No szkoda, szkooooda, że cykl o kocie Koko się skończył. Wprawdzie "Kot, który miał 60 wąsów" to przedostatnia część z trzydziestu, ale ta ostatnia jest taka jakaś... chyba na siłę. To zbiór opowiadań o przygodach różnych kotów. Czytam, żeby mieć całość, poza tym cały czas mam nadzieję, że gdzieś tam jeszcze trafię na moich ulubionych bohaterów.
Są osoby, które znudziły te historyjki, bo w każdej części są powtórzenia (służą osobom, które nie czytają po kolei, tylko wybiórczo, żeby się mogły orientować w treści), ale dla mnie to była świetna seria do poczytania dla relaksu, bez konieczności wczuwania się w fabułę, myślenia nad nią czy analizowania czegokolwiek. Był Qwilleran, był Fajny Koko i jego towarzyszka Yum Yum, byli pozostali mieszkańcy niewielkiego miasteczka Moose County i ich problemy, radości, troski. Nie wiem, czy podoba mi się zakończenie. Autorka w pewnym sensie "wyczyściła" życie Qwilla po raz drugi i co teraz? Co dalej? Można się tylko domyślać, jak wyglądałaby fabuła kolejnych części, bo na tej 29-tej Lilian na razie urwała... A szkoda, bardzo chętnie czytałabym dalej :-)