wtorek, 4 kwietnia 2017

"Dom ech" Barbara Erskine - recenzja

Tytuł: "Dom ech"
Autor: Barbara Erskine
Liczba stron: 488
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Moja ocena: 9/10



Nie do końca byłam przekonana czy chcę przeczytać tę książkę (okładka nie motywuje...), ale kiedy spojrzałam na opis z tyłu, spodobał mi się na tyle, że postanowiłam spróbować. I nie żałuję. Książka wciąga od pierwszej strony i naprawdę trudno się od niej oderwać. 
Główną bohaterką jest Joss Grant, kobieta adoptowana w dzieciństwie, która postanawia odnaleźć swoją biologiczną matkę. Niby nic niezwykłego, przecież mnóstwo ludzi jest adoptowanych i często decydują się prędzej czy później na podjęcie próby poznania swojej przeszłości. Nie inaczej było z Joss. Kobieta dowiaduje się, że jej rodzona matka zmarła kilka lat wcześniej, ale w toku poszukiwań okazuje się, że zapisała jej w testamencie dom. Trochę dziwne wydaje się to, że zaznaczyła pewien warunek jego otrzymania. Joss miała się sama zgłosić do adwokata, u którego matka pozostawiła swoją ostatnią wolę, a nie odwrotnie. Prawnik miał bowiem zakaz poszukiwania i kontaktowania się z nią... 
Dom spada kobiecie jak manna z nieba, bo właśnie znalazła się z rodziną w naprawdę ciężkiej sytuacji. Wspólnik jej męża zniknął z wszystkimi pieniędzmi, zostawiając ich z niczym. Postanawiają więc przenieść się do rodzinnego domu Joss o tajemniczej nazwie Belhedon Hall. Wkrótce okazuje się, że o domu tym krążą jednak straszne historie. Ludzie mówią, że jest nawiedzony, że ciąży na nim klątwa. Joss powoli odkrywa kolejne karty historii swojej rodziny i nie są to bynajmniej radosne wieści. Okazuje się, że bardzo wiele osób zmarło w tym właśnie domu, z różnych przyczyn. Najczęściej były to nieszczęśliwe wypadki z udziałem małych dzieci, tylko chłopców. Poza tym dom jest ogromny, zimny i trochę straszny. Joss w miarę poznawania jego historii z różnych źródeł zaczyna wierzyć w plotki o duchach, które go zamieszkują. Jej mąż, rzecz jasna, ma odmienne zdanie i nie chce nawet słyszeć o wyprowadzce. Zresztą i tak nie mają na to pieniędzy. Co odkryła Joss przeszukując lokalne archiwa? Kto pomaga jej w odkrywaniu tajemnic domostwa? Czy faktycznie komuś z nich grozi niebezpieczeństwo? A może kobieta postradała zmysły od nadmiaru strasznych historii opowiadanych przez okolicznych mieszkańców? Trudno stwierdzić. Autorka nie ułatwia czytelnikowi zadania prezentując różne reakcje postaci i ich zdanie na ten temat. Jawa przeplata się ze snem, a świat duchów przenika się z tym realnym. Czyje samochodziki znajduje synek Joss? Dla kogo zostawiane są białe róże? Kim są Georgie i Sam? Ile osób będzie musiało zginąć, zanim Joss dowie się czegoś konkretnego i odkryje źródło zła panoszącego się w jej domu? Wszystkiego dowiecie się z książki, która naprawdę wciąga. Polecam tym, którzy lubią się trochę bać ;-)   
Jeden punkt odjęłam za zbyt wiele powtarzających się wciąż i wciąż "białych jak śnieg twarzy" i temu podobnych opisów stanu emocjonalnego bohaterów :-)  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)