czwartek, 20 lutego 2020

„Instytut” K.C.Archer - recenzja



Nie byłam pewna czy „Instytut” przypadnie mi do gustu, ponieważ na pierwszy rzut oka książka wygląda na literaturę młodzieżową. I owszem, po lekturze uważam, że jej fabuła wpasowałaby się w gusta nastolatków, ale na pewno zainteresuje również starszych czytelników.

Theodora Delaney Cannon to nietypowa dwudziestokilkulatka, która od zawsze pakowała się w kłopoty. Jej rodzice wykazywali się świętą cierpliwością, znosząc wszystkie jej ekscesy, włącznie z wydaleniem ze studiów i poważnym problemem z hazardem. Kiedy dziewczyna ląduje z ogromnym długiem, który musi spłacić niejakiemu Siergiejowi, decyduje się w przebraniu wejść do kasyna i wygrać te pieniądze. Radzi sobie świetnie, do czasu, aż przy stole do pokera dzieje się coś, czego Teddy kompletnie nie rozumie. Pojawia się przy niej nieznajomy, który w jakiś magiczny sposób sprawia, że goniące ją zbiry tracą zainteresowanie, a ona ucieka. Co ciekawe, mężczyzna przedstawia się jako Clint Corbett - wykładowca w Instytucie Szkoleń i Rozwoju Egzekwowania Prawa imienia Whitfielda. Teddy wietrzy podstęp. Kto by w końcu nie był podejrzliwy w takiej sytuacji? Co to za dziwaczna szkoła? Czego ten gość od niej chce? Po co proponuje jej miejsce w szkole, o której nigdy nie słyszała?

Teddy ma pewne zdolności, których nie jest świadoma. Nie wie, że to one pozwalają jej wygrywać w pokera. I właśnie ta jej niezwykłość sprawiła, że Clint zaproponował jej naukę w Instytucie. Sporą motywacją była dla dziewczyny obietnica, że jeśli pojedzie z nim do Whitfielda, jej dług u Siergieja zostanie anulowany, a rodzice będą bezpieczni. Podejmuje ryzyko i wyrusza w nieznane. Teddy całe życie polegała na swoich instynktach i dzięki nim podejmowała decyzje, tymczasem w tej szkole nie jest to możliwe. Musi zacząć ufać ludziom. Odkrycie to jest dla niej szokujące i trudne do zaakceptowania. W nowej szkole poznaje nowych ludzi, którzy z czasem stają się jej przyjaciółmi. Jednak zanim to nastąpi, minie sporo czasu i wiele się wydarzy.  

Fabuła mnie wciągnęła, a podczas lektury przyszły mi do głowy dwie inne książki, które w pewnym stopniu wydają mi się podobne do „Instytutu”. Mam na myśli „Wariant” Robisona Wellsa i „Igrzyska śmierci” Suzanne Collins. Może dodałabym jeszcze jakiś pierwiastek z Hogwartu.

Nie jest to powieść dla wymagających czytelników. Myślę, że chodzi w niej głównie o to, żeby dobrze się bawić podczas lektury. Ten warunek został spełniony, czytało mi się ją świetnie i mam nadzieję, że będę mogła przeczytać kolejne tomy, ponieważ to dopiero początek cyklu.

Tytuł: „Instytut”
Autor: K.C.Archer
Gatunek: science fiction
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Uroboros
Moja ocena: 5/6


Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Uroboros

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)