wtorek, 30 maja 2023

"Odmęty śmierci" Wojciech Wójcik - recenzja

Tytuł: "Odmęty śmierci"
Autor: Wojciech Wójcik
Gatunek: kryminał
Liczba stron: 560
Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Moja ocena: 6/6

Chociaż Wojciech Wójcik ma na koncie już kilkanaście książek, "Odmęty śmierci" to pierwsza jego powieść, która trafiła w moje ręce. Autor ukrył sporo trupów w szafie, więc naprawdę się działo i nawet przez chwilę nie nudziłam się podczas lektury. Muszę jednak napisać, że według mnie jest to kryminał z mocno rozbudowaną warstwą społeczną, obyczajową. Świetnie przedstawiona została typowa rodzina, która do zamordowania seniorki rodu wspierała się i kontaktowała ze sobą, a po jej tragicznej śmierci nagle okazało się, że nie wszyscy są tymi, za których chcą uchodzić. 

Niedługo po tym, jak starsza pani, Krystyna Kalinowska, wraca do domu po wizycie w szpitalu psychiatrycznym, jej wnuczka Laura znajduje babcię bez życia. Kobieta została zamordowana. Co ciekawe, trzydzieści lat wcześniej w tym samym miejscu został zabity jej mąż, Julian. Rodzinna legenda związana z jego śmiercią jest niejasna. Chociaż wszyscy wokoło uważali Kalinowskich za zgodne i dobre małżeństwo, okazuje się, że było wprost przeciwnie, a Krystyna nienawidziła swojego męża. Czym mężczyzna zasłużył sobie na takie uczucia żony? 

Kiedy rodzina zmarłej Krystyny poznaje treść testamentu staruszki, atmosfera się zagęszcza. Kalinowska zapisała po części swojego majątku detektywowi zajmującemu się zaginięciami i dziewczynie, która się nią opiekowała. Członkowie rodziny są zaskoczeni i rozpoczynają poszukiwania tajemniczego detektywa. W toku prywatnego śledztwa poznają kolejne zaskakujące decyzje starszej pani. Laura, wnuczka Krystyny, dowiaduje się między innymi, że babcia opłacała niewielki grobek, jakby przygotowany dla dziecka. Administracja cmentarza twierdzi, że grób jest pusty, jednak stoją na nim kwiaty. Laura odkrywa, że dbała o niego babcia Kalinowska, ale na co komu pusty grób? To dopiero początek naprawdę dziwnych wydarzeń. 

Kolejny wątek to wydarzenia rozgrywające się w szpitalu psychiatrycznym, do którego trafia pacjent z nietypowymi objawami. Wiadomo, że szpital psychiatryczny to miejsce, gdzie przebywają sami specyficzni pacjenci, jednak ci, o których pisze autor, mają powiązania z głównym wątkiem i występującymi w nim bohaterami.  

Nastawcie się na sporo wątków i wielu bohaterów. Zdecydowanie polecam czytać jednym cięgiem. Wątki łączą się ze sobą na różne sposoby. Autor bardzo umiejętnie je miesza i sprowadza czytelnika na manowce. Bohaterów mamy spory wachlarz, więc łatwiej ogarnąć fabułę, czytając od razu dłuższe fragmenty albo całość.

Lekkie pióro autora zachęciło mnie do sięgnięcia po inne powieści z jego dorobku.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka

czwartek, 25 maja 2023

"Księga utraconych imion" Kristin Harmel - recenzja


Tytuł: "Księga Utraconych Imion"
Autor: Kristin Harmel
Gatunek: powieść historyczna, literatura obyczajowa
Czas trwania: 10 h 15 minut
Wydawnictwo: Świat Książki
Lektor: Monika Węgiel-Jarocińska 

Moja ocena: 6/6

"Księga utraconych imion" to powieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami z czasów II wojny światowej. Taka zachęta dla mnie to oczywista oczywistość, aby sięgnąć po książkę lub audiobook.

Główną bohaterką powieści jest Eva Traube Abrams. Starsza kobieta mieszka na Florydzie, gdzie pewnego dnia dostrzega w gazecie zdjęcie książki, której nie widziała kilkadziesiąt lat, a która miała dla niej ogromne znaczenie w czasie II wojny światowej. Jako młoda dziewczyna doświadczyła okrucieństwa wojny, które zaczęło się od tego, że jej ojciec został aresztowany podczas obławy zorganizowanej przez hitlerowców w Paryżu, gdzie Eva mieszkała z rodzicami. Matka dziewczyny nie zamierza opuszczać Paryża, ponieważ chce za wszelką cenę ratować męża, jednak ostatecznie zgadza się wyjechać, chociaż uważa, że to jej córka jest winna temu, że straciła męża. Nie potrafi przystosować się do nowej sytuacji, nie chce przyjąć do wiadomości tłumaczeń Evy. 

Dziewczyna przygotowuje dla siebie i matki fałszywe dokumenty, dzięki którym udaje im się uciec z Paryża. Kobiety trafiają w miejsce, gdzie Eva decyduje się wykorzystać swoje niesamowite zdolności plastyczne do pewnych działań, które mogą pomóc wielu ludziom. Matka jest przeciwna, ma żal do córki, że zamiast szukać i ratować ojca, ona angażuje się w pracę na rzecz obcych żydowskich dzieci. Czy Eva ulegnie presji matki i wróci do Paryża, by odnaleźć ojca? Jakie zadanie postawi przed nią pewien duchowny? Czy w piekle wojny znajdzie się miejsce na takie uczucia jak miłość czy oddanie i poświęcenie?

Fabuła książki podzielona jest na dwa tory czasowe. Obserwujemy współcześnie żyjącą na Florydzie Evę oraz młodziutką Abrams, która robi wszystko, by nie tylko przetrwać w czasie wojny, ale także pomóc innym, przede wszystkim niewinnym żydowskim dzieciom. Tytułowa Księga Utraconych Imion ma w przypadku tej pomocy ogromne znaczenie. Skojarzyła mi się ona z Ireną Sendlerową i słoikiem, w którym kobieta chowała karteczki z danymi uratowanych dzieci. Eva wymyśliła inny, ale równie dobry sposób na to, by dzieci mogły po wojnie mieć chociaż cień szansy na poznanie swoich prawdziwych personaliów. 

Książka została napisana pięknym językiem i fantastycznie zinterpretowała ją Monika Węgiel-Jarocińska. Słuchało mi się świetnie. Zdecydowanie polecam :-)


niedziela, 21 maja 2023

"Dzieci wielojęzyczne. Sanki, pierogi i Pałac Kultury" Martyna Górniak-Pełech - recenzja [PATRONACKA]


Tytuł: "Dzieci wielojęzyczne. Sanki, pierogi i Pałac Kultury"
Autor: Martyna Górniak-Pełech
Gatunek: autobiografia, pamiętnik
Liczba stron: 231
Wydawnictwo: Butterfly House

Moja ocena: 6/6

"Dzieci wielojęzyczne. Sanki, pierogi i Pałac Kultury" to drugi tom historii pewnej wyjątkowej rodziny. Dlaczego wyjątkowej? Bo nie każdy decyduje się na zaproszenie do swojego życia wielojęzyczności.

Niespełna ośmioletnia Krysia i dziewięcioletni Ksawier to rodzeństwo, w którego życiu pojawiły się Zmiany przez duże Z. Pewnego dnia rodzinnie przenieśli się znad Morza Śródziemnego do... Polski. Szaleństwo? Z naszej perspektywy chyba tak. Zamienić piękne maltańskie widoki i słońce na chimeryczną polską pogodę i zaczynać wszystko od nowa? Kto by się na to zdecydował? Jak to jest postawić wszystko na jedną kartę i wyruszyć w nieznane? Nasi bohaterowie zdecydowali się na Warszawę. Nowa szkoła, nowi koledzy, dylematy, pierwsze rozczarowania, ale także radość, zaskoczenie, zdziwienie, a nawet straszliwa nuda, no po prostu cały wachlarz emocji. Czy to był dobry wybór?  

Wielojęzyczność w Polsce nie jest szczególnie popularna. Mam wrażenie, że mamy niezbyt sprzyjające warunki do tego typu działań. Tymczasem na świecie to zupełnie naturalna sprawa. I jest to wspaniały sposób na poznawanie innych kultur, języków czy tradycji. Na otwarcie się na świat, który przecież tyle ma nam do zaoferowania! Z tych możliwości korzystają właśnie Krysia i Javi.     

Autorka pisze przystępnym językiem, lekko, przyjemnie i familiarnie. Fantastycznie czyta się te kolejne historie z życia wzięte, pełne humoru i ciepła. Dzieci spontanicznie dziwią się otaczającemu je światu i cieszą się drobiazgami, których dorośli niejednokrotnie nie zauważają. Z przyjemnością czytałam anegdoty o ich spostrzeżeniach, podejmowanych decyzjach i pomysłach na siebie.

Nie trafiłam jeszcze na podobną książkę. Dla mnie to nowość w ofercie wydawniczej i mogę ją zdecydowanie polecić wszystkim, którzy lubią poznawać nowe perspektywy i konsekwencje niecodziennych decyzji.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce

Zapraszam na stronę Autorki, gdzie można kupić książkę: https://martynagorniakpelech.pl/  

piątek, 19 maja 2023

"Pozdrowienia z Wrocławia" Monika Kowalska - recenzja


Tytuł: "Pozdrowienia z Wrocławia"
Autor: Monika Kowalska
Gatunek: powieść obyczajowa
Liczba stron: 304
Wydawnictwo: Książnica
Cykl: Dwa miasta, tom 3

Moja ocena: 6/6

Po "Lwowskiej kołysance" i "Wrocławskich tęsknotach", będących częścią cyklu Dwa miasta autorstwa Moniki Kowalskiej, sięgnęłam po tom trzeci pod tytułem "Pozdrowienia z Wrocławia". Z wielką przyjemnością wróciłam do świata Szubów, a właściwie sióstr Szubówien.

Akcja powieści rozpoczyna się w latach sześćdziesiątych we Wrocławiu, gdzie mieszkają siostry Szuba: Adela, Józka i Petronela. Dziewczęta już zadomowiły się w tym mieście, które przyjęło je, kiedy wraz z rodzicami wyruszały w nieznane z ukochanego Lwowa. Oprócz wędrówek po Wrocławiu, za sprawą córki Adeli, Róży, traficie również na chwilę do Rabki.

Tym razem mamy mniej emocji, a więcej życia i szarej codzienności pełnej problemów, z którymi siostry muszą sobie poradzić. Każda z nich ma swoje dylematy i dręczące je strachy przeszłości, z którymi muszą się zmierzyć. Adela podejmuje bardzo ważną dla siebie i dzieci decyzję, z którą zwlekała bardzo długo. Józia w końcu odważy się zawalczyć o spełnienie własnych marzeń, a Nela pójdzie za głosem serca. Czy siostry Szuba znajdą szczęście po latach trudów?  

Autorka świetnie uchwyciła ówczesne realia i klimat epoki PRL-u. Sytuacje które przytrafiają się siostrom oraz dzieciom Adeli, są bardzo realistyczne, czasami humorystyczne, innym razem smutne i rozdzierające serce. Bardzo budująca jest więź, która łączy siostry. Wspierają się, doradzają sobie wzajemnie, proszą o pomoc, kiedy jest taka potrzeba, myślą o sobie, jednym słowem kochają się. 

Znów nie znam miasta, w którym toczy się akcja powieści, ale sądzę, że wszystkie miejsca, w których pojawiają się bohaterowie, są prawdziwe i świetnie opisane. Dla kogoś, kto zna Wrocław, będzie to wyjątkowa wycieczka w przeszłość.

Chociaż ten tom miał być ostatnim, dopełniającym losy rodziny i zamykającym wątki, to już niedługo pojawi się tom czwarty, którego jestem bardzo ciekawa.       


poniedziałek, 15 maja 2023

"Bohater" Wiktor Mrok - recenzja

Tytuł: "Bohater"
Autor: Wiktor Mrok
Gatunek: kryminał
Liczba stron: 416 
Wydawnictwo: Initium

Moja ocena: 5/6


"Bohater" to czwarta powieść kryminalna Wiktora Mroka. Zdecydowałam się na tę lekturę, ponieważ znam już mocne pióro autora z powieści "Incel" i przypadło mi ono do gustu.

Akcja rozgrywa się w Moskwie, gdzie w jednej chwili ginie kilka osób. Morderca zabija w okrutny sposób pośredników finansowych, zajmujących się tak zwanymi chwilówkami. Śledztwo rozpoczyna pułkownik Alona Nikiszina wraz ze swoim zespołem specjalistów. Sprawa nie jest prosta, ponieważ ofiar przybywa w zastraszającym tempie. Morderca jest doskonale zorganizowany. Policja nie nadąża z wyszukiwaniem powiązań między ofiarami. Zmiażdżone wielkim młotem twarze, pogruchotane kości rąk i nóg, zaszyte usta... to tylko część ich obrażeń. Śledczy od razu dostrzegają pewną prawidłowość, jednak zagadki pozostawiane przez mordercę są zawiłe i nasi bohaterowie muszą się sporo nagłowić nad ich przesłaniem. Na szczęście świetnie im się współpracuje, widać, że się lubią i sobie ufają. Uzupełniają się, dzielą zdobytymi informacjami i wspólnie składają je w jedną układankę podczas zebrań u Alony. Uważam te spotkania za świetny element porządkujący treść i kolejne etapy śledztwa. Bez tych rozmów byłoby bardzo trudno połapać się w fabule.      

Bardzo polubiłam kadetkę Walerię. Sympatyczna studentka, która dopiero odbywa praktykę wśród starych wyjadaczy, ma bystry umysł i jest odważna, chociaż trochę narwana. Jej spostrzeżenia wnoszą wiele do śledztwa, a starsi koledzy po fachu z jednej strony opiekują się nią, ale równocześnie pozwalają zdobywać doświadczenie w praktyce. Dziewczyna zapowiada się na świetną policjantkę.

Powieść podzielona została nie tylko na rozdziały, ale także na dwie narracje. Obserwujemy na zmianę działania śledczych i perspektywę mordercy. Dzięki temu historia jest pełniejsza, a myśli same wędrują w kierunku analizy działań zbrodniarza i przyznaję, że przez cały czas usiłowałam dopasować tego gościa do któregoś z bohaterów :D 

Bardzo pomocne podczas lektury były przypisy, objaśniające wykorzystane w tekście fakty polityczne i obyczajowe. Stanowiły świetne dopełnienie opisywanej historii i urealniły ją. 

Autor umiejętnie dozuje informacje, odkrywa kolejne karty powoli, tak by nie można się było za wcześnie zorientować, kim jest morderca.  

Nie jestem do końca przekonana do zakończenia, na które zdecydował się autor. Nie mogę Wam zdradzić o co chodzi, bo spalę finał, jednak myślę, że nie każdemu czytelnikowi przypadnie ono do gustu.