piątek, 20 października 2017

"Każdy jej strach" Peter Swanson - recenzja

Tytuł: "Każdy jej strach"
Autor: Peter Swanson
Gatunek: thriller, sensacja
Liczba stron: 344
Wydawnictwo: Marginesy


Najpierw przemówiła do mnie okładka. Niby nic takiego, ściana budynku i kilka okien, ale postać w jednym z okien pobudziła wyobraźnię i sprawiła, że zanim otworzyłam książkę, zastanawiałam się, kim będzie ta kobieta i co się wydarzy w jej życiu.

Już na pierwszych stronach poznajemy jedną z głównych postaci, Kate Perry, która przyjeżdża do Bostonu, gdzie ma spędzić najbliższe pół roku, mieszkając w apartamencie kuzyna, Corbina Della. On tymczasem przez sześć miesięcy będzie mieszkał w jej kwaterze, w Londynie. Dla Kate miała to być szansa na powrót do normalnego życia po traumie, którą przeżyła. Padła ofiarą swojego partnera, który okazał się być psychopatą, i nieomal zginęła. On sam popełnił samobójstwo po tym, jak uwięził dziewczynę w szafie. To zdarzenie pogłębiło lęki Kate. Każdy dzień stał się dla niej źródłem nieustających obaw dosłownie o wszystko...


Początkowo paranoiczne lęki bohaterki trochę mnie irytowały. Może to dlatego, że nie mam podobnych doświadczeń, więc nie do końca rozumiem taki ciągły lęk i panikę, którą wywołać może absolutnie wszystko, nawet codzienne drobiazgi. Jednak postanowiłam skupić się na fabule i podążyłam za Kate do nowego mieszkania. Wkrótce okazało się, że autor zaplanował powieść trochę inaczej, niż się tego spodziewałam. Najpierw wprowadził poszczególnych bohaterów, a później oddawał im głos w  kolejnych rozdziałach...


Akcja rozkręcała się dość wolno, chyba głównie po to, by czytelnik miał możliwość poznać dobrze wszystkich bohaterów tej historii. W związku z tym zmuszona byłam zostawiać kolejne postaci i zagłębiać się w życie następnych. Myślę, że był to dobry pomysł, ponieważ dzięki temu nie zgubiłam się w tłumie, co czasem zdarza się, kiedy pisarz pragnie równocześnie przyspieszyć akcję i przedstawić bohaterów. Tutaj mamy czas na wszystko. Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, iż taki zabieg pozwolił mi zobaczyć opisywane wydarzenia z wielu perspektyw.


Początkowo jest zupełnie zwyczajnie, a autor prowadzi czytelnika przez meandry sposobu myślenia Kate. Prezentując jej kolejne lęki i opisując pierwsze chwile w nowym miejscu, idealnie usypia naszą czujność, co sprawia, że nagle orientujemy się, iż atmosfera się zagęściła. Im dalej, tym robi się duszniej i dziwniej...

W mieszkaniu obok apartamentu Corbina ginie kobieta, Audrey Marshall. Okazuje się, że nieznana Kate lokatorka została zamordowana. To zdecydowanie nie jest to, czego dziewczyna oczekiwała po nowym miejscu pobytu. Liczyła na trochę spokoju i ciekawy kurs graficzny, a tymczasem w jej życie wdarła się policja, która przeszukała mieszkanie Corbina, sąsiad z naprzeciwka, który - jak sam się jej przyznał - podglądał obsesyjnie Audrey, i nieznajomy Jack Ludovico, który twierdzi, że był  bliskim przyjacielem sąsiadki Kate. Jednak im dłużej dziewczyna drąży tę sprawę i próbuje połączyć wszystkie zdobyte informacje, tym mniej jej się zgadza. Dlaczego Corbin nie przyznaje się do związku z Audrey? Kim jest dla niego Harry? Martha, przyjaciółka Kate z Londynu, marudzi w mailach, że Corbin zniknął, więc gdzie się podział, skoro w rozmowach z Kate na chacie twierdzi, że nadal przebywa w jej mieszkaniu? I jakim cudem Sanders, kot jednej z lokatorek bostońskiej kamienicy, wciąż pojawia się w mieszkaniu Kate, chociaż dziewczyna sama wypuszcza go na korytarz? A może tylko jej się wydaje, że kot wychodzi z mieszkania? Kim jest łkający żałośnie Jack i dlaczego kłamie, że złożył zeznania na policji? Kto jest kim i kogo Kate powinna obawiać się najbardziej?


Muszę przyznać, że dałam się wciągnąć w labirynt domysłów. Czytając kolejne rozdziały, poznawałam elementy układanki, ale wciąż wiedziałam za mało, by domyślić się całości. Chociaż domyśliłam się, kto jest mordercą po przeczytaniu 2/3 powieści, nie przeszkodziło mi to w napięciu oczekiwać finału. "Każdy jej strach" to lektura z dreszczykiem, przypominająca trochę atmosferą filmy Alfreda Hitchcocka. Polecam!    


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy



7 komentarzy:

  1. Czasami lubię zabawić się w detektywa i poczuć dreszczyk emocji. Jestem ciekawa, czy mi też uda się rozwiązać zagadkę przed finałem.:)
    kocieczytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię książki od wydawnictwa Marginesy. :) Nie znam tej książki, ale po Twoim opisie widzę, że najbardziej przypadłaby mi do gustu ta niespieszna narracja - dziś powieści często "ruszają z kopyta" i ciężko nadążyć za rozwojem wypadków. Lubię, gdy nie muszę się spieszyć podczas lektury. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam takie książki.To mój typ.zapisuje na liście must have.
    Pozdrawiam.
    czytanestrony.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo podobała mi się ta książka.Bardzo!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)