sobota, 25 sierpnia 2018

"Zapomniani bogowie" Jarosław Prusiński - recenzja



Mitologia słowiańska mnie ciekawi, ale moja wiedza na temat tych wierzeń jest wciąż niewielka. Pewnie jest to spowodowane tym, że wolę opowieści zbeletryzowane niż naukowe opracowania. Poza tym nawet w szkole uczymy się mitologii greckiej, rzymskiej, a słowiańska czasami gdzieś tam przemknie, przy okazji omawiania jakiejś lektury na języku polskim czy w postaci krótkiej, suchej notatki na historii. Z ogromną przyjemnością sięgam więc po książki w stylu serii Kwiat Paproci K.B. Miszczuk. Tak, wiem, że to akurat bardziej fantasy, a nie faktyczne odzwierciedlenie wierzeń Słowian, jednak od pochłonięcia tej tetralogii zaczęłam zwracać większą uwagę na powieści ze słowiańskimi wątkami.

"Zapomniani bogowie" to nie jest książka historyczna, jak pisze sam autor we wstępie do tej powieści. Jednak można ją za takową uważać. Historyczną beletrystykę, rzekłabym. Naprawdę dobrą historyczną beletrystykę, ze świetnie zarysowanymi średniowiecznymi realiami, żywymi dialogami, zabawnymi scenami i niejedną tajemnicą w tle. I można by się czepiać, że język powieści jest zbyt współczesny, ale to nie do końca ma znaczenie. Dzięki temu zabiegowi rozmowy, które prowadzą bohaterowie, są żywe, dynamiczne i bliższe nam, niż gdyby posługiwali się oni, na przykład, językiem w stylu tego ze "Starej Baśni" Kraszewskiego. Widać, że autor poświęcił wiele godzin na zgłębienie dostępnych wydawnictw opisujących świat średniowiecznych Słowian. Efektem tych badań jest wartka opowieść, w którą możemy się zagłębić, by spędzić z bohaterami powieści kilka ładnych godzin.




Pewnego dnia w lesie, niedaleko nadnarwiańskiego Ostrogrodu, znaleziono nieprzytomnego, ledwie żywego człowieka. Był nagi, z rozbitą głową i nikt go wcześniej nie widział w tych okolicach. Mężowie przynoszą go do domu Dobrawy, wdowy i matki dwóch córek, Dobrosławy i Dobromiły. Kobieta nie jest zachwycona, ale przyjmuje Obcego pod swój dach, szczególnie, że mężczyźni nie wróżą mu długiego życia. Przynieśli go z lasu raczej po to, by umierał w godnych warunkach. Jednak troskliwa opieka trzech kobiet sprawia, że Obcy powoli dochodzi do zdrowia. Jego obecność wprowadza ożywienie w grodzie, a sam tajemniczy mężczyzna jest tematem wielu rozmów i plotek powtarzanych przez mieszkańców. Nikt nie wie, skąd się wziął, a chory sam niczego sprzed napaści nie pamięta...

Obcy, który nagle pojawia się w grodzie i zaburza znaną mieszkańcom codzienność, stanowi centrum całej tej opowieści. Wszystkie opisywane wydarzenia mają związek z mężczyzną i jego obecnością w chacie Dobrawy, w grodzie. Wraz z nim poznajemy zwyczaje Słowian, tradycje, panujące tam prawa, o których autor pisze w bardzo przystępnej formie, bez niepotrzebnego naukowego zadęcia. Gdyby tak były pisane podręczniki do historii, jestem przekonana, że znacznie więcej osób chętnie uczyłoby się tego przedmiotu w szkole. Ja ze szkolnej historii o Lechii nie pamiętam już nic... 
Córki Dobrawy to młode i ładne dziewczęta, choć Dobrosława uchodzi już za starą pannę. Ma niewiele ponad 20 lat, lecz u Słowian jest to wiek, w którym powinna już być żoną i matką. Jednak dziewczyna nosi w sercu straszną tajemnicę, która nie pozwala jej normalnie żyć. Od czasu, gdy mając 15 lat uciekła z domu, stroni od ludzi, nie przyjmuje żadnych konkurentów, których proponuje jej swatka, a czas spędza głównie w lesie, na polowaniach. Nikomu nie zdradziła jeszcze, co przydarzyło jej się w tamtej podróży, ale wróciła odmieniona. Młodsza o kilka lat Miłka jest panną na wydaniu. Na razie zerka nieśmiało na chłopców z grodu i powoli staje się kobietą, gotową do zamążpójścia. Obie dziewczyny zerkają ukradkiem na przybysza, lecz każda z innym nastawieniem...



Wątek miłosny jest cudny. Tak po prostu. Nienachalny i delikatny, ale równocześnie pełen emocji i akcji. Nie znoszę w książkach przerysowanych i przesłodzonych postaci, których ckliwe umizgi i niezdecydowanie denerwują i psują przyjemność z lektury. W "Zapomnianych bogach" będziecie mogli obserwować, jak Obcy próbuje dotrzeć do zamkniętej w sobie i wrogo nastawionej do świata Sławki, która jednak, mimo tworzonego przez lata muru, bardzo pragnie być kochana i móc kochać. Tęskni za uczuciem do mężczyzny, a Obcy jej się podoba, ale tajemnica, która spala ją od wewnątrz, nie pozwala jej uwierzyć, że mogliby być razem. Dziewczyna jest przekonana, że kiedy zdradzi mężczyźnie swój sekret, on nie zechce na nią nawet spojrzeć. Obcy zaś naprawdę bardzo się stara, by zasłużyć na miłość dziewczyny, lecz nie ma pojęcia o powodach jej niezrozumiałego zachowania. Nie jest pewien, czy ona w ogóle darzy go uczuciem, skoro wysyła mu sprzeczne sygnały.

Autor fantastycznie opisał humory Sławki, jej wściekłe odzywki w dialogach z Obcym i wybuchowe reakcje na kontakty mężczyzny z innymi kobietami z grodu, a także jego odpowiedzi na czasami naprawdę przykre słowa padające z ust dziewczyny. Może tylko trochę za często uciekała od konfrontacji, ale tak została skonstruowana ta postać, więc w taki właśnie sposób Sławka radziła sobie z mętlikiem w głowie i sercu. W tej dziwnej relacji zaprezentowany został cały wachlarz emocji, do koloru, do wyboru. To jeden z przyjemniejszych wątków miłosnych, jakie miałam okazję śledzić w różnych powieściach. 

W pewnym momencie pojawił się na kartach powieści kronikarz, który bardzo negatywnie postrzegał "pogan" żyjących w Ostrogrodzie. Jego zadaniem było opisanie zwyczajów Słowian, co czynił bardzo skrupulatnie, ale, niestety stronniczo, gdyż nie znając ich języka, niewiele rozumiał z tego, co widział. Miało to odzwierciedlenie w jego zapiskach, które nijak miały się do rzeczywistości. Postać ta bardzo ubarwiła opowieść. Skojarzyła mi się natychmiast z Koszałkiem-Opałkiem i z uśmiechem śledziłam poczynania pisarza. Żeby przekonać się, jak potoczyły się losy tej postaci, musicie przeczytać książkę. Gwarantuję, że spodoba Wam się ten wątek :-) 




Trochę się rozpisałam, ale ta książka ma taki potencjał, że musiałam o wszystkim Wam opowiedzieć. Wcale nie pogniewałabym się, gdyby pojawił się kolejny tom o perypetiach Sławki i Obcego... ;-) Panie Autorze, co Pan na to? :-) 



Recenzja powstała w związku z promocją książek biorących udział w niezależnym konkursie "Brakująca Litera" 2017

czwartek, 23 sierpnia 2018

"Pandemia" A.G.Riddle - recenzja gościnna

Wielu jest w sieci blogerów książkowych i każdy z nich dzieli się swoimi pasjami czytelniczymi. Sposobów na zainteresowanie czytelników wymyślono już całe mnóstwo. Trudno czasami wybrać między świetnym kryminałem a porządną obyczajówką, a doba przecież nie jest z gumy. Chociaż szkoda, przydałoby się móc ją chociaż trochę rozciągnąć. 

Jednym z blogerów, do których lubię zaglądać, jest Michał z ebookoo.pl. Niedawno zostałam przez niego zaproszona do wymiany recenzenckiej. Pomysł mi się spodobał, więc szybko się zgodziłam. I dzisiaj właśnie chciałabym Wam polecić książkę, której sama jeszcze nie czytałam, ale Michał pisze o niej tak:

"Sięgnąłem po książkę „Pandemia”, ponieważ zaciekawiła mnie – tak tak - okładka i sam opis książki. Miałem wrażenie, że odnosi się chociażby po części do filmu, który kiedyś oglądałem a był naprawdę bardzo dobry i też dotyczył pandemii – niestety tytułu nie pamiętam. Jednocześnie oczekiwałem od tej książki, że nie tylko będzie dużo lepsza i bardziej rozbudowana niż film, bo to jest coś oczywistego, a okaże się zupełnie inna od dotychczas przeczytanych lektur. Przełamie konwenanse typowego kryminału/thrillera. Da mi to coś, czego, w tym roku jeszcze nie otrzymałem. Miałem nadzieję, że w tym przypadku otrzymam po trosze wszystkiego: trochę wiedzy naukowej, trochę akcji, pewną pikanterię wyzwalającą napięcie u osoby czytającej czy słuchającej, a jednocześnie przemyślany plan całej tej historii stworzonej przez autora. Czy tak się stało?"



Podczas poszukiwań u wybrzeży Alaski Amerykański statek straży przybrzeżnej z Dr Hansem Emmerichem natknął się na bliżej nieokreślony obiekt. Chociaż nikt dokładnie nie wiedział czego szukają, zakres działań i duża liczba naukowców i sprzętu na lodołamaczu wzbudzała wśród załogi powody do dyskusji. Kiedy dowodzący akcją postanowili zweryfikować swoje odkrycie, okazało się, że poszukiwanym obiektem była łódź podwodna RSV Beagle, która wiele lat temu zatonęła w bliżej nieznanym miejscu. Badacze po zejściu w głębiny odnaleźli w niej laboratorium, pokoje badań i dziwne, bliżej nieokreślone znaleziska, co jednoznacznie wskazuje, że przeprowadzono tam tajne eksperymenty naukowe. Sytuacja wymyka się jednak spod początkowej kontroli

Tymczasem pewnego dnia do szpitala w Manderze w Kenii trafia dwóch amerykańskich turystów, z czego jeden jest nosicielem jakiegoś dziwnego wirusa, który objawami przypomina grypę, z czasem mutując w organizmie nosiciela w śmiertelnie niebezpieczną chorobę, do walki z którą szpital nie ma środków. Doktor przyjmujący chorego do szpitala szybko dokumentuje objawy i wysyła wyniki do Kenijskiej Służby Zdrowia. Choroba szybko się rozprzestrzenia a prośby o pomoc docierają do CDC – centrum zwalczania chorób i zapobiegania im. Dr Peyton Show i jej zespół udają się na miejsce, by zbadać przyczynę choroby i zlokalizować jej źródło. To, co odkryją przejdzie ich najśmielsze oczekiwania…

W tym samym czasie w hotelu w Berlinie budzi się Desmond Hughes, nie pamiętający, co on w nim robi, kim jest i skąd w ogóle się tu wziął. Sytuacji nie ułatwia fakt, że w pokoju znajduje się trup a do drzwi dobija się obsługa hotelowa z powodu hałasów, które miały tu miejsce. Szukając wyjścia z sytuacji Desmond odkrywa, że ktoś przygotował mu szereg dziwnych intryg i haseł, pozostawionych w różnych miejscach, które musi rozszyfrować aby dowiedzieć się prawdy. Nie ma jednak lekko, ponieważ po piętach depcze mu policja i „ludzie”, którzy nie chcą, by prawda ujrzała światło dzienne…

Autor A.G. Riddle przedstawia nam solidne ponad 700 stronicowe dzieło, gdzie mnogość wątków, ilość bohaterów i ich rozbudowane profile osobowościowe, częste zmiany akcji -> tego jest naprawdę sporo. Niemniej zarówno słuchając w wersjo audio jak i czytając miałem poczucie, że całość jest bardzo uporządkowana. Autor zadbał o odpowiednią rozbudowę tekstu przy najważniejszych i kluczowych dla zrozumienia elementach.

Tytułowa „Pandemia” to doskonały thriller naukowy, gdzie dzieje się naprawdę sporo a co najważniejsze w tego typu książkach, to fakt, że autor postawił na realizm. Wybrał odpowiedni obszar do rozprzestrzenienia choroby, czyli Afrykę. Przedstawił też miejscowy sposób działania i dołączył do tego konflikty wewnętrzne rozdzierające ten obszar. Zadbał o rzeczowy opis działalności i sposoby działania WHO i CDC, czyli dwóch największych światowych organizacji przeciwdziałających chorobom zakaźnym. Włączając w to wszystko międzynarodowy spisek i tajne organizacje mające wpływ na rządy na całym świecie po dziś dzień, mamy dosyć realny obraz, który może mieć miejsce w każdym momencie ale nie jesteśmy tego kompletnie świadomi.

Mimo, że książka jest literacką fikcją opierającą się w jakimś stopniu na faktycznych działaniach, to jest pisana w taki sposób, jakbyśmy tam byli i uczestniczyli w akcji. Mieli na nią wpływ a wszelkie sukcesy, czy niepowodzenia były także naszym udziałem. Czujemy się w jakiś sposób wplątani w akcję i myślę, że był to zabieg celowy i jak najbardziej udany.
  
I na koniec najważniejsze. „Pandemia” jest pierwszym z dwóch tomów „Aktów zagłady”, które wypuścił autor. Pozostaje nam z oczekiwaniem czekać na drugą część. Jeśli autor utrzyma klimat z pierwszej części, to będzie kolejna bardzo dobra produkcja, której warto poświęcić każdą wolną minutę.

PS. Pisałem, że książkę zarówno słuchałem jak i czytałem jednocześnie. Taki sposób zapoznania się z lekturą pozwolił mi maksymalnie poświecić się na zapoznanie z nią w każdej wolnej chwili. Jednocześnie doznania były o wiele lepsze, gdyż inaczej zmysły pracują, gdy powieści się słucha a inaczej gdy się czyta. I uwierzcie mi, że pod każdym względem te doznania są super! Wiem, że to nie pierwsza i nie ostatnia książka czytana i odsłuchiwana w ten sposób. Polecam! 

Michał


Co Wy na to? Jak dla mnie, świetnie się zapowiada. Muszę po nią sięgnąć, bo jestem ciekawa, czy to będzie coś w stylu mojego ulubionego autora - Jamesa Rollinsa. 

Dziękuję za recenzję i zapraszam: 
na blog Michała ---> ebookoo.pl 
oraz na FP --> ebookoo

I czekam na kolejne gościnne recenzje na blogu ebookoo :-)

wtorek, 21 sierpnia 2018

"Wierność jest trudna" Agata Przybyłek - recenzja [PRZEDPREMIEROWA]




Jeszcze rok temu nie uwierzyłabym komuś, kto powiedziałby, że będę z przyjemnością czytać tak zwaną literaturę kobiecą. Wcześniej bowiem zaczytywałam się głównie w kryminałach i nadal je lubię, ale przerwa na obyczajówki coraz częściej mi się zdarza. Tak było również w przypadku nowej powieści Agaty Przybyłek, która swoją premierę ma jutro. Szczególnie, że czytałam pierwszy tom tego cyklu i bardzo przypadł mi do gustu. 

W drugim tomie autorka opisuje perypetie dwóch spośród czterech sióstr, Elizy i Patrycji, z naciskiem na rozterki Elizy. Bliźniaczki, pracujące latami na to, by wyglądać inaczej, mają zupełnie odmienne charaktery. Jedna jest ugrzeczniona na maksa, pełna wewnętrznego spokoju i zwraca wciąż uwagę na to, by swoim zachowaniem lub wypowiedzianym słowem nikogo nie urazić, zaś druga jest przebojowa, niezależna, uparta jak osioł i niezwykle energiczna. Na pierwszy rzut oka aż trudno uwierzyć, że mogą być spokrewnione. Tymczasem Patrycja i Eliza stanowią świetny duet, nie tylko jako siostry, ale też przyjaciółki. 

Pastelowa Eliza, kochająca zwiewne sukienki i delikatne pantofelki, niedługo wychodzi za mąż za, równie poukładanego i zakochanego w niej po uszy, Pawełka. Patrycja wpędza matkę do grobu wybierając suknię druhny w kolorze granatowym. Sabina, czyli wspomniana wcześniej matka obu dziewcząt, nie zrezygnowała z konta na portalu randkowym (więcej o tym wątku przeczytasz w pierwszym tomie cyklu), gdzie poznaje mężczyzn, z którymi zamierza się spotykać w tajemnicy przed mężem. Poukładanej Elizie nie chce się pomieścić w głowie, że jej rodzicielka mogłaby zdradzać w ten sposób ojca. Błaga o pomoc bliźniaczkę, która bez problemu włamuje się na konto matki na portalu i miesza w jej internetowych znajomościach. 

Pewnego dnia Eliza poznaje Szczepana. Niedługo później i w innych okolicznościach mężczyznę poznaje również Patrycja... Szczepan nie ma pojęcia o tym, że jawiąca mu się jako ta nimfa wodna eteryczna Eliza, i kobieta - wamp, demoniczna Patka, mają ze sobą coś wspólnego. Do jednej ciągnie go jak muchę do miodu, od drugiej zaś odpycha go bezpośredniość i nachalność, którą kobieta go częstuje, próbując usidlić. Co z tego może wyniknąć? Tylko kłopoty i sporo zamieszania... 

Szczepan... Imię nietypowe, bo i mężczyzna taki trochę niedzisiejszy. Lubi szybką jazdę motocyklem, świetnie gotuje, choć piec nie umie, opiekuje się siostrzeńcem i sadzi lawendę w ogródku siostry. A wygląda jak milion dolarów, który może mieć każdą pannę, jak mu się któraś zamarzy. Babiarz? Playboy? A wiadomo to? W końcu spotyka się z dwiema dziewczynami równocześnie...   
Lekkie pióro autorki stworzone jest po prostu do opisywania wydarzeń rozgrywających się w domu państwa Dudków, a Sabina jest bohaterką idealną! Nie raz zaśmiałam się podczas lektury, wyobrażając sobie jej miny, gesty i reakcje na różne sytuacje. To, że ubzdurała sobie, iż Eliza jest w ciąży, bo nie chce zwęzić sukni ślubnej, to pikuś przy reszcie atrakcji, jakie ta kobieta funduje czytelnikom :D 
Eliza trochę mnie irytowała tą świętą otoczką, ale powiem Wam, że chyba okaże się ostatecznie przysłowiową "cichą wodą"... ;-) Ale tego dowiem się dopiero w przyszłym roku, kiedy zostanie wydana kolejna część cyklu. No, jak żyć? :D
   

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

"Sekrety i kłamstwa" Sylwia Trojanowska - recenzja [PRZEDPREMIEROWA]


Jeśli ktoś przegląda moje recenzje wie, że niezwykle rzadko wracam do raz przeczytanych książek, ponieważ tyle jeszcze na mnie czeka innych lektur, że szkoda mi czasu na powtórki. Tym razem jednak odłożyłam moją zasadę na bok, by za sprawą Sylwii Trojanowskiej powrócić do świata Ludwika Starkowskiego i jego wnuczki Magdaleny. Powrócić, ponieważ miałam ten zaszczyt, by przeczytać "Sekrety i kłamstwa" przed ostateczną redakcją tekstu. I wiecie co? Jest to tak wciągająca historia, że choć wiedziałam już, co wydarzy się w kolejnych rozdziałach, wcale nie zmniejszyło to emocji, które odczuwałam podczas lektury. 

Magdalena Ossolińska to młoda kobieta, z którą los obszedł się bardzo okrutnie. Wraca z Kołobrzegu, gdzie przeniosła się kilkanaście lat wcześniej, do rodzinnego Szczecina, w którym wciąż mieszka jej dziadek, Ludwik Starkowski. Mężczyzna znany jest ze swojej apodyktyczności. Odpycha ludzi nieprzyjemnym sposobem bycia. Jedyną osobą, która go odwiedza, jest sąsiadka, Ewa. Czasami przychodzi też pani Krysia, która sprząta dom. I to by było na tyle, ponieważ Ludwik od śmierci ukochanej żony, a babci Magdy, Antoniny, nawet nie wychodzi z domu. Uważany za dziwaka, jest tematem plotek powtarzanych między sąsiadami. Sam siebie uważa za złego człowieka. 

Jedynym marzeniem osiemdziesięciosiedmioletniego Ludwika jest, by wnuczka wróciła i wybaczyła mu błąd z przeszłości. Magda stawia jednak twardy warunek. Dziadek musi wreszcie opowiedzieć jej historię swojego życia, którą zawsze skrzętnie ukrywał. Czy Ludwik zdecyduje się wyznać kobiecie całą prawdę? Co było powodem nieporozumień między upartym dziadkiem a jego wnuczką? I co takiego się wydarzyło, że Magda wróciła do rodzinnego domu? 

Współczesne wydarzenia przeplatają się tutaj z historią Szczecina z czasów drugiej wojny światowej, a więc znalazłam w książce to, co Tygryski lubią najbardziej. I chociaż w dużej mierze jest to fikcja literacka, o czym autorka pisze na końcu powieści, to są w niej też wątki i miejsca autentyczne. Przyznam się, że nie znam Szczecina i byłam w tym mieście tylko raz. Żałowałam podczas lektury, że nie mogę sobie w pełni odtworzyć w wyobraźni ulic i miejsc, o których pisała Sylwia Trojanowska. Dokładnie to samo uczucie towarzyszyło mi zawsze podczas lektury kolejnych tomów Jeżycjady Małgorzaty Musierowicz, która równie ciekawie opisywała Poznań. 

Autorka świetnie przygotowała się do napisania tej powieści, robiąc solidny research i to się czuje w płynności, z jaką opisuje wydarzenia z życia Ludwika sprzed siedemdziesięciu lat. Zdarzenia te, choć fikcyjne, z pewnością w jakimś stopniu gdzieś, kiedyś miały miejsce. Akcja powieści jest wartka i wciągająca. Trudno odłożyć książkę na później, ponieważ wciąż coś się dzieje, przez co koniecznie chce się poznać dalszy ciąg teraz, zaraz. 

Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o języku powieści, na której kartach znajdziecie świetne dialogi, zarówno te zabawne, jak i poważniejsze w klimacie. Autorka postarała się również o wyważone opisy, które nie dłużą się, a uzupełniają idealnie snutą opowieść. Bez zbędnego patosu, który czasami wkrada się do historii wojennych. Całość jest dopracowana i pełna uczuć. Znajdziecie w tej powieści cały wachlarz emocji. W tekście zawieruszyło się kilka literówek, o które podejrzewam jakiegoś złośliwego chochlika. To jednak nie umniejszyło przyjemności, którą czerpałam z lektury od pierwszej do ostatniej strony.   

Jest to pierwszy tom dłuższej opowieści, więc nie pozostaje mi nic innego, jak cierpliwie czekać na kolejną część :-)


niedziela, 19 sierpnia 2018

"Klucz zagłady" James Rollins - recenzja



Z zasady nie wracam do raz przeczytanych książek, ponieważ uważam, że jest całe mnóstwo tych, które wciąż czekają na swoją kolej. Jednak są takie historie, do których wraca się z prawdziwą przyjemnością i chociaż zna się już fabułę, to jednak wciąż jest ten dreszczyk emocji i ciary po plecach chodzą w trakcie lektury. Jedną z takich powieści jest "Klucz zagłady" Jamesa Rollinsa. Śmiem twierdzić, że cały cykl można spokojnie przeczytać kilka razy i się nie znudzić! 

Do tego jeszcze Wydawnictwo Albatros, ewidentnie czytając w moich myślach, wydało właśnie wznowienie, ponieważ poprzednie wydanie jest już praktycznie nie do zdobycia. Muszę przyznać, że obecna szata graficzna podoba mi się o niebo bardziej od poprzedniej. Cała seria pięknie prezentuje się na półce, choć jeszcze ciut brakuje mi do pełni szczęścia, czyli kompletu książek z tego cyklu. 

Warto czytać książki z tej serii kolejno, ponieważ autor zadbał również o warstwę obyczajową. Lubię wiedzieć, co słychać u poszczególnych bohaterów we właściwej chronologii, więc czasami zdarza mi się czekać naprawdę długo na kolejny tom jakiejś serii, którą czytam. Istnieje, rzecz jasna, niebezpieczeństwo, że nigdy się nie doczekam albo zapomnę, co było wcześniej, ale tutaj nie ma tego problemu. Kiedy tylko zaczyna się czytać, wszystkie wydarzenia układają się w głowie. Autor wplata w tekst informacje pomagające przypomnieć sobie, co działo się w poprzednich tomach. 


Sigma Force to jednostka, do której należą byli żołnierze sił specjalnych. Po odejściu ze służby studiowali różne dziedziny nauki, by móc pracować w terenie i rozwiązywać różne zagadki, najczęściej związane z tajemniczymi artefaktami. 
W tej części na czytelnika czekają trzy morderstwa na trzech kontynentach; w USA, Europie Południowej i Afryce Zachodniej. Co mają ze sobą wspólnego syn senatora, duchowny i profesor genetyki? Wszystkie ofiary łączy tajemniczy krzyż Druidów. 

Kto tym razem okaże się tym złym? Dlaczego pewnym ludziom zależy na odnalezieniu i przejęciu pewnej silnie toksycznej substancji? 
Komandor Gray Pierce wyrusza po raz kolejny w niebezpieczną podróż. Wraz z nim zagadkę rozwiązywać będzie Rachelle Verona. Kobieta dołącza do ekspedycji za sprawą pośredniego - poprzez jej wuja Vigora Veronę - połączenia z jedną z ofiar. I tym razem nie zabraknie problemów z Gildią i... Seichan. W sprawę zaangażuje się również Monk, który po pewnych perturbacjach powoli wraca do siebie i do służby. 

Rollins wplótł w tę historię również odrobinę miłości. Tak, tak, będzie wątek miłosny, ale nie nachalny. W sumie bez niego też byłoby spoko, ale jak tu nie wykorzystać okazji, skoro zarówno Rachelle, jak i Seichan miały swoje miejsce w sercu Graya? Jednak nie obawiajcie się, szybka akcja zwycięża ckliwe momenty. To znaczy tych ckliwych nie ma w ogóle :D 

Moja ulubiona postać to nadal Kowalski. Dlaczego? Zostawiam Wam dowody w postaci dwóch dialogów, w których bierze udział. Mam nadzieję, że ta postać w kolejnych tomach jeszcze się rozwinie :-)



Przygotujcie się na wiele wątków, które należy śledzić równocześnie. Skaczemy bowiem razem z bohaterami z miejsca na miejsce. Bez odrobiny skupienia ogarnięcie całości może być trudne, ale warto!   
   
James Rollins jest świetny w łączeniu fikcji z prawdą tak, że nie sposób się zorientować, gdzie jest granica. Jego wiedza jest wprost imponująca. Dopiero ostatnie strony książki dadzą odpowiedź na to, o było jedynie wytworem jego wyobraźni, a co prawdą.

piątek, 17 sierpnia 2018

"Nauka liczenia" Agnieszka Łubkowska - recenzja


Kiedyś, dawno, dawno temu, lubiłam matematykę. Te zamierzchłe czasy sięgają szkoły podstawowej, w której miałam bardzo sympatyczną i cierpliwą matematyczkę. Wspominam ją do dzisiaj z uśmiechem, czego nie mogę powiedzieć o nauczycielach z kolejnych etapów edukacyjnych... Z tego wnioskuję, że nauczyciel i sposób nauczania matematyki (ale także każdego innego przedmiotu) odgrywa ogromną rolę. Bardzo łatwo jest zniechęcić dziecko do nauki. "Wystarczy" je popędzać, besztać za błędy i wyśmiewać... 

Książka "Nauka liczenia" należy do tej grupy pomocy, po które sięga się z przyjemnością. Jest nie tylko pięknie wydana (twarda okładka i solidnie zszyte kartki), ale także zawiera cudownie ciepłe i zabawne ilustracje. Na okładce czytamy, iż jest to książka dla dzieci z trudnościami w uczeniu się matematyki. Oczywiście tak, ale również dzieci nie mające takich problemów mogą spokojnie poćwiczyć swoje zdolności matematyczne według wskazówek w niej zawartych. Dzięki ciekawym zadaniom może to być dobra zabawa i sposób na spędzenie miło czasu z rodzicami lub dziadkami.

Książeczka została podzielona na pięć części, z których każda traktuje o innym zagadnieniu. Przy jej pomocy zająć się można kolejno: dodawaniem, odejmowaniem, mnożeniem i dzieleniem, a na końcu sięgnąć do różności matematycznych, gdzie dziecko pozna w pewnym stopniu ułamki, godziny zegarowe czy szacowanie długości, a nawet liczby ujemne czy system dziesiętny. 
Warto pracować z książką według ustalonych rozdziałów, ponieważ autorka zadbała o wzrastający poziom trudności. Dzięki wykonywaniu proponowanych ćwiczeń, dziecko bezboleśnie przejdzie od myślenia opartego na konkretach do myślenia abstrakcyjnego, tak potrzebnego przy liczeniu. 



Wszystkie zadania są dokładnie opisane tak, by osoba dorosła pracująca z dzieckiem wiedziała, jak wykonać je poprawnie, by maluch zrozumiał dany temat. Można na podstawie zadań w książce wymyślić własne, jeśli dziecko potrzebuje większej liczby powtórzeń, a nie chcemy, by się szybko znudziło. 

Oprócz zadań dotyczących matematyki czytelnik znajdzie tutaj także ćwiczenia na koncentrację i obniżające napięcie. Do proponowanych zabaw użyć można przedmiotów dostępnych w każdym domu, a są to m.in. kostki do gry, przedmioty codziennego użytku, zabawki czy kartka i kredki. Wśród propozycji znajdują się również elementy metody Dennisona. 

Na zakończenie dodam jeszcze, że we wstępie znajduje się dwanaście króciutkich punktów pod tytułem "Jak pomagać dziecku z trudnościami matematycznymi?" Są to sprawy niby logiczne i wszystkim znane, ale warto się zastanowić, czy to, że o czymś wiemy znaczy tyle samo, co stosowanie tych zasad wobec dziecka w praktyce? :-)

czwartek, 16 sierpnia 2018

"Rok na targu" Jola Richter - Magnuszewska - recenzja


W moje ręce wpadł niedawno szósty tom z serii "Rok w..." pod tytułem "Rok na targu". Jest to słusznych rozmiarów książka z twardymi kartkami. Zawiera dwanaście bardzo bogatych w szczegóły ilustracji przedstawiających pewien targ w Dobroszycach. Jest to miejsce wyjątkowe, gdzie można kupić mnóstwo różności, od warzyw i owoców, poprzez stroje i książki, aż po rękodzieło i kwiaty. Plansz jest dwanaście, ponieważ każda dotyczy innego miesiąca. Mamy zatem cały rok do dyspozycji, by prowadzić wraz z dzieckiem obserwację. Tematów do rozmów będzie przy tak obszernym materiale bez liku. 

Oprócz poszerzania słownictwa i budowania zdań podczas rozmów, dziecko może ćwiczyć spostrzegawczość i koncentrację, a także myślenie przyczynowo-skutkowe. Sama spędziłam nad tymi ilustracjami sporo czasu odszukując poszczególnych bohaterów i porównując ich sytuację w zależności od danego miesiąca. Bawiłam się przy tym świetnie! 



Zanim przejdziemy do oglądania kolejnych ilustracji, poznajemy wszystkich bohaterów książki, wymienionych na planszy umieszczonej we wstępie. Króciutkie charakterystyki każdej postaci pozwalają lepiej je sobie wyobrazić. Zdradzę, że mnie najbardziej do gustu przypadł Mikołaj, który kocha książki i mógłby o nich dyskutować bez końca. Ciekawe jest to, że autorka nie zdradza wszystkich spraw związanych z postaciami. Kiedy, na przykład, przedstawia kotkę o pięknym imieniu Nocka, w zawieszeniu zostawia informację, czy ktoś bezdomną kotkę przygarnie. Oprócz losu kotki możemy zastanawiać się nad tym, czy spełni się marzenie Kajtka o posiadaniu psa, gdzie mieszka przyjaciel chłopca, Jasiek, a także kto zaczął panoszyć się na targu tak bardzo, że pan Miecio musi bardziej pilnować terenu wraz z kotem, Paragonem. Nie jest to więc jedynie zwykła książeczka do odnajdywania szczegółów, ale wielopoziomowa zabawka edukacyjna i interaktywna w co najmniej trzystu procentach.   
Stworzenie książki prezentującej zmiany zachodzące w otoczeniu było genialnym posunięciem. Mamy przed sobą wciąż to samo miejsce, a jednak tak różne w kolejnych miesiącach. Zmienia się tam bowiem wszystko, zarówno pogoda, jak i dostępny asortyment. Bohaterowie dostosowują swoje stroje i stragany do panującej pory roku. Nie ma lepszego sposobu na szybkie (w końcu w książce mamy aż dwanaście miesięcy) pokazanie dziecku upływu czasu, a także przyczyn i skutków różnych działań.  

Nauka nauką, zabawa zabawą, ale czas spędzony z dzieckiem nad tą książeczką i pozostałymi tomami z tej serii - bezcenny! :-)


środa, 15 sierpnia 2018

"Scenariusze przedstawień dla dzieci" Monika Krupa - recenzja


Novae Res jest wydawnictwem innowacyjnym, nic więc dziwnego, że tym razem proponuje swoim czytelnikom zupełnie nową odsłonę znanych nam baśni. 

Recenzowana przeze mnie książeczka zawiera dziewięć scenariuszy przedstawień. Między innymi znajduje się tam całkiem nowa wersja Kopciuszka, gdzie główny bohater to... facet, który zamiast złych sióstr ma równie złych braci. Oprócz Kopciuszka znajdziemy w książce również kowboi szukających Pana Boga; Smoka Wawelskiego, króla Kraka i Szewczyka Dratewkę, ale w zupełnie innej historii niż ta powszechnie znana czy Królewicza Śmieszka, który miał bardzo zazdrosnego Macocha, a chatką siedmiu krasnoludków zajmowała się Perfekcyjna Pani Domu. Przyznacie, że zaskakujące? 

Sama od ładnych kilku lat pracuję z młodzieżą i między innymi przygotowujemy przedstawienia według moich scenariuszy. Dlatego mam dwie uwagi, za które urwałam punkcik. Nigdzie nie ma informacji, dla jakiej grupy wiekowej są scenariusze. W jednym ze scenariuszy znalazłam określenie "moje przedszkolaki", więc zapewne są to sztuki dla maluchów. Muszę jednak przyznać, że niektóre teksty wydają mi się trochę dla przedszkolaków za trudne. Ale mogę się mylić. Ja pracuję z młodzieżą młodszą i starszą :)
Drugi minus, który przeszkadzał mi trochę podczas lektury, to całkowity brak lub bardzo nikłe didaskalia. Kiedy biorę do ręki czyjś scenariusz, lubię mieć pełny obraz tego przedstawienia, włącznie z wyglądem scenografii, muzyką, dodatkowymi efektami. Do tego jeszcze warto opisywać kiedy kto wchodzi lub schodzi ze sceny, żeby można sobie było to wyobrazić. Tutaj momentami miałam wrażenie, że aktorzy materializowali się na scenie w odpowiednich momentach nie wiadomo skąd. 

Mimo tych dwóch drobnych uwag myślę, że scenariusze mają potencjał, są zabawne i ciekawe. Prosty język, momentami rymowany, pozwoli młodym aktorom szybko nauczyć się kwestii, a nietypowe pomysły fabularne z pewnością zaskoczą widzów. Ponadto każdy scenariusz kończy się morałem podsumowującym wszystkie perypetie bohaterów. 


wtorek, 14 sierpnia 2018

"Pucio na wakacjach. Ćwiczenia wymowy dla przedszkolaków" Marta Galewska - Kustra - recenzja



"Pucio na wakacjach" to czwarta część przygód Pucia, dla dzieci w wieku od 3 do 6 lat. Celem pracy z niniejszą książeczką jest ćwiczenie z dzieckiem artykulacji, czyli właściwego wymawiania głosek. Książka skierowana jest do rodziców, ale myślę, że nadaje się również do zajęć z logopedą. Jako wstęp lub zabawa na zakończenie wspólnej pracy.  

Autorka przygód Pucia jest logopedą i pedagogiem dziecięcym, a także pedagogiem twórczości. W serii książeczek łączy więc pracę nad rozwojem mowy dziecka z kreatywnością. Krótko i zwięźle tłumaczy we wstępie, jak wykorzystać książeczkę i zawarte w niej ćwiczenia. Dla dziecka ma to być zabawa, a nie mozolne powtarzanie słów. Autorka przypomina również, że wywoływać poszczególne głoski może jedynie logopeda. Seria książeczek o Puciu jest pomocą edukacyjną, która poprzez zabawę, wspólne oglądanie ilustracji i rozmowy z dzieckiem, ma rozwijać słownictwo malucha i usprawniać jego mowę. 



Nie miałam wcześniej okazji poznać Pucia, ale muszę przyznać, że jest to niezwykle sympatyczny młodzieniec. Wraz z nim spotkamy w książeczce pozostałych członków rodziny: Misię, Bobo, mamę i tatę dzieciaków, ciocię, a także pieska Funia. Cała rodzinka wyrusza "domkiem na kółkach" na Kaszuby, gdzie spędzą wakacje. Każda strona to kolejna scena z życia bohaterów. Pakowanie, wyjazd, podróż, rozbijanie obozowiska, zabawa w lesie i w wodzie, a także zwiedzanie i wiele innych sytuacji, o których można dyskutować bez końca. Chociaż książeczka ma zaledwie 40 stron (i twarde kartki), zawiera ogrom materiału do ćwiczeń z dzieckiem.  

Ilustracje są zabawne, ciepłe, przyjazne i zachęcające do oglądania, wskazywania, rozmawiania o tym, co przedstawiają. Na każdej stronie mamy krótki tekst opisujący jakieś wydarzenie. Przeważają dialogi, dzięki czemu akcja jest dynamiczna. 

Myślę, że każde dziecko pokocha Pucia od pierwszego wejrzenia i z chęcią będzie śledzić jego przygody. 

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Cykl Zula Czarodziejka, Natasza Socha - recenzja


Niedawno w moje ręce trafiły książeczki dla dzieci o przygodach pewnej niezwykłej dziewięciolatki. W cyklu Czarodziejka Zula, nakładem wydawnictwa Nasza Księgarnia, ukazały się do tej pory trzy tomy o Zuli i jej przyjaciołach, a we wrześniu pojawi się część czwarta.

Po pierwszym przejrzeniu książek rzuciły mi się w oczy dopracowane szczegóły. W każdym z tomików króluje inny kolor, w jakiś sposób powiadany z treścią. Nie będę zdradzać tych wątków, by nie psuć zabawy tym, którzy lekturę przygód Zuli mają jeszcze przed sobą. Bardzo spodobały mi się ilustracje, idealnie korespondujące z opowiadaną historią.  


Główna bohaterka tak naprawdę ma na imię Zuzanna, ale wszyscy mówią na nią Zula. Jej rodzice są lekarzami, którzy pewnego dnia decydują się na wyjazd do Afryki, gdzie zamierzają leczyć chore dzieci. Dziewczynka zostaje w Poziomkowie, pod opieką sióstr bliźniaczek jej mamy, Heli i Meli. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jeden mały szczegół. Otóż, Hela i Mela, podobnie jak ich mama, a babcia Zuli, są... czarownicami. Tylko Aniela, mama Zuzanny, urodziła się bez zdolności magicznych i w żadne czary nie wierzy. Nawet nie zdradziła mężowi tajemnicy swojej rodziny, więc tata Zuli jest zupełnie nieświadomy magicznych mocy obu sióstr. Aniela zmusza bliźniaczki, by przyrzekły, że nie wspomną Zuli ani słowem o magii i czarach. Niestety, okazuje się, że kobiety nie mają wyjścia, ponieważ w otoczeniu dziewczynki zaczynają dziać się dziwne rzeczy...

Każdy z tomów opowiada inną przygodę Zuli i jej przyjaciół, Maksa i Kajtka. Ogromną rolę we wszystkich działaniach odgrywają również kot Pazur i kameleon Filip, którego Zula dostała w prezencie od babci, Wielkiej Czarownicy Liliany (w skrócie WCL). 

Pierwsze spotkanie z bohaterami cyklu kręci się wokół zniknięcia pieska wychowawczyni klasy, do której chodzi Zula z kolegami. Nie ma żadnych śladów porwania, nikt nic nie widział, a pieska jak nie było, tak nie ma. Trójka przyjaciół postanawia odszukać zwierzaka i oddać go zrozpaczonej właścicielce, pani Arlecie Makaron. Zula chce pomóc sobie w poszukiwaniach magią, jednak okazuje się to niemożliwe...

Tom drugi zabierze nas wraz z Zulą w odwiedziny do jej babci, do szkoły dla czarownic, którą prowadzi WCL. Dzięki innej czasoprzestrzeni, w której znajduje się szkoła, Zula spędzi tam aż trzy tygodnie, chociaż w naszym świecie miną zaledwie trzy dni. Pozna tam nową przyjaciółkę, Matyldę, która pewnego dnia zniknie... 

W trzecim tomie będzie się również sporo działo. Na Poziomkowej Polanie, znajdującej się niedaleko domu ciotek Zuli, pojawia się pewnej nocy tajemniczy niebieski dom. Po prostu wyrasta spod ziemi, a nad ranem znika. Zula nie byłaby sobą, gdyby nie poszła sprawdzić, o co chodzi z tym dziwnym, niebieskim domem. Wyrusza na rekonesans wraz z przyjaciółmi. Podczas zwiedzania kolejnych pomieszczeń w domu znika Maks. Dziewczynka wraz z Kajtkiem poznaje właściciela domu, księcia Armadoniusza Pierwszego, który informuje ich, że ich przyjaciel wpadł do jednego z magicznych obrazów i jeśli nie zdołają rozwiązać trzech zagadek, chłopiec już się nie wydostanie ze swojego więzienia. Czasu jest niewiele, a Armadoniusz ma swój cel w tym, by Maks nie opuścił obrazu.  

Wszystkie tomy są napisane prostym, ale bardzo ładnym językiem. Płynnie wędrujemy przez kolejne, bardzo plastycznie opisane, sceny. Nie brakuje również zabawnych dialogów. Akcja ma idealne tempo, nie sposób się nudzić. Bohaterowie podejmują mądre decyzje, a nawet jeśli któreś coś napsoci, ostatecznie samo dochodzi w końcu do wniosku, że źle postąpiło. 

Książeczki są bardzo przyjemne w odbiorze, a opisywane w nich przygody naprawdę wciągające nawet dla starszego czytelnika. nadają się zarówno do samodzielnego czytania, jak i do czytania komuś głośno.


Za możliwość przeczytania książek dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia


piątek, 10 sierpnia 2018

Nowe wydania powieści K.B. Miszczuk już wkrótce! - [ZAPOWIEDŹ]

Już 22 sierpnia po kilku latach nieobecności do księgarń powrócą nowe wydania pierwszych powieści autorki bestsellerowej „Szeptuchy” – „Wilk”, „Wilczyca”, a także „Druga Szansa”. 

„Wilk” i „Wilczyca” to dwie powieści o przygodach Margo Cook. Wszystko zaczyna się od przeprowadzki głównej bohaterki z Nowego Jorku do prowincjonalnego miasteczka Wolftown. Dla Margo to koniec świata. Dziewczyna nie może odnaleźć się w nowej rzeczywistości, w dodatku nieustannie dręczą ją koszmary, w których ucieka przed tajemniczym prześladowcą. W szkole poznaje lekko zwariowaną Ivette Reno oraz przystojnego Maksa Stone’a. Pewnego dnia okazuje się, że pozornie spokojne życie w niewielkiej miejscowości skrywa pewien sekret. Przyjaciele postanawiają wspólnie stawić czoła niebezpieczeństwu i dowiedzieć się, co takiego dzieje się za betonowymi murami tajemniczego Instytutu. 

„Druga Szansa” to intrygująca historia rodem z sennego koszmaru. Julia budzi się w pokoju, którego nie zna – co gorsza, nie poznaje własnego odbicia w lustrze i nie może przypomnieć sobie swojego imienia. Z czasem dowiaduje się, że cała jej rodzina zginęła w pożarze – jedynie Julii udało się przeżyć, ale wskutek odniesionych obrażeń straciła pamięć. I choć nazwa ośrodka – Druga Szansa – powinna napawać nadzieją, w szpitalu dzieją się dziwne rzeczy. Co myśleć o kobiecie, która nieustannie przepowiada Julii śmierć, niepokojących szeptach i pojawiającej się nagle tajemniczej dziewczynie? Co robić w sytuacji, gdy nie można zaufać nawet sobie? 

Wszystkie trzy powieści aż do ostatniej strony trzymają czytelnika w napięciu, wciągając w świat z pogranicza rzeczywistości i upiornej fantazji, dając dowód niezwykłej wyobraźni autorki serii „Kwiat paproci”. Wartka akcja i stopniowo odkrywana przez bohaterów tajemnica sprawiają, że od książek nie można się oderwać. 

Katarzyna Berenika Miszczuk – z wykształcenia jest lekarką. Ma w swoim dorobku kilkanaście książek, w tym między innymi powieści „Ja, diablica” (2010), „Ja, anielica” (2011) oraz „Ja, potępiona” (2012) z serii diabelsko-anielskiej, a także bestsellerową „Szeptuchę” (2016, Książka Roku 2016 w plebiscycie lubimyczytac.pl), „Noc Kupały” (2016), „Żercę” (2017, Książka Roku 2017 w plebiscycie portalu lubimyczytac.pl) oraz najnowszą – „Przesilenie” z cyklu „Kwiat paproci”. W 2017 roku ukazał się także thriller jej autorstwa, którego akcja toczy się na warszawskim oddziale psychiatrii – „Obsesja”. 

[fragment powieści „Wilk”] 

Nie oglądałam się za siebie. W ciszy nocy słyszałam tylko swój świszczący oddech i szelest liści. Zagłębiając się coraz bardziej w ciemność ogromnego lasu, mijałam w biegu wysokie stare drzewa. Nagle coś za mną zatrzeszczało. Chociaż bardzo chciałam, nie mogłam się odwrócić. Przyspieszyłam tylko. Bardziej wyczuwałam, niż słyszałam, że ktoś lub coś biegnie parę kroków za mną. Coraz bliżej! Poczułam ciepły oddech na karku… Potknęłam się o wystający korzeń. Przerażona upadłam, kalecząc ręce, i zaczęłam głośno krzyczeć…

czwartek, 9 sierpnia 2018

"Alyssa i czary" A.G.Howard - recenzja [PRZEDPREMIEROWA]


Okładka powieści A.G.Howard "Alyssa i czary" mnie... zaczarowała. Znowu uległam podszeptom intuicji i postanowiłam przeczytać tę książkę, choć fantasy niekoniecznie mieści się wśród moich ukochanych gatunków literackich. Jednak z tą powieścią sprawa ma się trochę inaczej, ponieważ jest to właściwie dark fantasy, więc trochę różni się od bajkowych historii o wróżkach, elfach i innych  magicznych stworzeniach. Ponadto jest to pierwszy tom cyklu, więc jestem ciekawa jakie przygody czekają jeszcze na Alyssę.

Autorka, zafascynowana powieścią Lewisa Carrolla, wykorzystała motyw przygód Alicji w swojej książce. Jak ma się ta historia do powieści Carrolla? Nie czytałam "Alicji w Krainie Czarów", ale coś tam pamiętam z filmów, które miałam okazję obejrzeć. Pewnie powinnam się doszkolić przed lekturą Alyssy, by móc porównać obie historie, ale stwierdziłam, że bez tej wiedzy też dam radę ;-) 
Ciekawe jest również to, że A.G.Howard opisała przygody Alyssy pracując w szkolnej bibliotece. To również moje miejsce pracy, więc kto wie, czy też kiedyś czegoś nie napiszę :D

Głównych bohaterów mamy troje. 
Tytułowa Alyssa Gardner to nastolatka, która każdego dnia zmaga się z urojeniami. Słyszy owady i rośliny. Rówieśnicy traktują ją jak dziwadło i przy każdej okazji stroją sobie żarty z niej i jej pokrewieństwa z Alicją Liddell, będącą inspiracją dla autora przygód Alicji w Krainie Czarów. Alyssa tworzy mozaiki z owadów, które do tego celu uśmierca. Tylko w ten sposób bowiem może je uciszyć. Jej matka, Alison, przebywa w ośrodku dla nerwowo chorych. Powodem są podobne urojenia, jak te, które ma Al. Czy to przypadek? Matka dziewczyny utrzymuje, że nad kobietami w ich rodzinie ciąży klątwa... 

"Począwszy od Alicji, członkowie mojej rodziny byli obłąkani. Czy to możliwe, żeby Alicja naprawdę wpadła do króliczej nory, a potem wróciła i opowiedziała tę historię, jednak po tym, czego doświadczyła, nigdy już nie była taka sama jak dawniej?" 

Jebediah Holt to przyjaciel Alyssy. Możliwe, że nawet trochę więcej niż przyjaciel, tylko że chłopak jest związany z inną, a Alyssę traktuje jak siostrę, którą się opiekuje. Jest to bohater wprost idealny. Przystojny, wysportowany, szarmancki i odważny. Wskoczyłby za Alyssą w ogień. I nie tylko, co udowadnia w powieści. I wszystko byłoby super, gdyby tylko zdrobnienie jego imienia, używane w całej praktycznie książce, nie brzmiało Jeb :D

Morpheus to ten zły. Chociaż chyba nie do końca. Nie zdradzę, po której stronie całej tej historii ostatecznie się opowiedział. W każdym razie nie mogłam się do niego przekonać i raczej to nie nastąpi, bo chociaż opisany jest w książce jako przystojniak pełen czaru, to jednak odstręczały mnie cały czas wielkie skrzydła, jak u ćmy, którymi dysponował jako netherling. 

Oprócz tych trzech postaci mamy jeszcze cały wachlarz fantastycznie opisanych mieszkańców Krainy Czarów, a są to m.in. Grólik Biały, Grenadyna, Czerwona Królowa, Królowa Ivora czy Dżabrokłap (złoty medal dla tłumacza!). Autorka nie zostawiła żadnego bohatera bez opieki. Wszyscy są barwni i zwariowani. Nie spodziewajcie się jednak, że będą tak słodcy, jak ci z powieści Carrolla. Niezwykle plastyczne opisy pozwalają sobie wyobrazić zarówno ich wszystkich, jak i wnętrza, w których przebywają.  

Akcja powieści jest wartka i zaskakująca. Im bliżej zakończenia, tym bardziej chce się je poznać. Alyssa staje przed bardzo trudnym zadaniem. Jej mama ma zostać poddana terapii elektrowstrząsowej. Dziewczyna chce temu zapobiec, ponieważ tylko ona wierzy w to, że tak naprawdę kobieta jest zdrowa. Aby uchronić matkę przed niepotrzebnym cierpieniem, Alyssa decyduje się odnaleźć króliczą norę i naprawić błędy, które 75 lat wcześniej popełniła Alicja, będąc w Krainie Czarów. Czy uda jej się zrealizować ten plan? Jakie niebezpieczeństwa na nią czekają? Kto okaże się sprzymierzeńcem, a kto wrogiem? Tego dowiecie się podczas lektury!  

"Może w ogóle nigdy nie wybrałam się do Krainy Czarów. Może to wszystko mi się tylko przyśniło..."

"Ciach, ciach, ciach".


poniedziałek, 6 sierpnia 2018

"444" Maciej Siembieda - recenzja


Mam na półce "Miejsce i imię" tego autora. Książka patrzy na mnie błagalnie od dłuższego czasu, ale w sumie dobrze, że nie miałam kiedy po nią sięgnąć, ponieważ zorientowałam się niedawno, że to drugi tom cyklu o prokuratorze IPN-u, Jakubie Kani. Tom pierwszy zaś to właśnie recenzowane przeze mnie teraz "444". Czy jestem zadowolona z lektury? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie poniżej :-)

Jakub Kania, prokurator IPN-u, czeka na spotkanie z niejakim Pawłem Włodarczykiem, dziennikarzem. Mężczyzna zamierza przedstawić Kani pewną teorię dotyczącą zaginionego obrazu Jana Matejki "Chrzest Władysława Warneńczyka" i swoje wnioski z poszukiwań, które przeprowadził. Niestety, dziennikarz nie dociera na miejsce spotkania. Jego auto taranuje tir, a Włodarczyk ginie na miejscu. Już na wstępie dowiadujemy się, że to nie był przypadek, lecz zaplanowane zabójstwo. Komu zależało na śmierci zwykłego dziennikarza z jednej z warszawskich gazet?
Kania, kiedy dowiaduje się o wypadku Włodarczyka, rozpoczyna własne śledztwo związane z obrazem. Intryguje go spowijająca malowidło tajemnica. W dodatku okazuje się, że wcale nie jest pierwszym prokuratorem, który próbował wyjaśnić zagadkę obrazu i ukrytej w nim przepowiedni. W dodatku jego poprzednik również zginął w wypadku...  
Czego dotyczy przepowiednia? W skrócie, by nie zdradzać zbyt wiele, napiszę tylko, że chodzi o próbę pojednania dwóch religii: chrześcijaństwa i islamu, czego będzie mógł dokonać wybraniec (łącznie narodzi się ich czterech), przychodzący na świat co 444 lata. W związku z tym w powieści obserwujemy wydarzenia z wszystkich czterech okresów: w roku 998, 1444, 1881 oraz 2332. Opisywane czasy nam współczesne zarezerwowane są dla Kani i jego śledztwa. Przyznam, że były momenty w tej wędrówce między czterema okresami w dziejach, które trochę mi się dłużyły, ale jednak musiałam przeczytać całość, aby nie stracić wątku. Najmniej przypadł mi do gustu przeskok w przyszłość, ale rozumiem, że taki był zamysł autora i ta część stanowi całość z wcześniejszymi rozdziałami. 

Postaci w tej powieści jest naprawdę całe mnóstwo i trzeba się nieźle spiąć, aby je wszystkie ogarnąć i powiązać z opisywanymi wątkami. Pomocny może okazać się spis bohaterów, który znajdziecie na końcu książki. 
Bohaterowie są dopracowani, wielowymiarowi, prawdziwi. Poznajemy ich trochę bliżej, włącznie z ich przeszłością, dzięki czemu lepiej rozumiemy ich zachowania i decyzje, które podejmują.   

Jestem pełna podziwu dla pracy, jaką autor włożył w przygotowanie się do napisania tej powieści. Research musiał zrobić potężny i naprawdę szczegółowy, bo opisy historyczne są świetnie dopracowane. Wszystko napisane jest tak, że nie sposób dostrzec, gdzie przebiega linia między prawdą a fikcją literacką. Zawsze podziwiałam ludzi, którzy potrafią na tyle opanować dane wiadomości, by umieć tak plastycznie opisać sceny bitew czy innych wydarzeń historycznych.    

Powieść skojarzyła mi się w pewnym stopniu z twórczością Dana Browna czy Jamesa Rollinsa, ale autor pisze zdecydowanie spokojniej. Akcja nie pędzi na łeb na szyję, jak w cyklu Sigma Force, gdzie każda strona przynosi jakiś szok. Tutaj musiałam przestawić się na trochę wolniejsze tempo, by poznać wszystkie wątki i powiązać je tak, by zrozumieć odkrywaną przez kolejne rozdziały tajemnicę.
Urwałam jeden punkt, bo to ocena w stu procentach subiektywna, więc moja, ale nie sugerujcie się :-) Dla mnie to po prostu był bardzo, ale to bardzo spokojny thriller, którego akcja rozwijała się dość leniwie. Dreszczyk emocji pojawił się w chwili, kiedy dotarłam do śledztwa Kani. Resztę czytało mi się jak powieść historyczną. Jestem bardzo ciekawa, czy drugi tom serii napisany jest w podobny sposób, więc myślę, że sięgnę po niego w niedalekiej przyszłości :-)


Recenzja powstała w związku z promocją książek biorących udział w niezależnym konkursie "Brakująca Litera" 2017