poniedziałek, 26 lutego 2018

"Przybysz" Piotr Tymiński - recenzja



Piotr Tymiński nie był mi wcześniej znany, ponieważ nie sięgnęłam jeszcze po jego pierwszą książkę pt. "Wołyń. Bez litości". Myślę, że po lekturze "Przybysza" szybko nadrobię zaległości w tym temacie. 

Akcja powieści rozgrywa się w 1944 roku, zatem II wojna światowa zbliża się do końca. Nie znaczy to jednak, że ludzie mogą czuć się już bezpieczniej. Walki wciąż trwają, Niemcy wprawdzie wycofują się, ale wciąż są niebezpieczni i nieprzewidywalni. Dwunastoletni Bronek Przybysz mieszka wraz z rodziną we wsi Marki. Pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie, zostaje wraz z tłumem ludzi załadowany do wagonu i wywieziony na roboty w głąb III Rzeszy. Wykorzystując nieuwagę pilnujących strażników, chłopak ucieka z transportu, by ruszyć wraz z poznanym świeżo kolegą, Jurkiem, w drogę powrotną do domu. Trasa wiedzie przez tereny Niemiec oraz część okupowanej Polski. 


Jest to historia opowiadana z perspektywy nastolatka, któremu przyszło dorosnąć w jednej niemal chwili. Codzienność chłopców obfituje w cały wachlarz emocji, do tego głód, ziąb i ciągły strach przed wydaniem ich w ręce Niemców. I przyjaźń, która zrodziła się szybko (Bronek wracał do domu trzy miesiące) i urosła w siłę dzięki trudom, które Bronek i Jurek musieli znosić każdego dnia. O prawdziwych wydarzeniach ze swojego życia opowiedział autorowi starszy dziś mężczyzna, którego zdjęcie również można znaleźć na okładce. 


Muszę przyznać, że jestem pełna podziwu dla ludzi, którzy potrafią ze szczegółami opowiedzieć tyle wydarzeń ze swojego życia. Sytuacji, które przecież miały miejsce siedemdziesiąt lat temu. Do tego jeszcze chronologia, przeprowadzone rozmowy... nie wiem, czy zdołałabym sobie tyle przypomnieć i jakoś te wspomnienia usystematyzować, by tworzyły spójną całość. Może chodzi o to, że wszystkie te zdarzenia wiązały się z ogromnymi emocjami i wysiłkiem, by utrzymać się przy życiu? Wtedy zapamiętuje się bardziej, więcej. Nie mam porównania i nigdy mieć nie będę. Pozostaje mi podziwiać i zapoznawać się z tymi historiami, którymi dzielą się z nami ludzie zwykli, lecz przez swój upór i odwagę - niezwykli. 

Na koniec wspomnę jeszcze o sprawach technicznych, równie dla mnie ważnych, jak treść czytanej książki. Niewiele ponad 150 stron z przyjazną dla oczu czcionką i wygodną interlinią czyta się piorunem. Książka jest niepozorna, cienka. Nie wiem czy zwróciłabym na nią uwagę, gdyby stała na półce wśród innych, pokaźniejszych woluminów. Okładka jednak przykuwa wzrok. Fragment twarzy chłopca hipnotyzuje. Pozwala poczuć dreszcz zaciekawienia na myśl o tym, co czeka na czytelnika na kartach powieści. 

Moja ocena:



Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Novae Res

3 komentarze:

  1. Temat II wojny światowej w książkach mnie fascynuje ( chociaż brzmi to nieadekwatne do tamtego okresu).Opowieści są intrygujące i ciekawe. Bardzo lubię czytać i słuchać o tamtych czasach. Mój sąsiad (już nie żyje) często opowiadał różne historie, miał dar mogłam go słuchać godzinami. A tata będąc dzieckiem, też sporo zapamiętał. Niektóre wydarzenia zapadają głęboko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak jest. Byłam za mała, żeby zapytać babcię o wojnę. Do dzisiaj żałuję. Zdążyła opowiedzieć mi tylko o tym, jak nosiła w walizce kartofle partyzantom do lasu.

      Usuń
  2. Bardzo cenię sobie literaturę tamtego okresu, więc na pewno przeczytam tę książkę.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)