"Nie możemy naprawdę poznać samych siebie, dopóki nie poznamy swojej historii".
Dużo czasu minęło od momentu, kiedy pochłonęłam wcześniejszy tom serii SIGMA, więc z ogromną przyjemnością zatopiłam się w kolejną przygodę moich ulubionych przygodowych bohaterów (tak, tak, mam dla Was genialne cytaty z Kowalskim! <3) Poza tym wkrótce premierę będzie miał trzynasty tom "Diabelska Korona". Już nie mogę się go doczekać :)
Autor wprowadza czytelników w temat tego tomu zostawiając dwie krótkie noty: historyczną i naukową. Następnie akcja przenosi nas na chwilę do XVIII wieku, na terytorium Kentucky, gdzie obserwujemy członków ekspedycji naukowej, odkrywających pewien skarb. Sytuacja staje się śmiertelnie niebezpieczna, kiedy grupę atakują Indianie. Czy jednak napastnicy naprawdę są tymi, za których się podają? Dlaczego napadli naukowców? Kto zginął w wyniku tej napaści?
Kolejna stopklatka to czasy współczesne i dwóch młodych ludzi, którzy zapragnęli przekonać się, ile prawdy jest w opowieściach starych Indian o Wielkim Duchu i jaskini, w której dawno temu ukryto coś tak niebezpiecznego, że każdy, kto wejdzie do jaskini, już z niej nie wyjdzie. Dla jednego z chłopców przepowiednia okazuje się prawdziwa...
Podczas penetracji jaskini następuje wybuch, którego konsekwencje okazują się tragiczne dla całej ludzkości. Wstrząs uwolnił tajemniczą siłę, przed którą ostrzegali najstarsi Indianie, ale niewiele osób traktowało te legendy poważnie. Szybko okazało się, że pierwszy wybuch uaktywnił kolejne wulkany w innych miejscach Ziemi, a obudzona siła potrafi doprowadzić do rozpadu materii, a co za tym idzie - do unicestwienia nawet całego ziemskiego globu.
Agenci Sigmy, Painter Crowe i Grey Pierson, znów ruszają na pomoc. W ekipie nie mogło zabraknąć również Monka i Kowalskiego. Wspierani przez różnych naukowców, usiłują odnaleźć trzecie miejsce na Ziemi, gdzie siła wybuchu będzie tak wielka, że nikt nie potrafi przewidzieć konsekwencji. Wszyscy są jednak pewni, że jeśli nie uda im się zapobiec eksplozji, prawdopodobnie ludzkość tego zawirowania po prostu nie przetrwa.
Aby nie spojlerować, napiszę tylko, że tym razem motywem przewodnim w powieści są indiańskie legendy sprzed wieków, manipulowanie materią na poziomie atomów, nanotechnologia, tajemniczy "suchy eliksir", ojcowie założyciele i pomysł utworzenia czternastej kolonii, która miała znaleźć się w Unii wraz z pozostałymi koloniami.
Ktoś może stwierdzić, że Rollins prowadzi swoich bohaterów zawsze tym samym torem, czyli mamy jakąś katastrofę na skalę światową, a agenci Sigmy pędzą na ratunek, po drodze prawie giną, ale udaje im się ostatecznie ocalić ludzkość, przy okazji ratując (lecz najczęściej, niestety, tracąc) jakiś niesamowity artefakt, który mógłby całkowicie zmienić historię świata. Dobra, zgadzam się, że tak to wygląda, ale mimo tej powtarzalności jego powieści czyta się świetnie. Akcja gna z taką mocą, że trudno się momentami oderwać od książki. Zdarzają się fragmenty, które ciut się dłużą, ale rozumiem, że skoro autor zdecydował się dodać do przygodówki elementy naukowe, to musi od czasu do czasu coś wyjaśnić, żeby czytelnik nadążał za rozwojem fabuły. Ponadto Rollins nie zostawia nas w niepewności, co było prawdą, a co fikcją. Po wielkim finale całej historii następuje krótki rozdział o tym, które elementy istnieją naprawdę, a co jest tylko mitem i wytworem wyobraźni autora.
Podsumowując, jeśli macie chęć na sporą dawkę emocji, pościgi, strzelanie, pułapki, ucieczki i duuużo lawy, błota i wybuchów, to ta lektura będzie wprost idealna :D
A teraz obiecane cytaty:
"Wreszcie Kowalski wyłączył silnik chevroleta tahoe i spojrzał na zegarek.
- Dwadzieścia osiem minut. Czyli jest mi pan winien cygaro.
- Powinienem posłuchać Graya. - Painter otworzył drzwi i omal nie wypadł z samochodu. - Mówił mi, żeby trzymać cię jak najdalej od wszystkiego, co ma kółka.
Kowalski wzruszył ramionami i też wysiadł.
- Co Gray może wiedzieć? Facet prawie ciągle pedałuje po Waszyngtonie na rowerze. Gdyby Bóg chciał, żeby ludzie jeździli na rowerach, umieściłby na jaja w innym miejscu".
"Kiedy Painter się rozłączył, Kowalski mruknął z kanapy, nie podnosząc głowy:
- Wywołuje wybuchy wulkanów...
Painter zerknął w jego stronę.
- Jeżeli to coś naprawdę ma taką moc... - otworzyło się jedno oko i spojrzało na niego - to może lepiej uprzedzić Graya, żeby przed wyprawą na Islandię zapakował bieliznę z azbestu".
"Jedna zagadka została rozwiązana, ale Painter stanął wobec następnej.
Potrząsnął kratą.
- Zamknięta na kłódkę.
- Nie ma problemu. - Kowalski przecisnął się do przodu i uniósł pistolet. - Mam klucz".
"- W razie czego masz przy sobie C4? - spytał Painter.
Przed wyjazdem (...) prosił Kowalskiego, żeby zaopatrzył się w materiał wybuchowy, na wypadek, gdyby musieli wysadzić skałę, by dostać się do tunelu czy korytarza. Jego partner nie zabrał jednak żadnej torby ani plecaka.
- Trochę - przyznał Kowalski. Cofnął się i rozchylił poły długiego do ziemi płaszcza, pokazując kamizelkę nafaszerowaną kostkami C4.
- To ma być trochę?
Kowalski spuścił wzrok.
- Aha. Miałem wziąć więcej?"
"(...) - Wybuchły wszystkie gejzery naraz!
Gdy helikopter mknął nad tym niezwykłym widowiskiem, Painter podziwiał tańczące strumienie, tęczowe migotanie pary i nagle ogarnął go bezmierny zachwyt (...).
Kowalski z twarzą przylepioną do okna też był pod wrażeniem.
- Następnym razem trzeba użyć więcej C cztery".