sobota, 23 września 2017

"Password" Mirjam Mous - recenzja

Tytuł: "Password"
Autor: Mirjam Mous
Gatunek: literatura młodzieżowa
Liczba stron: 327
Wydawnictwo: Dreams

Skojarzynki:
przyjaźń * porwanie * zmiana * poszukiwania * odwaga

Mirjam Mous to nieznana mi dotąd autorka, ale spodobała mi się okładka tej książki, szczególnie te wpatrując e się we mnie oczy. Trafiłam na nią w hipermarkecie, gdzie wyglądała ze stosu innych powieści. Pomyślałam sobie, że czemu nie miałabym dla odmiany poczytać czegoś lekkiego, młodzieżowego? I... wsiąkłam od pierwszych stron. Duża czcionka i krótkie rozdziały zdecydowanie przyspieszyły lekturę, która zajęła mi zaledwie kilka godzin. 

Mick to dość nieśmiały i cichy chłopak z nadwagą, jakich wielu w szkołach całego świata. I tak, jak wielu z nich, jest szykanowany przez wielu uczniów chodzących do tej samej szkoły. Ucieka, kryje się, unika konfrontacji, co bardzo go wyczerpuje i sprawia, że marzy każdego dnia o tym, by jak najszybciej wyjść ze szkoły. Pewnego dnia jednak wszystko się zmienia. Do jego klasy dołącza nowy uczeń, Jerro. Szybko stają się najlepszymi przyjaciółmi. Dla Micka to totalna nowość i cudowna odmiana jakości życia. Spędza czas z przyjacielem, świetnie się rozumieją, nie kłócą się, nie obrażają na siebie. Po prostu sielanka, ale do czasu...


Rodzice Jerro to bardzo bogaci ludzie, a jego ojciec jest właścicielem znanej firmy produkującej gry komputerowe. To nie robi na Micku żadnego wrażenia. Traktuje Jerro jak zwykłego chłopaka, z którym żartuje, rozmawia o ukochanych przez przyjaciela komiksach i usiłuje go przekonać do filmów science-fiction. Wszystko zmienia się, kiedy Mick znajduje Jerro nieprzytomnego w jego pokoju. Przerażony woła Kasię, polską (!) pomoc domową, która wzywa karetkę i Jerro zostaje odwieziony do szpitala. Sprawy się komplikują, kiedy Mick pędzi na złamanie karku rowerem za karetką, wpada do szpitala i... dowiaduje się, że nie ma tam pacjenta o takim nazwisku. Zdezorientowany wraca do domu, gdzie dowiaduje się, że przyjaciel jednak jest w szpitalu i już czuje się lepiej. Kiedy odwiedza go następnego dnia, chłopak zachowuje się inaczej niż zwykle, ale Mick zrzuca to na karb złego samopoczucia po zatruciu pokarmowym, któremu uległ. Z każdym dniem jest jednak gorzej. Jerro zachowuje się dziwnie, jakby... nie był sobą. Ale, w takim razie kim? Mick obserwuje go i analizuje wszystkie wypowiedzi i sytuacje. Jerro zaczyna go wyśmiewać, nie pamięta różnych ich wspólnych wspomnień lub nagle nie wie, gdzie w szkole są toalety. Mick postanawia sprawdzić go na swój sposób. Kiedy Jerro nie przechodzi pozytywnie próby z tajemnym hasłem, które ustalili przyjaciele, by mieć pewność, że obaj są sobą, a nie podmienionymi kosmitami, Mick zasypuje go szczegółowymi pytaniami o komiksy. Tym razem Jerro odpowiada bezbłędnie. Co się dzieje? Dlaczego karetka, która zabrała Jerro, miała inną tablicę rejestracyjną niż ta, którą Mick oglądał w szpitalu? Gdzie nieprzytomny chłopak przebywał, zanim dowieziono go do szpitala? Kim jest Stefan i dlaczego jest łudząco podobny do Jerro? Czy w sprawę zamieszani są kosmici? Kto uwierzy Mickowi w tak nieprawdopodobną historię?! 


Akcja jest wartka i wciąga od pierwszych stron. Nagłowiłam się trochę, nakombinowałam i zanim dotarłam do końca, wymyśliłam kilka wersji fabuły i zakończenia, od najbardziej kosmicznych, prosto z filmu science-fiction, po zwyczajne, związane z grubą kasą i współczesnym światem. Którą wersję wybrała autorka? Przekonajcie się sami. 

4 komentarze:

  1. Bardzo zachęcająca recenzja. Jeśli tylko będę miała okazję sięgnąć po tę książkę na pewno przeczytam.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na wymianę książkową w październiku u Save the magic moments i socjopatki.pl. Będę ją miała w propozycjach :-)

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że w pewnym momencie recenzji zaczynałam się już nieco gubić. Czytałam jednak dalej, ponieważ fabuła niezmiernie mnie zaciekawiła i chciałam się dowiedzieć nieco więcej o samej książce. Szkoda tylko, że skupiłaś się mocno na opisaniu tego, co znajdziemy w środku, gdzie można było to nieco skrócić i przedstawić kilka przykładowych wersji, jakie mogły się nadarzyć. Także zapewne znalazłoby się coś, co nie przypadło ci do gustu lub zachwyciło cię do tego stopnia, by również o tym napisać, nie zdradzając zbyt wiele. Nie uznaj tego komentarza za czepianie się, a dobrą radę od kogoś, kto już nieco siedzi w tej branży. :)
    A co do samej książki, to już nieraz ją widziałam i nie skupiałam się na jej opisie, ale jak już pisałam, poczułam się zaciekawiona. I nadal jestem. Mam nadzieję, że kiedyś zdołam na nią trafić! :)
    Pozdrawiam!
    BLUSZCZOWE RECENZJE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki miałam na nią pomysł i niewiele czasu, więc jest taka trochę "na szybko". Dzięki za wskazówki :)

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)