentracja, by nadążyć za tokiem myślenia szalonego pisarza :D   

Podsumowując, gdyby ktoś zapytał mnie, co to za gatunek i o czym ta książka, odpowiedziałabym, że gatunek szalony. To powieść, w której równolegle poznajemy pewne zakręcone wątki i obserwując działania bohaterów zastanawiamy się, co za szaleniec to napisał i dlaczego nie ma trzeciej części. Zachęciłam? ;-)

Tytuł: „Szarak na studniówce”

Autor: Michał Biarda

Gatunek: science-fiction, fantastyka

Liczba stron: 394

Wydawnictwo: Michał Biarda

Cykl: Królik w lunaparku, tom 2

 

Moja ocena: 6/6

 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorowi


sobota, 6 czerwca 2020

"Czerwony Wariant" Siergiej Niedorub - recenzja




Do serii Uniwersum Metro wracam co jakiś czas, by spędzić trochę czasu w świecie stalkerów i podziemnych tuneli. Tym razem postanowiłam sięgnąć po „Czerwony Wariant”, który jest trzecim tomem serii Uniwersum Metro 2035. Za mną już świetnie napisany pierwszy tom – „Piter” i również wciągający „Riese”. Została mi druga część „Pitera”, którą pewnie niedługo też sobie sprawię, bo jakże tak, zostawić serię bez przeczytania jednego z tomów cyklu? ;)

Akcja tego tomu rozgrywa się w kijowskim metrze i po części na powierzchni, czyli w zniszczonym mieście. Pewnego dnia Ptaki, czyli lokalna grupa stalkerów, znajduje na powierzchni człowieka w dziwnym skafandrze. Nikt go nie zna, a on sam zachowuje się specyficznie. Kiedy jest jasno, jest przytomny i rozmawia z przesłuchującymi go ludźmi, ale nie pamięta niczego sprzed odnalezienia go. Kiedy gaśnie światło, mężczyzna traci przytomność, a kiedy ją odzyskuje, znów niczego nie pamięta, nawet rozmowy, którą odbył przed chwilą. Władze Datapolis, stolicy postapokaliptycznego świata, podejrzewają, że jest to mieszkaniec legendarnej czerwonej linii metra, o której krążą niesamowite historie. Mężczyzna został rozpoznany przez dziewczynę, której umysł nie funkcjonuje prawidłowo, przez co nie da się z nią dogadać. Na pomoc zostaje wezwany Jon, samozwańczy i jedyny nauczyciel w metrze, który ma podejście do dzieci. Urzędnicy mają nadzieję, że jemu uda się dotrzeć do dziewczyny. Czy rzeczywiście Jon zdoła zrozumieć Elzę? Dokąd będzie musiał powędrować z nią, by znaleźć pomoc? I czy na pewno wszystko jest takie, jakim się wydaje?

Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś innego po tej książce. Te tomy postapokaliptycznej serii, które przeczytałam, momentami zapierały dech w piersiach i robiłam, co mogłam, aby czytać szybciej, tak bardzo wciągała mnie akcja powieści. Tutaj autor postawił w dużej mierze skupił się na aspektach ekonomicznych podziemnego świata, a nie na walkach z mutantami i niebezpiecznych przeprawach. Owszem, główny bohater musi pokonać trasę metra, aby odnaleźć kogoś, kto mieszka na jej drugim końcu, ale zajmuje mu to zaledwie jeden dzień. Sporo miejsca poświęcone zostało na opis historii Krzyża (życie w metrze po Katastrofie), którą przebiegłam wzrokiem, nie mogąc doczekać się konkretnej akcji. Trochę brakowało mi natomiast elektryzujących wydarzeń podczas wędrówki Jona przez kolejne stacje.   

Ogólnie polecam tę powieść, jeśli ktoś lubi takie klimaty, ale nie spodziewajcie się typowej stalkerskiej atmosfery. Zdecydowanie lepsza wydaje mi się trylogia Diakowa i czytany niedawno "Mutant". Również "Riese", "Otchłań" i "Wieża" polskiego pisarza Roberta J. Szmidta bardziej mnie usatysfakcjonowały. Ale warto sięgnąć i po tę historię. Zakończenie rekompensuje przestoje w akcji.




Tytuł: „Czerwony Wariant”
Autor: Siergiej Niedorub
Gatunek: fantastyka, science-fiction, postapokalipsa
Liczba stron: 352
Wydawnictwo: Insignis
Cykl: Uniwersum Metro 2035

Moja ocena: 4/6



poniedziałek, 1 czerwca 2020

"Pokuta" Anna Kańtoch - recenzja




„…zło ma czasem niewinną twarz”

„Pokuta” to moje trzecie spotkanie z prozą Anny Kańtoch. Niepokojąca okładka i fabuła osadzona w latach PRL-u zapowiadała świetną lekturę. Poza tym dwie poprzednie powieści były niesamowicie wciągające, więc bez zastanowienia sięgnęłam i po tę książkę.

Jesień 1986 roku w niewielkim nadmorskim Przeradowie zostanie zapamiętana przez mieszkańców jako ta, kiedy odnaleziono ciało dziewiętnastoletniej Reginy Wieczorek. Zbrodnia budzi emocje wśród mieszkańców, a milicja dość szybko trafia na trop mordercy. Aresztowany chłopak ma zdjęcia martwej dziewczyny i przekonuje władze, że to właśnie on jest sprawcą. Dlaczego więc starszy sierżant Krzysztof Igielski ma wątpliwości? Przecież wszystko tak pięknie się ułożyło, sprawę można zamknąć, odfajkować. Jednak wszystko komplikuje się w chwili, gdy na komisariacie pojawia się starszy pan o wyglądzie bezdomnego, ale manierach arystokraty, który twierdzi, że od lat morduje nastolatki z Przeradowa i również Reginę zalicza do swoich ofiar. Igielski podejmuje wyzwanie i rozpoczyna śledztwo.

Przy okazji prowadzonej sprawy mamy możliwość obserwowania mieszkańców niewielkiej miejscowości i szarej codzienności PRL-u. Uczestniczymy w ich rodzinnych historiach, nierozwiązanych sprawach z przeszłości, poznajemy tajemnice i powody, dla których kiedyś zdecydowali tak, a nie inaczej. To element obyczajowości, który bardzo lubię w powieściach kryminalnych. Zwyczajne problemy bohaterów sprawiają, że stają się oni bardziej prawdziwi, a ich życie, opisywane przez autorkę, realne.

Akcja powieści nie jest szybka. Toczy się powoli, jak wielka, kamienna kula, podążająca majestatycznie w dół ścieżki, którą idziemy. Niby nas nie popędza, ale czujemy jej ruch za plecami. Napięcie rośnie, wątki się plączą, zeznania świadków pełne są niedopowiedzeń i szczegółów, z których każdy ma znaczenie, atmosfera staje się coraz cięższa, a milicjanci na komisariacie w Przeradowie mają twardy orzech do zgryzienia, związany nie tylko z zabitymi dziewczętami. Kto stanie po stronie prawdy i porządku? Gdzie szukać zwłok pozostałych ofiar? Kim jest Jan Kowalski? Dlaczego to właśnie Regina musiała zginąć?

Jeśli lubicie niepokojące klimaty i zawiesistą atmosferę prowadzonego w codzienności PRL-u śledztwa, to polecam ten, jak i pozostałe dwa kryminały Anny Kańtoch: „Wiarę” i „Łaskę”.

Tytuł: „Pokuta”
Autor: Anna Kańtoch
Gatunek: kryminał
Liczba stron:
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Ze Strachem

Moja ocena: 5/6