Myśleliście
kiedyś o tym, jak duży wpływ na Wasze oczekiwania w stosunku do danej lektury
ma jej akcja promocyjna? I jak kształtuje się pod jej wpływem Wasz obraz tej
powieści? Ja zastanawiam się właśnie, co najbardziej wpłynęło na obraz „Szeptacza”,
jaki pojawił się w mojej głowie przed lekturą. Na pewno znaczenie miały
rekomendacje znanych pisarzy z okładki, opisujące tę książkę jako niepokojący i
przerażający thriller czy historię pełną grozy. I sama okładka również
przywodzi na myśl raczej horror niż zwykły thriller czy kryminał.
Kiedy
dostałam od Wydawnictwa MUZA przesyłkę wprowadzającą w klimat, pomyślałam, że
fajnie byłoby przeczytać taką „straszną” powieść, bo już dawno nie trafiłam na
fabułę, która wywoływałaby autentyczny lęk. Jeśli mam być szczera, to w tym
temacie nic się nie zmieniło. „Szeptacz” mnie nie wystraszył, nie drgnęła mi
nawet powieka. I nie, nie jestem taka twarda. Ta powieść po prostu nie jest
straszna. To właściwie jedyny jej minus, który niekoniecznie ma znaczenie, w
zależności od tego, czego ktoś się po niej spodziewał. Ja liczyłam na strach i
dreszcze, ale ich nie dostałam, więc dla mnie ten minus jest istotny.
Tom
Kennedy zostaje sam z siedmioletnim synkiem, Jakiem. Żona mężczyzny umiera
nagle, na co ani Tom, ani tym bardziej jego syn, nie są gotowi. Każdy z nich
próbuje poradzić sobie z nową sytuacją na swój sposób. Efekt jest taki, że
niezbyt dobrze się ze sobą dogadują. Mężczyzna bardzo martwi się brakiem dobrego
kontaktu z dzieckiem, które mówi do siebie i spędza czas samotnie, głównie na
rysowaniu. Tom, który zawodowo zajmuje się pisaniem książek, postanawia przeprowadzić
się do niewielkiego miasteczka Featherbank. Nowy dom wybierają razem z Jakiem i
chociaż Tomowi niezbyt podoba się wybór chłopca, decyduje się na zakup lokum,
które trochę przeraża swoim wyglądem. Wkrótce okazuje się, że nowa posiadłość
ma swoją, niezbyt pozytywną, historię. Wątek kryminalny dotyczy zaginięć i
śmierci małych chłopców sprzed dwudziestu lat. Mordercę nazwano Szeptaczem,
ponieważ szeptał pod oknami swoich ofiar. Kiedy znika kolejne dziecko, zapomniana
już sprawa powraca. Wciąż nie odnaleziono jednego z tamtych chłopców… Teraz dołączył do niego mały Neil. Kto będzie następny?
Fabuła
powieści jest zwarta i logiczna. Zaintrygował mnie pomysł na szepczącego seryjnego
mordercę. Opisywana przez Alexa Northa historia wciągnęła mnie od pierwszych stron.
Tempo akcji początkowo nie jest zawrotne. Powiedziałabym nawet, że jest to dość
spokojna, choć momentami mroczna, historia obyczajowa z wątkiem kryminalnym.
Pozwala to na dokładne zapoznanie się z pojawiającymi się wciąż zagadkami i
nowymi wątkami, które w mało przewidywalny sposób łączą się ze sobą. Napięcie rośnie powoli, ale kiedy osiąga punkt kulminacyjny,
akcja rusza z kopyta.
Oprócz
intrygi kryminalnej, autor skonstruował również świetny wątek psychologiczny. Próba
poradzenia sobie ze śmiercią ukochanej osoby opisana jest z perspektywy osoby
dorosłej, a także kilkuletniego dziecka. Zachowanie Jake’a jest dziwne i niepokojące.
Tom ze wszystkich sił chciałby być dobrym ojcem, ale kompletnie sobie z tym nie
radzi i nie rozumie własnego dziecka.
Postacie
nie są szczegółowo dopracowane, ale różnią się od siebie na tyle, że mamy
jasność, kto jest kim. Każda z nich ma swoje problemy, z którymi musi sobie poradzić.
Świetnie przedstawiony został między innymi problem alkoholowy jednego z
bohaterów. Bardzo podobał mi się sposób, w jaki autor pokazał „głosy” dołujące mężczyznę i namawiające go do sięgnięcia po kieliszek.
Język
powieści jest prosty i czytelny, a opisy plastyczne. Duża czcionka pozwala na
wygodne czytanie nawet przez kilka godzin bez przerwy. „Szeptacz” to mieszanka
mroku, sensacji, kryminału i psychologii, więc jeśli lubisz takie klimaty, ta
powieść jest dla Ciebie.
Tytuł: „Szeptacz”
Autor: Alex North
Gatunek: powieść obyczajowa z mrocznym wątkiem kryminalnym
Liczba stron: 480
Wydawnictwo: MUZA
Moja ocena: 5/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu
MUZA