poniedziałek, 26 listopada 2018

"Skaza" Robert Małecki - recenzja


Zacnej grubości tomiszcze z intrygującą okładką przyciągnęło mój wzrok, kiedy tylko książka ta pojawiła się wśród nowości Czwartej Strony. Chociaż nie czytałam wcześniejszych powieści Roberta Małeckiego, postanowiłam zaryzykować i sięgnąć po tę lekturę. Czy się zawiodłam? No cóż, może zacznę od tego, że to będzie kolejna recenzja, w której ocena będzie podwójna i obejmie osobno pomysł na fabułę, intrygę i bohaterów oraz względy techniczne. Jeśli czytacie moje recenzje wiecie, że zwracam na to uwagę. Może to czepianie się, może marudzenie, ale nic na to nie poradzę, że tak już mam. Kiedy czytam książkę, jest dla mnie ważna nie tylko historia, którą opisuje autor, ale także to, czy zadbano o piękny język czy choćby brak literówek, o innych błędach już nie wspomnę :)

"Skaza" nie jest typowym kryminałem. Nie spodziewajcie się hektolitrów krwi czy flaków na wierzchu. To zagadka z mnóstwem pytań bez jasnych odpowiedzi i obyczajowym tłem. Czyli to, co Bibliotecznie lubi najbardziej. Podobny klimat znajdziecie, na przykład, u Pani Kasi Puzyńskiej. Nie każdemu jednak może się to podobać, bo wątek prezentujący życie codzienne bohaterów i ich problemy może się komuś wydać przegadany i nudnawy. Ja lubię obserwować opisywane w powieści zmagania z życiem. Warstwa obyczajowa jest dla mnie dopełnieniem wątku kryminalnego. W ten sposób lepiej poznaję stworzone przez pisarza postacie. Bohaterowie stają mi się przez to bliżsi.

Bernard Gross to policjant, dla którego podejmowane sprawy nie są tylko numerami akt. Za każdą z nich stoją ludzie i ich dramaty. Dlatego komisarz angażuje się w dochodzenia całym sobą i analizuje każdy najdrobniejszy ślad. Możliwe jest też, iż taki sposób pracy związany jest z tym, z czym zmaga się mężczyzna w życiu osobistym. Żona komisarza od lat przebywa w ośrodku dla "śpiochów", czyli osób znajdujących się w śpiączce. Kobieta została zaatakowana we własnym domu przez nieznanego sprawcę. Gross nie zdołał zapobiec tragedii. Napastnik zbiegł, a jego żona zatrzymała się na etapie wegetacji. Syn pary nie poradził sobie z tą sytuacją, więc Bernard dźwiga na swoich barkach również ten problem. Obwinia siebie za wszystko, co spotkało jego rodzinę, i wciąż poszukuje człowieka, który tamtego feralnego dnia uciekł mu sprzed nosa.  

Akcja "Skazy" rozpoczyna się w chwili, kiedy w skutym lodem jeziorze pewna dziewczynka dostrzega zwłoki. Topielcem okazuje się być nastolatek, mieszkaniec niewielkiej Chełmży. W unieruchomionej przez lód na jeziorze łódce Gross odkrywa drugie ciało, tym razem starszego mężczyzny, wyglądającego na bezdomnego. Na pierwszy rzut oka zbrodni nie ma. Obie śmierci wyglądają na nieszczęśliwe wypadki. Ale czy na pewno? W dodatku nikt nie rozpoznaje staruszka, a jego wygląd nie do końca pasuje do stereotypowego wizerunku osób bezdomnych. Gross rozpoczyna śledztwo. 

Autor po mistrzowsku przedstawił Chełmżę. To małe miasteczko i jego mieszkańcy zaserwują czytelnikowi prawdziwy koktajl tajemnic i niejasności. Nie obejdzie się też bez kłamstw i kłamstewek różnego kalibru. Do tego dojdą obyczajowe smaczki, zdrady, pobicia, nieporozumienia i wzajemne oskarżenia. Dla wielbiciela obyczajowych kryminałów to prawdziwa gratka! Wszystkie nitki będzie próbował powiązać Gross. Czy mu się to uda? Zadanie jest naprawdę trudne.     

Powieść prowadzona jest dwoma torami. Obserwujemy wydarzenia rozgrywające się współcześnie, ale równocześnie uczestniczymy w innych, sprzed dziesięciu lat, które doprowadziły do zaginięcia trojga ludzi. Czy sprawa sprzed lat, zniknięcia małżeństwa Tarasewiczów i Elżbiety Jaworskiej, łączy się ze śledztwem dotyczącym odnalezionych na jeziorze ciał? 

Jeśli chodzi o teksty z okładki, to muszę przyznać, że wspomniany tam mrok dostrzegłam głównie w samym bohaterze, Bernardzie, który zmaga się z samym sobą i przytłaczającą go przeszłością. Można tu dodać również jego kolegów po fachu, Otrembę i Skałkę, którzy hodują własne demony, nad którymi usiłują zapanować. Narastające problemy, zmęczenie i permanentny brak snu nie pomagają w działaniach operacyjnych. Czy policjanci zdołają poznać tożsamość człowieka z łódki? Kim był człowiek, który zaatakował Agnieszkę Gross i czy jest w jakiś sposób powiązany z obecnymi sprawami?    

Ocena książki pod względem technicznym.
Wszystkie plusy, opisane przeze mnie powyżej, psuły mi wszechobecne literówki i powtórzenia. Nie poradzę nic na to, że trudno mi się skupić na fabule i cieszyć rozwiązywaniem sprawy kryminalnej wraz z głównym bohaterem i jego współpracownikami, kiedy co chwilę trafiam na jakieś językowe "kwiatki". Uważam, że od tego jest korektor i redaktor, aby powieść była jak najlepsza. Kiedy autor pracuje nad tekstem tyle czasu, ile trwa stworzenie takiej powieści, pewnych rzeczy już nie dostrzega. Po to jest ekipa, która ma za zadanie wyłapać wszystkie niedoskonałości. Tutaj "drużyna pierścienia", niestety, zaspała... 
Podsumowując, gdyby nie te błędy, byłoby idealnie. Więc moja ocena strony technicznej to jedynie 3/6.  


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)