sobota, 29 lutego 2020

„Płacz” Marta Kisiel - [RECENZJA PRZEDPREMIEROWA]


W tekście znajdują się odniesienia do poprzednich tomów trylogii.

Trzeci tom cyklu wrocławskiego skończył się zdecydowanie za szybko. To znaczy wiecie, fabuła ma zakończenie, wątki zostały domknięte, ale chodzi mi o to, że przeczytałam ją piorunem! Ale nie ma się co dziwić, w końcu to powieść Ałtorki, której historie są wciągające i nieprzewidywalne. Człowiek czyta coraz szybciej, żeby dowiedzieć się, co wydarzy się za chwilę i takie będą efekty niesamowitej wyobraźni Marty Kisiel.

Kolejne tomy trylogii łączą się płynnie, choć mają pomieszaną chronologię. Pierwsza jest „Toń”, w której poznajemy trzy Sternówny, siostry Dżusi i Eleonorę oraz ich ciotkę, Klarę. Dżusi wywija pewien numer, w którym uczestniczy tajemniczy antykwariusz Ramzes. Siostry ruszają w pogoń za mężczyzną, z czego wynikną różne zaskakujące sytuacje. W finale pojawia się Salomea, o której przeczytamy w tomie drugim pt. „Nomen omen”. Tam dziewczyna wraz z bratem Niedasiem będzie prowadzić pewne odrobinę przerażające poszukiwania. Co ciekawe, akcja tomu drugiego rozgrywa się wcześniej niż wydarzenia opisane w tomie pierwszym. Trzecia część to klamra spinająca wszystkie tomy w elegancką, choć dość pokręconą, całość. Zanim jednak ta całość pojawi się w finale w pełnej krasie, wydarzy się dużo realistyczno-fantastycznych sytuacji.

Eleonora znika bez śladu. Ramzes również jest nieosiągalny. Jadwiga i Matylda, dwie mojry, muszą nauczyć się żyć bez trzeciej siostry. Dżusi zaś stanie wobec całkiem nowego wyzwania. Kiedy w telefonie sióstr Bolesnych znów odzywają się głosy, kobiety wiedzą już, że dzieje się coś złego. Wzywają na pomoc pewnego zegarmistrza, który przyzwyczaił się już do ich dość nietypowych działań. Silna grupa pod wezwaniem wyrusza w Góry Sowie, by tam szukać odpowiedzi na cały wachlarz pytań. Zagadki i tajemnice to w końcu ich chleb powszedni, więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej?

W tym tomie na czytelników czekają wydarzenia z czasów II Wojny Światowej, ale pojawi się również powiązanie z wiekiem dziewiętnastym, więc bądźcie czujni. Kto zanurkuje w przeszłości i po co? Kogo lub czego będzie szukać ekipa ratunkowa? Czy wszyscy wyjdą zwycięsko z podjętej akcji?   

Marta Kisiel podzieliła swoją powieść na rozdziały Teraz i Przedtem. Dzięki temu trzyma w napięciu cały czas. Taka przeplatanka nie daje szans na oddech, bo człowiek koniecznie chce wiedzieć, co dalej, CO DALEJ!? Można dostać zadyszki, ale co zrobić, wiadomo, że Marta Kisiel potrafi nie tylko w atmosferę, ale także w sytuacje urwane z choinki. Kiedy decydujemy się na lekturę jej książek, trzeba je brać w pakiecie z dreszczem ekscytacji i wielopoziomową fabułą, która nie jest taką sobie zwykłą fantastyczną historyjką, ale zawiera duży ładunek psychologiczny i historyczny.

Koniecznie sięgnijcie po tę trylogię, ponieważ za chwilę (PREMIERA „PŁACZU” już 11 marca) będziecie mogli przeczytać ciągiem całość. To zdecydowanie ułatwi ogarnięcie fabuły :D
Aha, zapomniałam dodać. Niesamowicie podobały mi się wplecione w tekst fragmenty ze znanych powieści, filmów i pewnie jeszcze innych tworów, których nie wyłapałam J Była to dla mnie dodatkowa atrakcja podczas lektury.

Tytuł: „Płacz”
Autor: Marta Kisiel
Gatunek: fantasy
Liczba stron: 316
Wydawnictwo: Uroboros
Cykl: cykl wrocławski, tom 3

Moja ocena: 6/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Uroboros

wtorek, 25 lutego 2020

„Zadra” Robert Małecki - recenzja



Bernard Gross to komisarz policji, o którym miałam okazję czytać już dwa razy. Dwa świetne razy! A jaki był ten trzeci? Czy warto sięgnąć po „Zadrę”?

Już pierwsze strony przynoszą kryminalną zagadkę. W lesie zostają znalezione kości. Okazuje się, że należą one do młodego mężczyzny, który prawdopodobnie popełnił samobójstwo. W toku sprawy pojawia się powiązanie z pewnym zaginięciem sprzed lat. Jedną z zaginionych wtedy osób okazuje się siostra mężczyzny z lasu. Mimo braku punktów zaczepienia, Gross podejmuje się rozwikłania obu spraw, w czym wspierać go będzie aspirantka Skalska i reszta ekipy z komisariatu w Chełmży. Czy jednak wszyscy są po tej samej stronie barykady?

Drugi wątek to typowy obyczaj z lekko psychologicznym klimatem. Żona Grossa, Agnieszka, wciąż jest w śpiączce i raczej nie ma widoków na jej powrót do zdrowia. Komisarz odwiedza ją w ośrodku dla „śpiochów” regularnie, ale nie potrafi z nią rozmawiać. Aby nie siedzieć w ciszy, czyta żonie książki. Na drugim biegunie w sercu Grossa kiełkuje uczucie do pewnej bibliotekarki, która wpadła mężczyźnie w oko. Czy jednak to w porządku wobec nieprzytomnej Agnieszki? Komisarz katuje się wyrzutami sumienia i na okrągło rozmyśla o tym, co zrobić i którego uczucia posłuchać. Wciąż nie dogadał się także z synem, który nagle zniknął i nie daje znaku życia. Do rozterek Grossa dołącza w tym tomie ze swoim rozdarciem wewnętrznym Skałka, którą dręczy samobójstwo kochanka. Nieśmiała miłość do Lemańskiej, ból spowodowany doprowadzeniem do ucieczki syna, lęk przed samotnością to tylko niektóre fragmenty składające się na dość rozbudowaną tym razem warstwę emocjonalną powieści.   

Dwa poprzednie tomy podniosły poprzeczkę bardzo wysoko. Zastanawiałam się, czy trzeci tom dorówna poprzednikom. I właściwie nie było źle, czytało mi się dobrze, jednak muszę przyznać, że miałam trochę większe oczekiwania. Pomysł na intrygę przypominał mi trochę ten z „Wady”. Tam stara sprawa, nad którą pracował Gross, była sprzed trzydziestu lat i wiązała się ze zbrodnią rozpracowywaną aktualnie.
Momentami miałam wrażenie, że brak pomysłu na szersze rozpisanie dość fajnej intrygi sprawił, iż strony powieści wypełniono na przykład streszczeniem fabuły książki, którą Bernard czytał żonie, czy jego powtarzającymi się rozmyślaniami nad poczuciem zawieszenia i zbliżającą się samotnością. Coś zadziało się także z redakcją. Początkowo świetny tekst nagle zaroił się od literówek i błędów… Jakby komuś spieszyło się do poznania zakończenia.  
Wydaje mi się, że ten tom jest najsłabszy z trzech w cyklu, jednak zakończenie pozwala mieć nadzieję, że Gross powróci w kolejnej powieści i, ponieważ mimo wszystko lubię tego gościa, mam nadzieję, że z czwartą intrygą pójdzie mu lepiej.


Tytuł: „Zadra”
Autor: Robert Małecki
Gatunek: kryminał z warstwą obyczajową
Liczba stron: 528
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Cykl: Bernard Gross, tom 3

Moja ocena: 4/6

Książkę mogłam poznać dzięki współpracy z serwisem jakkupowac.pl


czwartek, 20 lutego 2020

„Instytut” K.C.Archer - recenzja



Nie byłam pewna czy „Instytut” przypadnie mi do gustu, ponieważ na pierwszy rzut oka książka wygląda na literaturę młodzieżową. I owszem, po lekturze uważam, że jej fabuła wpasowałaby się w gusta nastolatków, ale na pewno zainteresuje również starszych czytelników.

Theodora Delaney Cannon to nietypowa dwudziestokilkulatka, która od zawsze pakowała się w kłopoty. Jej rodzice wykazywali się świętą cierpliwością, znosząc wszystkie jej ekscesy, włącznie z wydaleniem ze studiów i poważnym problemem z hazardem. Kiedy dziewczyna ląduje z ogromnym długiem, który musi spłacić niejakiemu Siergiejowi, decyduje się w przebraniu wejść do kasyna i wygrać te pieniądze. Radzi sobie świetnie, do czasu, aż przy stole do pokera dzieje się coś, czego Teddy kompletnie nie rozumie. Pojawia się przy niej nieznajomy, który w jakiś magiczny sposób sprawia, że goniące ją zbiry tracą zainteresowanie, a ona ucieka. Co ciekawe, mężczyzna przedstawia się jako Clint Corbett - wykładowca w Instytucie Szkoleń i Rozwoju Egzekwowania Prawa imienia Whitfielda. Teddy wietrzy podstęp. Kto by w końcu nie był podejrzliwy w takiej sytuacji? Co to za dziwaczna szkoła? Czego ten gość od niej chce? Po co proponuje jej miejsce w szkole, o której nigdy nie słyszała?

Teddy ma pewne zdolności, których nie jest świadoma. Nie wie, że to one pozwalają jej wygrywać w pokera. I właśnie ta jej niezwykłość sprawiła, że Clint zaproponował jej naukę w Instytucie. Sporą motywacją była dla dziewczyny obietnica, że jeśli pojedzie z nim do Whitfielda, jej dług u Siergieja zostanie anulowany, a rodzice będą bezpieczni. Podejmuje ryzyko i wyrusza w nieznane. Teddy całe życie polegała na swoich instynktach i dzięki nim podejmowała decyzje, tymczasem w tej szkole nie jest to możliwe. Musi zacząć ufać ludziom. Odkrycie to jest dla niej szokujące i trudne do zaakceptowania. W nowej szkole poznaje nowych ludzi, którzy z czasem stają się jej przyjaciółmi. Jednak zanim to nastąpi, minie sporo czasu i wiele się wydarzy.  

Fabuła mnie wciągnęła, a podczas lektury przyszły mi do głowy dwie inne książki, które w pewnym stopniu wydają mi się podobne do „Instytutu”. Mam na myśli „Wariant” Robisona Wellsa i „Igrzyska śmierci” Suzanne Collins. Może dodałabym jeszcze jakiś pierwiastek z Hogwartu.

Nie jest to powieść dla wymagających czytelników. Myślę, że chodzi w niej głównie o to, żeby dobrze się bawić podczas lektury. Ten warunek został spełniony, czytało mi się ją świetnie i mam nadzieję, że będę mogła przeczytać kolejne tomy, ponieważ to dopiero początek cyklu.

Tytuł: „Instytut”
Autor: K.C.Archer
Gatunek: science fiction
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Uroboros
Moja ocena: 5/6


Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Uroboros

niedziela, 16 lutego 2020

„Bibliotekarka z Auschwitz” Antonio G. Iturbe - [RECENZJA PRZEDPREMIEROWA]



Z okładki dowiadujemy się, że „Bibliotekarka z Auschwitz” to powieść oparta na prawdziwej historii więźniarki Dity Kraus. Tytuł przyciągnął mnie od razu. I nie chodziło o słowo Auschwitz, które jest aktualnie wszechobecne na rynku wydawniczym, tylko o połączenie go z wyrazem bibliotekarka. Przyznacie, że myśl o tym, iż w obozie koncentracyjnym istnieje biblioteka, wydaje się co najmniej szalona.

Kiedy Dita przyjechała do Auschwitz-Birkenau z czeskiego Terezina, miała czternaście lat. Trafiła tam wraz z innymi mieszkańcami getta i znalazła się w obozie rodzinnym dla Żydów deportowanych właśnie z Terezina.

W obozie Dita spotyka znanego jej z poprzedniego życia Alfreda Hirscha, który kiedyś organizował zajęcia sportowe dla dzieciaków, a teraz jest kapo bloku 31. A blok ten to coś niesamowitego w koszmarnej rzeczywistości obozu. To miejsce, w którym dzieci odzyskują odrobinę szacunku i są traktowane jak ludzie. To szkoła. A skoro jest szkoła, musi być i biblioteka, prawda? A rolę bibliotekarki Fredy Hirsch proponuje właśnie Dicie. Dziewczynka początkowo jest zaskoczona, zarówno propozycją, jak i tym, że w takim miejscu, jak obóz zagłady, może funkcjonować biblioteka. Ostatecznie dziewczyna zgadza się i Fredy w tajemnicy prezentuje jej skromny księgozbiór, składający się z kilku książek, uratowanych podczas segregowania rzeczy przybyłych do obozu Żydów. Jak działa biblioteka? Tego Wam nie zdradzę, bo o tym trzeba po prostu przeczytać.

Impulsem do napisania tej książki była dla autora informacja o maleńkiej bibliotece istniejącej w obozie koncentracyjnym. Ta wiadomość brzmi tak abstrakcyjnie, że trudno uwierzyć, by coś takiego było możliwe. W sytuacji częstych rewizji i ciągłego zagrożenia życia, wybrani przez Hirscha więźniowie dokonali cudu, a blok 31 stał się prawdziwą szkołą, z tajnymi lekcjami i ukrytą biblioteką. Dzięki swoim opiekunom maluchy miały namiastkę dzieciństwa i odrobinę lepsze warunki życia, starsze dzieci mogły się uczyć, a do tego mogły być ze swoimi rodzicami, którzy w ciągu dnia pracowali, ale wieczorem przebywali razem w barakach.     

Autor z wyczuciem opisał codzienność obozu rodzinnego, kontakty między więźniami, zachowanie kapo i hitlerowców, a przede wszystkim działanie szkoły w bloku 31. Powieść ta to połączenie wspomnień Dity i wyobraźni autora popartej researchem. Główną bohaterką jest Dita, ale nie brakuje również wątków związanych z innymi postaciami, jej rodzicami, przyjaciółmi, innymi nauczycielami z bloku czy wreszcie samym Hirschem. Nie jest to literatura faktu, tylko wersja beletrystyczna, o czym wspomina we wstępie sama Dita.

Możliwe, że dla kogoś książki nie stanowią takiego bezcennego skarbu, jaki widziała w nich Dita. Jednak myślę, że w obozie, gdzie ludzie zapomnieli już o człowieczeństwie, szacunku i godności, książki były namiastką normalności i powrotu do życia sprzed wojny.

Muszę przyznać, że dopóki nie przeczytałam tej historii, nie miałam pojęcia o istnieniu obozu rodzinnego dla Żydów z Terezina na terenie Auschwitz-Birkenau.
Co mi się bardzo spodobało, to zakończenie, w którym autor informuje czytelnika o dalszych losach najistotniejszych bohaterów, a także opowiada o swojej znajomości z Ditą. Wyjaśnia też największą zagadkę tej historii. Myślę, że warto przeczytać tę książkę, pamiętając o tym, że NIE JEST to literatura faktu.

Jeśli macie chęć bliżej poznać Ditę, zajrzyjcie na jej STRONĘ WWW.

Tytuł: „Bibliotekarka z Auschwitz”
Autor: Antonio G. Iturbe
Gatunek: literatura obozowa
Liczba stron: 509
Wydawnictwo: Literackie
Moja ocena: 6/6


Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Literackiemu

piątek, 14 lutego 2020

Agatha Christie. Miss Marple. Noc w bibliotece - recenzja



Ponieważ na mojej półce stoją wszystkie powieści Agaty Christie, których główną bohaterką jest pewna starsza pani, przez niektórych określana mianem upierdliwej, nie mogłam przepuścić takiej okazji! Przeczytać „Noc w bibliotece” w wersji komiksowej to było coś! Taką radochę uczynił mi EGMONT wydając wspomniane cudo.

Ponieważ wersję powieściową czytałam dawno temu, miałam dodatkową atrakcję w postaci uczestniczenia w prowadzonym na kartach komiksu śledztwie, bo nie pamiętałam już fabuły. I, oczywiście, nie rozwiązałam zagadki przed Panną Marple :)

W bibliotece państwa Bantry służąca znajduje zmasakrowane ciało kobiety. Nikt jej nie zna i nie wiadomo, jakim cudem znalazła się w ich domu. Pani Bantry natychmiast wzywa na pomoc przyjaciółkę, Jane Marple, która uwielbia rozwiązywać zawiłe kryminalne zagadki. Starsza pani depcze po piętach policji, irytując tym śledczych prowadzących sprawę. Podejrzanych jest sporo, za to motywu brak. Sytuacja komplikuje się, kiedy znalezione zostają zwłoki kolejnej kobiety, tym razem spalone w samochodzie jednego z podejrzanych. Kim są zabite kobiety? Kto dokonał zbrodni? I w jaki sposób panna Marple dojdzie prawdy?  

Jak to w komiksie bywa, miejsca zbyt wiele na wypowiedzi i narrację nie ma, więc ogromnym plusem jest to, że tekst z ukrytymi drobnymi podpowiedziami jest rewelacyjnie przygotowany, a świetnie zrobione ilustracje nadają dynamiki tej historii.

Podczas lektury zastanawiałam się tylko nad sensem dodawania w początkowych wypowiedziach niektórych postaci angielskich wtrętów. Później zniknęły, więc nie wymyśliłam, po co one tam były.

Polecam fanom Agaty Christie i panny Marple. Wprawdzie wyobrażałam sobie tę postać trochę inaczej, ale ta stworzona przez ilustratorów również jest całkiem spoko.



Tytuł: "Agatha Christie. Miss Marple. Noc w bibliotece"
Scenarzysta: Dominique Ziegler
Ilustrator: Olivier Dauger
Gatunek: komiks
Liczba stron: 64
Wydawnictwo: EGMONT
Seria: Agatha Christie

Moja ocena: 6/6

Komiks mogłam przeczytać dzięki Wydawnictwu EGMONT

niedziela, 9 lutego 2020

„Maryla z Zielonego Wzgórza” Sarah McCoy - recenzja


Znacie to uczucie, kiedy kończycie czytać jakąś fantastyczną serię, która niesamowicie Was wciągnęła i orientujecie się, że ten autor więcej powieści już nie napisze? Przykre, prawda? Smutno się robi, a niektórych łapie nawet kac książkowy. Tak działo się w przypadku cyklu opisującego przygody rudowłosej Ani Shirley, ale mogę pocieszyć tych, którzy lubią Anię z Zielonego Wzgórza i czują niedosyt po lekturze tej serii. Od 29 stycznia 2020 roku mamy bowiem coś wyjątkowego! Powieść autorstwa Sarah McCoy pt. „Maryla z Zielonego Wzgórza” to rewelacyjne uzupełnienie cyklu o Ani, a właściwie jego prequel.

Zastanawialiście się podczas lektury przygód Ani nad tym, dlaczego Maryla była taka surowa? Czy jej serce kiedyś kogoś pokochało? Albo czemu Mateusz nie miał żony? Jak Maryla zdobyła przepis na swoje słynne wino? Jak potoczyło się jej życie? W jaki sposób zaprzyjaźniła się z Małgorzatą? I gdzie Małgorzata Linde znalazła mężczyznę, który odważył się z nią ożenić? Odpowiedzi na większość takich pytań znajdziecie w tej właśnie powieści.

Wiek XIX na Wyspie Księcia Edwarda. Nastoletnia Maryla mieszka z rodzicami, Klarą i Hugonem, oraz starszym bratem Mateuszem. Ponieważ jej matka jest w zaawansowanej ciąży, z odsieczą przyjeżdża siostra bliźniaczka Klary, Elizabeth. Wprowadza się do ich niedużego domu i burzy poukładany świat Maryli. Dziewczyna nie ma jednak pojęcia, że wkrótce jej życie wywróci się do góry nogami, a ona będzie zmuszona szybko dorosnąć.
Oprócz codzienności tytułowej bohaterki, jej rodziny i przyjaciół z Avonlea, autorka poruszyła również problemy ówczesnego świata. Możemy przeczytać między innymi o niewolnictwie, ubóstwie, sposobach pomocy sierotom i buncie, który zakończył się zjednoczeniem Kanady. Tło historyczno-społeczne nie wysuwa się jednak na pierwszy plan.  

Chociaż wiadomo, jak ta historia się skończy, a bohaterowie są znani z serii o Ani, czyta się z zapartym tchem i trudno się od tej opowieści oderwać. Maryla jest osobą bardzo emocjonalną i impulsywną (serio!), a kolejne wydarzenia odkrywają powiązania z powieściami Lucy Montgomery.

Uważam, że pisarce udało się stworzyć klimat „montgomerowski”. Wiadomo, że mistrzyni jest tylko jedna, ale po lekturze sądzę, że pasjonaci przygód Ani po prostu muszą przeczytać tę książkę.   

Tytuł: „Maryla z Zielonego Wzgórza”
Autor: Sarah McCoy
Gatunek: literatura obyczajowa
Liczba stron: 448
Wydawnictwo: Świat Książki

Moja ocena: 6/6

Książkę mogłam poznać dzięki współpracy z serwisem jakkupowac.pl


poniedziałek, 3 lutego 2020

Cykl komiksów „Irena” - recenzja



Seria komiksów o życiu Ireny Sendlerowej po prostu musiała znaleźć się w moich rękach. Cztery tomy o dużym formacie i twardej oprawie robią wrażenie. Bardzo interesowało mnie, jak autorzy przedstawią tę niezwykła postać i w jaki sposób zmieszczą tyle faktów w tak cienkich komiksach.

Każdy tom zawiera informacje z innego okresu. Tom pierwszy rozpoczyna się w 1941 roku, kiedy Irena dostaje się na teren warszawskiego getta. Tom drugi zabiera nas do 1942 roku, w którym Irena rozpoczęła przemycanie dzieci zza murów getta. Autorzy w rewelacyjny sposób przedstawili sposoby przerzucania maluchów. W trzecim tomie mamy możliwość obserwowania wpływu, jaki wywarła działalność Ireny Sendlerowej na dzisiejszy świat. Szczególnie ten związany z uratowanymi dziećmi i ich życiem. Oglądamy tortury, jakim poddawana była Irena w więzieniu. Wszystko to oplata klamrą współczesna uroczystość, w której bierze udział starsza już Irena i rodziny uratowanych dzieci. Tom czwarty przenosi nas do 1944 roku, kiedy Irena powoli dochodzi do siebie po ciężkich przeżyciach.   

Przerysowane postaci hitlerowców dodają opowieści atmosfery terroru. Klimat równoważą pomocnicy Ireny, szczególnie kierowca ciężarówki, Mieczysław, i niezwykle mądry psiak, dzięki któremu wiele akcji przerzutowych doszło do skutku, mimo niespodziewanych problemów.

Wbrew pozorom nie jest to komiks o wojnie. Ona jest tłem, a my oglądamy i czytamy historię zwykłej kobiety, która dokonała niezwykłych rzeczy. Zawsze jest wybór, którego możemy dokonać. Od nas zależy, czy to zrobimy, czy nie.   

Jedyny minus to tekst i pojawiające się w nim błędy.

Tytuł cyklu: „Irena”
Autorzy: Jean – David Morvan, Séverine Tréfouël
Ilustracje: David Evrard
Gatunek: literatura wojenna, komiks
Liczba stron: każdy tom - 68
Wydawnictwo: Timof i cisi wspólnicy

Moja ocena: 5/6

„Podróż Cilki” Heather Morris - recenzja



„Podróż Cilki” to kontynuacja „Tatuażysty z Auschwitz”, który wywołał burzę wśród pasjonatów literatury wojennej. Byłam ciekawa, jak będzie mi się czytało drugi tom, opisujący dzieje przyjaciółki Gity i Lalego, bohaterów pierwszej części cyklu. Tak naprawdę książkę tę można przeczytać niezależnie, ponieważ opisane w niej wydarzenia właściwie niewiele mają wspólnego z „Tatuażystą”.

Autorka uprzedza we wstępie, że powieść ta jest fikcją literacką, wariacją na temat Cecilii Klein. Stworzyła ją na podstawie opowieści Lalego Sokołowa. Heather Morris opisała prawdopodobne dzieje Cilki w bardzo realistyczny sposób. Owszem, można odnieść wrażenie, że ta dziewczyna była jakimś superhero, ale nie można przecież zaprzeczyć, że coś takiego miało miejsce.

Pisarka przedstawiła życie Cilki w syberyjskim łagrze, w którym dziewczyna spędziła dziesięć lat. W tym czasie przechodziła na różne stanowiska pracy, spotkało ją wiele upokorzeń, a głód i chłód były wszechobecne, ale także znalazła przyjaciółki, dzięki którym codzienność w więzieniu była do zniesienia. Swoją przeszłość z Auschwitz głęboko skrywała, ponieważ obawiała się reakcji współwięźniarek i odrzucenia.

W powieści prawdziwe doświadczenia kobiet zesłanych do sowieckich łagrów, a także tych, które przetrwały koszmar obozów koncentracyjnych, splatają się z fikcyjnymi kolejami losu Cilki i pozostałych bohaterów. Część z postaci powstała z inspiracji rzeczywistymi osobami.  

Zarówno „Tatuażysta z Auschwitz”, jak i „Podróż Cilki” zebrały sporo negatywnych opinii. Głównym problemem dla niezadowolonych osób jest dość lukrowany obraz obozów i łagrów, który można znaleźć w powieści. Cóż, faktem jest, że ogromną robotę wykonał tutaj marketing. Nawet jeśli czytelnicy wystawiają opinię negatywną, promocja osiągnęła swój cel, ponieważ książkę zdobyli i przeczytali. Myślę jednak, że ten cykl nie jest zły. Nie należy go po prostu stawiać na równi z takimi klasykami, jak: „Byłem asystentem doktora Mengele”, „Medaliony” czy „Przeżyłam Oświęcim”. Szczególnie, że sama autorka zaznaczyła, iż jest to fikcja literacka.

Tytuł: „Podróż Cilki”
Autor: Heather Morris
Gatunek: literatura wojenna
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Marginesy

Moja ocena: 6/6