poniedziałek, 29 kwietnia 2013

"Osobliwy dom pani Peregrin" Ransom Riggs - recenzja

Od dłuższego czasu chciałam przeczytać tę książkę. Zafascynowała mnie okładka, bo lubię takie stare klimaty i zagadkowe fabuły. Nie żałuję, że ją w końcu kupiłam, ale spodziewałam się trochę innej treści, a może nie tyle treści, co emocji w niej zawartych. Chodzi o to, że mało było w niej "straszenia" czytelnika.
Bohaterem powieści jest Jacob, nastolatek, którego życie nie jest łatwe. Chłopak nie ma kolegów, kiepsko mu idzie z dziewczynami i ogólnie szału w jego życiu nie ma. Jego wieloletnim przyjacielem i wręcz idolem jest dziadek, jednak z biegiem lat do chłopca dociera, że historie, które opowiada staruszek, powinno się włożyć między bajki. Bo gdzie na świecie można znaleźć niewidzialnego chłopca czy latającą dziewczynkę? Czy widział ktoś rzucającą kulami ognia dziewczynę albo chłopaka tak silnego, że bez trudu podnosi ważący wiele ton głaz? Jasne, że nie mogą to być postacie prawdziwe. A zdjęcia, które dziadek mu pokazuje na dowód, to z pewnością fotomontaż. Problem w tym, że dziadek twierdzi, że to jego przyjaciele z dzieciństwa, z domu dla uchodźców, gdzie kiedyś mieszkał. Pewnego dnia Jacob odbiera w pracy telefon od dziadka. Starszy pan jest przerażony, wydaje się, że mówi od rzeczy, a Jacob nie może go uspokoić. Postanawia więc pojechać do domu dziadka, ale na miejscu okazuje się, że dziadka nie ma. Chłopak znajduje staruszka bliskiego śmierci nieopodal domu. Ktoś go zaatakował, dziadek twierdzi, że to potwór z jego dziwnych opowieści... Chwilę przed śmiercią wyjawia Jacobowi kilka zupełnie niespójnych dla chłopaka wskazówek i od tego wszystko się zaczyna. Najpierw żal po ogromnej stracie, później decyzja rodziców o zatrudnieniu dla syna psychiatry. Lekarz podpowiada zmartwionych rodzicom, że może wyjazd na walijską wyspę, na której znajduje się sierociniec z opowieści dziadka, pomoże Jacobowi pogodzić się ze smutkiem i brakiem ukochanej osoby. Ojciec zabiera chłopca na wyspę i tam wszystko się zaczyna...
Akcja bardzo wciąga, a postacie w książce okazują się naprawdę osobliwe. Więcej nie zdradzę, trzeba to po prostu przeczytać :-)

wtorek, 23 kwietnia 2013

"Piramida Ozyrysa" Andy McDermott - recenzja

Tytuł: "Piramida Ozyrysa"
Autor: Andy McDermott
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: AMBER
Cykl: Nina Wilde i Eddie Chase, tom 5

Kolejna książka o doktor Ninie Wilde i jej bodygardzie Eddiem za mną. I znów muszę stwierdzić, że książki z tej serii należy zabrać ze sobą na jakąś bezludną wyspę, wyłączyć wszystkie telefony, komputery i inne komunikatory łączące ze światem i dopiero wtedy zacząć czytać... 
Akcja jest wartka dzięki specyficznemu sposobowi narracji. Kto czytał choć jedną z książek McDermotta, ten wie, co mam na myśli. Urywane zdania, krótkie wypowiedzi, szybkie dialogi - o to właśnie chodzi w sensacyjnym thrillerze. Nie sposób się oderwać od tej lektury.
Tym razem znajdujemy doktor Wilde w poważnej depresji. Po ostatniej akcji z Przymierzem Genesis została wyrzucona z MADL, podobnie zresztą, jak jej mąż - Eddie Chase. Eddie stara się utrzymać ich oboje pracując jako ochroniarz gwiazd, jednak muszą się wyprowadzić z drogiego mieszkania na Manhattanie i przenieść gdzieś, gdzie będą w stanie opłacić lokum. Nina spędza dnie użalając się nad sobą, a pojawiająca się w telewizji reklama sekty o nazwie Świątynia Ozyrysa doprowadza ją do szału. 
MADL zaś angażuje się w niezwykle ważne wykopaliska w Egipcie. W ekipie archeologów znajduje się młoda studentka archeologii - Macy. Dziewczyna przypadkiem odkrywa spisek mający na celu kradzież wskazówek, które mogą doprowadzić zainteresowanych do mitycznej piramidy Ozyrysa. Macy rozpaczliwie próbuje skontaktować się z Niną, która jest w jej oczach jedyną osobą, mogącą uratować sytuację. Nina początkowo nie jest zainteresowana spotkaniem z dziewczyną, ale ostatecznie decyduje się z nią porozmawiać. Od tej chwili akcja nabiera tempa. Nina, mimo tego, że cały świat uważa ją za wariatkę po tym, jak odnaleziony przez nią Rajski Ogród uległ zniszczeniu, rozpoczyna walkę o kolejny zabytek w niebezpieczeństwie. We trójkę ruszają do Egiptu, by stawić czoła złodziejom i rozwiązać kolejną zagadkę przeszłości.
Nie zabrakło walk i rozlewu krwi, Eddie nie raz miał okazję wykorzystać swój spryt, a Nina zręczność, zaś Macy dzielnie dotrzymywała im kroku. Zwrotów akcji było mnóstwo, w większość dość zaskakujących i trudnych do przewidzenia. Polecam, jeśli ktoś lubi lektury trzymające w ciągłym napięciu :-)  

sobota, 13 kwietnia 2013

"Pusta woda" Krystyna Żywulska - recenzja

"Pusta woda" to kolejna książka z gatunku literatury obozowej. Kolejna, ale nie taka sama, jak inne. Żywulska maluje w niej literackie obrazki z getta i wojny pełne kontaktów międzyludzkich, relacji między więźniarkami w obozie, reakcji gestapowców na zachowania Żydów i wielu, wielu emocji. Krystyna również jest Żydówką, mieszkała w getcie, przetrwała Oświęcim, przeżyła wojnę. Opisuje w swojej książce nie tylko koleje swojego losu, ale i innych znanych sobie ludzi.

Przyznam szczerze, że czytając nie mogłam się do końca połapać w tych wszystkich opisywanych wydarzeniach i osobach. Gdzieś mi się gubiły jej wspomnienia i mieszały postacie. Całość ułożyła mi się dopiero, kiedy dotarłam do posłowia autorstwa Julii Pańków. Zawiera ono bowiem dokładny opis życia Krystyny, a właściwie Sonii. Dzięki temu to i owo mi się ułożyło w odpowiedniej kolejności i mogłam zrozumieć wszystkie opisywane przez Żywulską historie. 
Napiszę tylko, że tytułowa pusta woda wiąże się z domem Krystyny - Sonii i jej matką, która zajmowała się domem. Podczas wojny, w getcie, nie miała co wkładać do garnka, aby ugotować zupę na obiad, ale mimo to gotowała wodę. Pustą wodę...
Książka warta przeczytania, bardzo prawdziwa. Mam nadzieję, że przeczytam również jej inną książkę pt. "Przeżyłam Oświęcim".