poniedziałek, 29 kwietnia 2019

"Czerń i purpura" Wojciech Dutka - recenzja



"Ktoś, kto jest zdolny do miłości, nie może być zły".

Literatura wojenna zajmuje sporą część mojej domowej biblioteczki. Interesują mnie głównie dzienniki, pamiętniki i wspomnienia osób, które przetrwały koszmar obozów koncentracyjnych. Na powieść Wojciecha Dutki zwróciłam uwagę przede wszystkim ze względu na wątek główny, zaprezentowany na okładce. Historia tak niespotykanej miłości, która do tego wydarzyła się naprawdę, bardzo mnie zaciekawiła. 

Głównymi bohaterami powieści są Milena Zinger, uzdolniona muzycznie słowacka Żydówka, oraz Franz Weimert, Austriak, który decyduje się pewnego dnia na wstąpienie do Hitlerjugend. Z niezwykle uduchowionego i wrażliwego chłopca przeistacza się szybko w bezwzględnego młodego mężczyznę. Pierwszym krokiem ku otchłani zła jest chwila, w której Franz nie dostaje rozgrzeszenia od księdza w parafii, w której jest ministrantem. Ostatecznie więc, z własnej woli, ministrancką komżę zamienia na mundur oficera SS. Decyzja ta zaprowadzi go wkrótce do Auschwitz, o którym to miejscu Franz nie ma zielonego pojęcia...
Milena zostaje przyjęta do konserwatorium, ale wybuch II wojny światowej sprawia, że jej plany w jednej chwili obracają się w gruzy. Wraz z rodziną staje się na Słowacji persona non grata, jak wszyscy inni Żydzi. Trafia do Auschwitz w pierwszym transporcie. Przerażona, udręczona i osamotniona, stara się ze wszystkich sił przetrwać. 

Kiedy i w jaki sposób przetną się drogi hitlerowca i Żydówki? Jak potoczą się ich losy? Czy uczucie, które narodzi się w ich sercach, można nazwać miłością? 

To nie jest standardowa historia o miłości. Powieść ta, oparta na prawdziwych wydarzeniach, pozwala obserwować nie tyle uczucie, jakim jest miłość, ile zmagania obojga bohaterów z codziennością, w której przyszło im żyć. Autor przedstawia czytelnikowi bardzo dopracowany portret człowieka targanego sprzecznymi emocjami, poszukującego właściwej drogi. Chłopca, który próbuje odnaleźć się w nowej dla niego sytuacji, i dziewczyny, która walczy o życie każdego dnia. Patrzymy na bolesne rozdarcie wewnętrzne, które staje się udziałem zarówno Mileny, jak i Franza. Przecież ofiara i oprawca nie mogą darzyć się takim uczuciem. A może jednak to realne? Czy obóz ich zbliży czy raczej sprawi, że oddalą się od siebie? Jedno jest pewne. Miłość między więźniarką a oficerem SS może ściągnąć na oboje śmiertelne niebezpieczeństwo. Czy jednak w piekle, jakim jest Auschwitz, będzie to miało jakiekolwiek znaczenie?  

Trafiłam na trochę powtórzeń i literówek, ale nie było ich na tyle dużo, żeby irytowały. Język powieści jest prosty, może po to, by zwrócić uwagę na bagaż emocji, jakie niesie ze sobą ta historia. 

Jeśli zdarza się, że czytasz powieści bogate w wojenne wydarzenia, ta książka jest właśnie dla Ciebie. Gwarantuję, że czas spędzony z jej bohaterami będzie bogaty w cały wachlarz emocji.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros. 

 

piątek, 19 kwietnia 2019

„Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót” Stefan Darda - ZAPOWIEDŹ


Strach, kryminalna zagadka i solidna dawka emocji. „Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót” stanie się najpewniej horrorem kryminalnym roku. Nowa powieść Stefana Dardy, polskiego mistrza gatunku, ukaże się już 15 maja. 

Znany przemyski fryzjer, Olgierd Lang, popełnia samobójstwo w dniu, w którym jego niesłusznie skazany na długoletnią odsiadkę siostrzeniec opuszcza zakład karny. Jakub Domaradzki nie może uwierzyć, że jego wuj dobrowolnie targnął się na własne życie, a tajemniczy list pożegnalny pozostawiony przez Langa tylko mnoży znaki zapytania. 

Tropy prowadzą do najcenniejszego zabytku Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej. Czy tysiącletnia bizantyńska gemma określana mianem amuletu magicznego skrywa znane tylko nielicznym tajemnice? Czy w połączeniu ze swoją zaginioną bliźniaczką jest w stanie ożywić zmarły czas? Świadom niebezpieczeństwa, jakie zaczyna mu grozić, Domaradzki postanawia znaleźć odpowiedzi na te pytania. Pewien chłopiec, który kilka lat wcześniej uległ koszmarnemu wypadkowi, bardzo potrzebuje pomocy, a gemma zmarłego czasu może być dla niego jedyną deską ratunku… 

Najnowsza historia autorstwa Stefana Dardy wciąga i intryguje wielowątkowością. „Przebudzenie zmarłego czasu” to czterotomowy cykl, jakiego jeszcze nie było! To intrygujący horror kryminalny doprawiony szczyptą fantastyki oraz powieści obyczajowej i historycznej. 

Stefan Darda (ur. 1972) — jeden z najpopularniejszych polskich autorów literatury grozy. Laureat prestiżowej Nagrody Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego. Debiutował w 2008 roku entuzjastycznie przyjętą przez czytelników powieścią „Dom na wyrębach”, która doczekała się dwutomowej kontynuacji. W latach 2010-2015 ukazały się: czterotomowy cykl powieściowy „Czarny Wygon”, antologia „Opowiem ci mroczną historię” oraz thriller „Zabij mnie, tato”. W lutym 2019 roku miała premierę napisana wspólnie z Magdaleną Witkiewicz powieść „Cymanowski Młyn”, będąca połączeniem powieści obyczajowej i thrillera. Utwory Stefana Dardy charakteryzują się realizmem umiejętnie łączonym z wierzeniami ludowymi, a ich odbiorcy wysoko cenią sobie wiarygodne wątki obyczajowe, zaskakujące i emocjonujące rozwiązania fabularne, a także mistrzowsko budowany, niepowtarzalny nastrój. „Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót” to pierwsza książka autora opublikowana przez Wydawnictwo Akurat. 

Tytuł: "Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót"

Autor: Stefan Darda 

Wydawnictwo: Akurat 

Premiera: 15 maja 2019



Macie w planach? :-)

czwartek, 18 kwietnia 2019

"Klątwa wiecznego tułacza" Magdalena Knedler - recenzja


Jeśli nie czytaliście pierwszego tomu, poniżej mogą znaleźć się spojlery.

Powróciłam do świata Charlotte po przerwie, by spróbować jeszcze raz wniknąć w tę historię. Bohaterką pierwszego tomu dylogii Magdaleny Knedler była nastolatka, córka jubilera, która zaczynała nieśmiało projektować biżuterię. W ten sposób starała się zbliżyć do zdystansowanego ojca. Wśród jej pasji znalazła się między innymi gra na pianinie, a dzięki lekcjom poznała człowieka, który skradł jej serce. Wojna sprowadziła do jej domu żołnierza wymagającego opieki. Obecność Jaroslava otworzyła dziewczynie oczy na mroczną stronę życia, której do tej pory, wychowywana pod kloszem, nie dostrzegała. Naiwnie wyglądała dostatniego życia w dobrobycie i szczęściu. Niestety, los miał dla niej inną propozycję, zdecydowanie ubogą w radości. I wojna światowa szybko zmieniła spojrzenie Lotki na nią samą oraz na otaczających ją ludzi. 
Drugi tom rozpoczyna się zapiskami Charlotte z 1921 roku i prezentuje czytelnikowi starszą i bardziej doświadczoną przez życie Charlotte.  Znów obserwujemy świat oczami bohaterki, która wciąż prowadzi dziennik, notując swoje spostrzeżenia odnoszące się do wydarzeń rozgrywających się na świecie oraz w jej najbliższym otoczeniu. Nie są to jednak już codzienne szczegółowe zapiski, lecz wybiórcze, najważniejsze dla Lotte zdarzenia. Fabuła zmierza ku kolejnej wojnie, która wprowadzi w życie Lotte jeszcze większy chaos...  
   
Podczas lektury miałam wciąż z tyłu głowy świadomość, że autorka musiała spędzić wiele godzin nad publikacjami różnego typu, opisującymi czasy, w których żyje główna bohaterka. To ta postać bowiem łączy wszystkie wątki pojawiające się w fabule. Mistrzowsko zbudowane i dopracowane w każdym szczególe tło sprawia, że toczące się na kartach powieści losy Lotte i jej bliskich są bardzo realistyczne. 

Drugi tom dylogii, podobnie jak pierwszy, nie zachwycił mnie do końca i nie wciągnął bez reszty. Może to nie był dobry moment na tę lekturę? Może jej gabaryty mnie pokonały? A może ten gatunek nie jest dla mnie? Nie wiem. Nie będę więc tej powieści polecać ani odradzać, ponieważ uważam, że każdy powinien sam zdecydować, czy chce ją przeczytać i w jakim momencie swojego życia to zrobić. Z pewnością nie jest to książka, którą można czytać z doskoku, fragmentami. Jej fabuła to spójna, wielowymiarowa całość, wymagająca skupienia oraz umiejętności analizowania i łączenia faktów. 


Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Novae Res

sobota, 13 kwietnia 2019

"Słoneczniki po burzy" Ewelina Maria Mantycka - recenzja


Okładka pierwszego tomu sagi autorstwa Eweliny Marii Mantyckiej czaruje pięknymi słonecznikami. Czy kwiaty te są wstępem do interesującej fabuły? Myślę, że wiele zależy od tego, czego czytelnik oczekuje od lektury. Tutaj możecie spodziewać się w dużej mierze zwyczajnej historii obyczajowej, raczej bez niespodzianek. 

Główną bohaterką tego tomu jest Liliana Kłosowska-Maj, rozwódka, która właśnie uciekła od znęcającego się nad nią męża. Kobieta odważyła się po pięciu latach odejść, głównie dla dobra dziecka, kilkuletniej Kai. Teraz mieszka w niewielkiej wsi, wraz z trochę już przygłuchym dziadkiem Jankiem, którym się opiekuje. Niedaleko stoi dom jej kuzyna Raja, samotnego ojca trójki sympatycznych dzieciaków. Do gospodarstwa dziadka zagląda też pewien przystojny młody mężczyzna, któremu Lilka szybko wpada w oko. Czy coś wyniknie z jego prób zainteresowania kobiety swoją osobą? 

Mimo poruszonego w powieści trudnego tematu przemocy domowej, zdarzają się fragmenty zabawne, szczególnie dialogi, w których uczestniczy Raj. To zdecydowanie moja ulubiona postać. Fantastyczny, chociaż ciut nadopiekuńczy, ojciec dwóch bliźniaków, Oliego i Kajtka, oraz starszej od nich trochę Kingi, bardzo wzbogacił i ocieplił fabułę swoimi wypowiedziami. 

Język powieści jest lekki i nieskomplikowany. Książkę czyta się szybko, a opisy pozwalają wyobrazić sobie plenery, w których rozgrywają się kolejne wydarzenia. Akcja toczy się jednak dość wolno, a sporo miejsca zajmują opisy samopoczucia Liliany po rozstaniu z mężem i jej rozważania dotyczące bezpieczeństwa córeczki i ich przyszłości. Znajdziecie tutaj również wątek romansowy, choć nie taki typowy, jak w wielu innych powieściach. Lilka w końcu sporo przeszła i wcale nie jest zainteresowana amorami... 

Czas na wyjaśnienie, gdzie podziały się dwa punkty z oceny. Otóż, tradycyjnie - korekta. Ja wszystko rozumiem, literówki zdarzają się wszędzie, ale zdejmowanie kurtki dwa razy w tej samej scenie, przez tę samą postać, to lekka przesada... Poza tym wychodzi na to, że bliźniaki Raja "zimowały" ze dwa razy, bo mając czternaście lat chodzą do... szóstej klasy. I zachowują się trochę jak dwunastolatki, więc może założenie było takie, że są jednak w wieku szóstoklasistów, tylko ktoś źle policzył ich wiek? Nie wiem :-) Drugi punkt z oceny odpadł w chwili, kiedy zmęczyło mnie wszechobecne imię głównej bohaterki. Używanie go po 3 - 5 razy na stronie, to jednak trochę za dużo. Po pewnym czasie ten zabieg zaczyna trochę irytować i nadawać sztuczności rozmowom, bo nikt tak w rzeczywistości nie mówi.

Cykl składać się będzie z kilku tomów, a w każdym z nich czekać będzie opowieść o życiu kolejnych bohaterów. 


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Videograf SA



wtorek, 9 kwietnia 2019

"Cymanowski młyn" M. Witkiewicz, S. Darda - recenzja



"Czasem lepiej być samemu niż z kimś, z kim się zupełnie nie chce być. Jak jesteś z kimś, kogo nie kochasz, blokujesz sobie szansę na prawdziwą miłość i szczęśliwą przyszłość".

Po lekturze "Pudełka z marzeniami" i cyklu Wyręby oraz "Zabij mnie, tato" uznałam, że nie mogę przejść obojętnie obok tego pisarskiego duetu. Byłam bardzo ciekawa, jak wypadnie wspólna powieść specjalistki od dobrych zakończeń i mistrza grozy. Co wynikło z tego niecodziennego połączenia? Z pewnością nie do końca to, czego się spodziewałam. Atmosfera wywołująca gęsią skórkę i dreszcze, którą pamiętałam z Wyrębów, została mocno polukrowana, prawdopodobnie za sprawą pióra Magdaleny Witkiewicz. Nie jestem pewna, czy o to chodziło w tej literackiej unii...  

Monika i Maciej przechodzą poważny kryzys. Ich małżeństwo wisi na włosku i wcale nie zanosi się na to, by miał się wydarzyć jakiś cud, ratujący sytuację. Pewnego dnia znajdują w skrzynce na listy voucher na darmowy pobyt w nieznanym im pensjonacie na Kaszubach. Nie mają pojęcia, kto sprezentował im ten wyjazd, ale postanawiają się tam wybrać, by podjąć próbę ratowania związku. Na miejscu czeka na nich właściciel, pan Jerzy Zawiślak, a także całe połacie odludnych przestrzeni. Widoki jak z bajki, zerowy zasięg telefonu, brak Internetu, cisza, spokój i... bagna, na których podobno straszy niejaka Helenka. Wkrótce do pensjonatu wraca z podróży syn właściciela, Łukasz. Przystojny i sporo młodszy od małżonków mężczyzna zajmuje się w agroturystyce końmi. I nie tylko nimi.

Mijają zaledwie trzy dni, kiedy okazuje się, że Maciej musi niespodziewanie wrócić do Warszawy, by pomóc w czymś wspólnikowi. Monika jest wściekła! Przecież to miały być ich dwa tygodnie na odnowienie więzi, a tymczasem jej mąż korzysta z pierwszej możliwości, by uciec do miasta. I zostawia ją samą z dwoma obcymi facetami. I z legendami o niebezpiecznych bagnach, na których zaginęło już kilka osób. A w dodatku w pensjonacie znajduje się biblioteczka pełna okultystycznych publikacji... 

Akcja w powieści nie jest bardzo dynamiczna, a atmosferze brakuje sporo do grozy. Pierwsze 200 stron to typowo obyczajowa historia dwójki głównych bohaterów, którzy trochę pogubili się w życiu. W okolicach tej dwusetnej strony zaczęłam się niecierpliwić, ale i tak miałam w planie doczytać książkę do końca, więc czekałam na rozwój wypadków, wyłapując przy okazji drobne "smaczki", niepostrzeżenie zagęszczające atmosferę. W okolicach 250. strony pióro Dardy wreszcie przebiło się przez warstwy lukru, więc nie traćcie nadziei podczas lektury ;-) Nie mogę napisać więcej, bo za dużo bym zdradziła. W każdym razie fabuła nabiera rumieńców, więc finał zdecydowanie podniósł mi ciśnienie :D  

Niższa ocena za zbyt mało grozy w powieści, a także za słabe zaangażowanie korekty. Wiem, powtarzam się, ale nic nie poradzę na to, że irytują mnie częste literówki i pogubione wyrazy. 

"Najgorszą rzeczą w życiu chyba jest nie wiedzieć, czego się chce".



Książkę mogłam przeczytać dzięki współpracy z serwisem Jakkupowac.pl

niedziela, 7 kwietnia 2019

"Zostań ze mną" L. Liszewska, R. Kornacki - recenzja


Jeśli nie czytaliście poprzednich tomów, uprzedzam, że znajdują się tutaj spojlery z nimi związane.

Przyszło mi się wreszcie zmierzyć z trzecim tomem cyklu o Matyldzie i Kosmie. Jasne, że mogłam tej książki nie czytać, skoro dwie poprzednie szczególnie mną nie wstrząsnęły, ale na pewno znacie to uczucie niedosytu, które pojawia się, gdy odkładacie w czasie lekturę kolejnego tomu jakiejś serii, którą znacie. No właśnie, dlatego postanowiłam dać szansę finalnemu tomowi. Ciekawiło mnie, jak autorzy zakończą tę historię, pełną niekończących się podchodów. 

Matylda i Kosma swoją znajomość rozpoczęli od pewnego listu, który kobieta napisała do męża, ale zgubiła go w kawiarence o wdzięcznej nazwie "Żółta ciżemka". Kopertę znalazł Kosma i postanowił na ów list odpowiedzieć. Tyle wystarczy, na wypadek, gdyby ktoś jeszcze nie czytał poprzednich tomów. Nie chcę psuć Wam przyjemności samodzielnego odkrywania kolejnych wydarzeń. 

Akcja i tym razem nie jest szczególnie dynamiczna. Na pierwszym planie króluje Kosma i jego mikroświat, którym są przede wszystkim ukochana Matylda i dwie młodsze córeczki, Halszka i Różanka. Po tym, jak wygrał z ciężką chorobą i wreszcie mógł zacząć od nowa budować życie rodzinne, Matylda postanowiła wyruszyć w samotną podróż do Włoch. Kosma uzbroił się zatem w cierpliwość i czekał z córeczkami na jej powrót, zajmując się biznesem, pracą w Warszawie i dziećmi. Nagle na jego drodze pojawia się bliska mu niegdyś dziewczyna... Co wyniknie z tego niespodziewanego spotkania? 

Ponieważ znów nie przeżyłam żadnego WOW podczas lektury, moja ocena jest nieco niższa. Jednak zdecydowane plusy tego tomu to niezła korekta, cudowne imiona bliźniaczek i kolejna piękna okładka. 

Jak napisałam na początku tej recenzji, byłam ciekawa, w jaki sposób autorzy zakończą historię Kosmy i Matyldy. Przyznaję, że nie spodziewałam się takiego finału. Może jest ciut naciągany, ale cóż zrobić, widocznie tak to miało wyglądać. Mam nadzieję, że nie pojawią się już żadne dodatkowe tomy w stylu "Pamiętniki tego" czy "Dzienniki tamtego"... ;-) 

Zdaję sobie sprawę, że moja ocena trochę odbiega od wielu ochów i achów, które można znaleźć w sieci, ale każdy ma prawo do subiektywnego odbioru literatury, którą czyta ;-) Dlatego dzielę się z Wami swoją opinią i zachęcam do sięgnięcia po tę trylogię w celu wyrobienia sobie własnego poglądu :-)


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona. 


poniedziałek, 1 kwietnia 2019

"Dar Rzepki" Monika Rzepiela - recenzja




Z ogromną przyjemnością i ciekawością powróciłam do świata Rzepki i innych mieszkańców Polany. Znajdujemy ich w chwili, gdy Dziewanna, siostra Rzepki, umiera, pozostawiając załamanego Dobromira z maleńkim Radosławem. Na łożu śmierci kobieta łączy ukochanego męża z najdroższą jej siostrą. Choć Rzepka całe lata miłowała skrycie przystojnego woja, jego serce należało do Dziewanny. Cóż jednak zrobić, kiedy los zdecydował inaczej? Trzeba żyć dalej... Mężczyzna pojmuje za żonę Rzepkę i mimo cierpienia rozpoczyna z nią życie na nowo. To zaledwie jeden z wielu interesujących wątków, które czekają na kartach tej powieści. 

Choć Polana to mała wieś w środku puszczy, docierają do niej echa z wielkiego świata. Duży wpływ na mieszkańców i ich życie ma między innymi decyzja władcy o chrystianizacji kraju. Od tego czasu wiara w słowiańskich bogów przeplata się z chrześcijańskimi prawdami. Porzucenie prastarych wierzeń jest dla niektórych mieszkańców nie do pomyślenia.

W "Darze Rzepki" mamy cały wachlarz bohaterów. Aby czytelnikowi było trochę łatwiej rozeznać się we wszystkich powiązaniach, powieść rozpoczyna się od zestawu postaci. Od razu można zapoznać się z wszystkimi typowo słowiańskimi imionami. Jednak opisy w kolejnych rozdziałach były tak plastyczne, że wcale nie potrzebowałam zaglądać do "ściągi". 

Fabuła tego tomu jest przebogata w wydarzenia. Nie mogę opowiedzieć o tym, co się działo, ponieważ odebrałabym Wam całą przyjemność z lektury. Jednak mogę zdradzić jedno. Nie spodziewajcie się typowego romansu. To nie jest historia miłosna. Owszem, taki wątek też się przewija, ale nie wysuwa się na czoło peletonu ;-) Najważniejsze jest to, że akcja tej części jest dynamiczna i pełna emocji. Opisy równoważą się z dialogami. Płynnie wplecione w tekst informacje historyczne uzupełniają całą opowieść o prawdziwe fakty związane z historią naszego kraju. Kiedy dodamy do tego jeszcze staropolski język, którym operuje autorka, otrzymamy naprawdę dobrą i dopracowaną powieść historyczną. Tak, zachwycam się nią bardziej niż poprzednią lekturą, która też była historyczna ;-) Zastanawiałam się nad tym, dlaczego ta publikacja podobała mi się zdecydowanie bardziej. Różnice, jakie przyszły mi do głowy w pierwszej chwili, to przewaga dialogów nad opisami w przypadku "Oceanów" i nie ten okres historyczny oraz nie to miejsce akcji, jeśli chodzi o moje ulubione fragmenty historii. 

Jest jeden minus. Znaczący. Tom pierwszy liczy 448 stron. Drugi - tylko 336. Nie wspomnę już o tym, że więcej tomów nie ma... ;-)



Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Szara Godzina