niedziela, 30 czerwca 2024

"Herbówna" Izabela Grabda - recenzja


Tytuł: "Herbówna"
Autor: Izabela Grabda
Gatunek: powieść obyczajowa
Liczba stron: 227
Wydawnictwo: Empik Go

Moja ocena: 5/6

Powieści Izy Grabdy kojarzą mi się z miło spędzonym czasem, relaksem i perypetiami mniej lub bardziej sympatycznych bohaterów. Poziom sympatii oczywiście zależy od tego, jak wiele dany bohater nawywijał w książce :D 

Zofia Gorzelska traci kawiarnię, którą prowadziła przez jakiś czas w Krakowie. Jest zdruzgotana nie tylko z powodu utraty ukochanego miejsca, ale przede wszystkim dlatego, że porażkę przewidziała jej apodyktyczna matka, która teraz nie daje jej o tym zapomnieć. Kobieta postanawia wyjechać do Namysłowa, rodzinnej miejscowości ojca, gdzie wciąż stoi dom pradziadków, Jana i Heleny. Decyduje się nim zająć, uporządkować sprawy związane z własnością i posprzątać rzeczy, które zostały po przodkach. Ponieważ Zośka nie zna historii tego miejsca, nie ma pojęcia, dlaczego mieszkańcy Namysłowa dziwnie się zachowują, kiedy tylko pojawia się temat posesji Gorzelskich. Co jest tego powodem? Dlaczego żaden tutejszy mężczyzna nie chce przestąpić progu tego domu? Skąd wzięła się opinia, że w nim straszy?

Zośka rozpoczyna pracę w lokalnej cukierni. Zna się na tej robocie jak mało kto, więc szybko awansuje, a szefostwo patrzy na nią przychylnym okiem. Czasem nawet zbyt przychylnym, jeśli wiecie, co mam na myśli ;-) Właścicielem cukierni i piekarni jest Szymon Bastusiowski, przystojniak, o którego podbojach miłosnych krążą po Namysłowie legendy. Domyślacie się zapewne, że zagiął parol również na Zośkę, ale już Boy-Żeleński napisał, że z tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz... Tematy romansowe w książkach niekoniecznie mnie kręcą, ale rozumiem, że czasem i te elementy są potrzebne. Przetrwałam perypetie sercowe bohaterów w imię poznania losów rodu obłożonego klątwą :D

Zdecydowanie podobał mi się pomysł na tę fabułę. Wywołujący gęsią skórkę dom (i bynajmniej nie chodzi o to, że zamiast toalety Zośka miała do dyspozycji jedynie sławojkę w ogrodzie, chociaż lekko nie było), klątwa ciążąca nad rodziną Gorzelskiej i tajemniczy herbarz to jej główne elementy, tworzące wątek lekko paranormalny. I fascynująca lampa. Lubię takie klimaty, oj lubię. Dużym atutem jest dla mnie również pomieszanie czasu akcji. Przeskakujemy ze współczesności do czasów pradziadków Zośki. Dzięki temu akcja jest dynamiczna, a czytelnik powoli poznaje kolejne elementy układanki, z których powstaje bardzo wciągający obraz.  

Mój ulubiony wątek związany jest właśnie z lampą z okładki powieści. Nie mogę zdradzić o co konkretnie chodzi, bo popsułabym Wam przyjemność z lektury, ale gwarantuję, że jest nie tylko tajemnica, ale i sporo humoru. 

Styl, którym posługuje się autorka, jest lekki, a dialogi naturalne i realistyczne. Może ostatecznie finał jest trochę nieprawdopodobny, ale przecież powieść zawiera wątki paranormalne i tajemnice, więc wszystko do siebie pasuje. Czytało mi się świetnie i zdecydowanie polecam :-)

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce

piątek, 28 czerwca 2024

"Słowiańskie mity i opowieści w komiksie" Wiktoria Korzeniewska, Natalia Noszczyńska - recenzja


Tytuł: "Słowiańskie mity i opowieści w komiksie"
Autor: Wiktoria Korzeniewska (tekst), Natalia Noszczyńska (ilustracje)
Gatunek: komiks, literatura dziecięca
Liczba stron: 128
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Cykl: Naukomiks

Moja ocena: 6/6 

Mitologia słowiańska jest fascynująca i tajemnicza. Głównym problemem w jej zgłębianiu jest to, że brakuje źródeł, z których moglibyśmy czerpać wiedzę o wierzeniach i tradycjach naszych przodków. Szkoda, że nie było możliwości spisania ich, ponieważ podania ustne z  biegiem lat zmieniały się i zanikały. Naukowcy w pocie czoła odtwarzają mity na podstawie szczątkowych informacji, a więc wychodzi na to, że po części są to jedynie domysły, a nie twarde fakty. Mimo to warto szukać i poznawać wierzenia naszych protoplastów. 

Wiktoria Korzeniewska i Natalia Noszczyńska stworzyły doskonałą pozycję dla dzieci (chociaż dorosłym na pewno również przypadnie do gustu), która przybliża czytelnikowi najważniejsze mity słowiańskie. Piękne ilustracje zachwycają kolorami, a tekst prostotą. Z ogromną przyjemnością czytałam kolejne strony i podziwiałam narysowane z wielką dbałością o szczegóły demony.  

Narratorką w tym komiksie jest babcia, która opowiada wnukom o wierzeniach, tradycjach i świętach sprzed wielu lat, a przy okazji chętni mogą stworzyć marzannę albo drapankę, ponieważ znajdą w książce odpowiednie instrukcje. Opowieści babci są krótkie i treściwe. Nie sposób się nimi znudzić, a zawierają wszystkie podstawowe informacje. To naprawdę przemyślana i fantastycznie dopracowana publikacja, która może stać się początkiem cudownej przygody. 

Czytajcie razem z dziećmi. Zawarta w komiksie treść z pewnością będzie trampoliną do odkrywania kolejnych poziomów tej słowiańskiej gry w mity. Każdy nosi w sobie ciekawość dziecka, która jest kluczem do zgłębiania wiedzy. A mitologia słowiańska dzięki pracy naukowców staje się coraz wyraźniejsza i pełniejsza. Jest co zgłębiać. 

Zdecydowanie polecam Wam tę publikację. Zostaje tylko dodać na koniec: dlaczego ten komiks jest taki krótki?    

środa, 26 czerwca 2024

"Mała draka w fińskiej dzielnicy" Marta Kisiel - recenzja


Tytuł: "Mała draka w fińskiej dzielnicy"
Autor: Marta Kisiel
Gatunek: fantasy
Liczba stron: 368
Wydawnictwo: Mięta

Moja ocena: 6/6

Jeśli ktoś zna pióro Marty Kisiel, to wie, że powieści tej autorki są niebanalne i zazwyczaj zawierają nieoczywiste i nierealne wątki. Nie inaczej było i tym razem, o czym byłam przekonana, kiedy sięgałam po "Małą drakę w fińskiej dzielnicy". Zazwyczaj nie czytam opisów z okładki, dlatego bardzo ciekawiło mnie, jak ta Finlandia znalazła się w fabule. Nie zawiodłam się, w powieści jest mnóstwo humoru, ale znajdziecie też odrobinę powagi, a co ciekawe, jest wspomniana Finlandia oraz nie całkiem żywe babcie. No inaczej być nie chce, jest moc.

Sława Żmijan po latach wraca do miasteczka, z którego pochodzi, aby zamieszkać z babcią Gienią, która ją wychowała po śmierci rodziców. Młoda kobieta czuje się fatalnie, ponieważ ma wrażenie, że kompletnie nie radzi sobie z życiem. Liczy na to, że w Starym Dreszcznie jej świat wróci na właściwe tory. Następują spotkania z dawnymi przyjaciółmi i nadrabianie straconych lat. Można by rzec, że przyjaźń kwitnie i to jest takie miłe i puchate. Każdy chciałby mieć w zasięgu ręki takich przyjaciół jak Bambi i Kristal. Sława ma ogromne szczęście, że ich ma. Szczególnie w sytuacji, kiedy całkiem niespodziewanie i nagle zza węgła wyskoczyła... draka. Czy mała? No nie wiem, polemizowałabym. Ale na pewno w fińskiej dzielnicy. A dlaczego fińskiej? Nie powiem :D Pewne jest to, że trójka przyjaciół musi szybko odkręcić wspomnianą drakę. Jak tego dokonają? Zdradzę tylko tyle, że mają swoje sposoby... Nastawcie się na gadające chodniki, napadające ludzi kiwi, nietypowe powroty i tajemnice wymagające rozwiązania.  

Każdy element tej historii został przemyślany i ma znaczenie. Jak wzór wełnianego sweterka, każde oczko musi się zgadzać i do siebie pasować (chociaż może nie w przypadku swetrów Bambiego, ale to osobna historia). Bohaterowie z pokolenia młodszego, bohaterki z pokolenia ciut starszego, nietypowe imiona (nie macie pojęcia, jak BARDZO nietypowe), fantastyczne stwory, które znienacka atakują Bogu ducha winnych przyjaciół... oj, dzieje się. Stare Deszczno tylko z pozoru jest sennym miasteczkiem, w którym wieje nudą.

Jeśli lubicie lekko zwariowane powieści z domieszką fantastycznych zdarzeń i dużą dawką humoru, to "Mała draka w fińskiej dzielnicy" będzie dla Was idealna. Relaks i dobry humor gwarantowane! 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Mięta


wtorek, 25 czerwca 2024

"Rok 2022" Wojciech Kulawski - recenzja


Tytuł: "Rok 2022"
Autor: Wojciech Kulawski
Gatunek: kryminał z wątkami paranormalnymi  i politycznymi
Liczba stron: 460
Wydawnictwo: Nocą

Moja ocena: 5/6

Nowa książka Wojciecha Kulawskiego to kryminał z wątkami paranormalnymi i politycznymi. O ile polityki w powieściach nie lubię (chociaż tutaj nie było jej wiele, więc przetrwałam), o tyle duchy, zjawy i potępione dusze wpasowują się w mój gust czytelniczy całkiem zgrabnie.

W kraju szykuje się rewolucja w temacie szumnie określanym mianem praca dobrowolna. W skrócie chodzi o to, że mają powstać specjalne ośrodki, które będą przygotowywać ludzi do bycia pracownikami idealnymi, a pracodawcy będą mogli przebierać w ofertach i decydować się na te najbardziej im odpowiadające osoby, a następnie je zatrudniać. Brzmi całkiem nieźle, jednak po głębszym zastanowieniu trochę trąci to niewolnictwem... Dziennikarz Adam Wolański otrzymuje od swojego szefa propozycję nie do odrzucenia. Mianowicie jego zadaniem ma być wejście wraz z kilkoma innymi ochotnikami do takiego testowego ośrodka i napisanie artykułu na temat zasad tam panujących, ale przede wszystkim ma pogrążyć obecny rząd, bo to pomysł polityków będących aktualnie u władzy, a zbliżają się wybory i pojawia się realna szansa na zmianę przy korycie.  

Kiedy dziennikarz po szaleńczej jeździe przez las ląduje na drzewie i traci przytomność, budzi się w izolatce i z przerażeniem zdaje sobie sprawę z tego, że niczego nie pamięta. Nie wie, co tam robi, ani jak się tam znalazł. W końcu dowiaduje się, że bierze udział w szkoleniu, a przebywa w dworku zaadaptowanym na wspomniany ośrodek. Znajduje wskazówki, które sam sobie zostawił, kiedy jeszcze wiedział, kim jest, ale teraz kompletnie nie potrafi ich powiązać w sensowną całość. Kolejnym zaskoczeniem jest fakt, iż uczestnikom szkolenia nie wolno opuścić tego miejsca, chociaż mieli zagwarantowaną opcję natychmiastowej rezygnacji z udziału w programie. Tymczasem dworek okala mur z zasiekami pod prądem. Zaczyna się robić naprawdę ciekawie w momencie, kiedy Wolański poznaje dziwnych mieszkańców dworku. Widuje ich w określonych miejscach i sytuacjach, ale szybko orientuje się, że są to ludzie nie z tej epoki. Kim jest rodzina Rozenbergów, do której należał dworek? Kto zginął i dlaczego o tę śmierć oskarżono Wolańskiego? Czy dziennikarzowi uda się wydostać z ośrodka i skompromitować twórców rządowego programu pracy dobrowolnej? 

W powieści dzieje się sporo i to w dość szybkim tempie. Najbardziej pochłonęły mnie fragmenty dotyczące kontaktów Adama z duchami mieszkańców dworku i rodzinnego skarbu oraz zbrodni sprzed lat. Lubię takie klimaty i byłam bardzo ciekawa, jak autor poprowadzi ten wątek. 

Sam pomysł stworzenia programu pracy dobrowolnej daje do myślenia. Niby zacny plan, który mógłby wielu ludziom pomóc w godnym życiu, ale z drugiej strony czy dojrzeliśmy do tego, aby tak dalece ingerować w życie podwładnego? Podejrzewam, że taka praca całą dobę i nieograniczone prawa do pracownika szybko zamieniłyby się w wykorzystywanie, czyli zwyczajne niewolnictwo.

Nie do końca podobały mi się postacie kobiet, które w obliczu nowego pomysłu natychmiast przestawiły się na tryb seksualnych niewolnic i nawet cieszyły się z takiej możliwości. To trochę krzywdząca perspektywa dla tych kobiet, które nigdy by się na coś takiego nie zdecydowały, ale takich postaci w tej powieści nie ma.

Na koniec dodać muszę, bo inaczej się uduszę, że redakcja i korekta miały chyba bardzo mało czasu na pracę nad tekstem. Szkoda, bo jest wart tego, by się nim dobrze zaopiekować, aby nie mierził czytelników przegapionymi babolcami.

Podsumowując, polecam lekturę na wakacyjny wyjazd czy relaks w domu. Świetnie się czyta, a Wolański da się lubić. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorowi


sobota, 22 czerwca 2024

"Piastunka letnich snów" Joanna Szarańska - recenzja

Tytuł: "Piastunka letnich snów"
Autor: Joanna Szarańska
Gatunek: powieść obyczajowa, romans
Liczba stron: 393
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Cykl: Leśne pejzaże, tom 2

Moja ocena: 5/6

"Piastunka letnich snów" to dalsze losy Marii, która wraca do niewielkich Granic, aby odtworzyć nadgryzioną zębem czasu "Malarkę wiosennych łąk". Skarb Krystynki znalazł się we właściwych rękach i powoli nabiera kolorów.

Granice, będące głównym miejscem akcji, to niewielka miejscowość pełna spokoju i dobrej energii. Domek Krystynki zaś to dla Marii bezpieczna przystań, w której czuje się na tyle dobrze, że wraca do malowania. Ukochana pasja znów sprawia jej przyjemność, a korzysta na tym księga stworzona przed laty przez matkę Krystynki. 

W tym tomie autorka opisuje kolejne dni Marii wypełnione letnimi barwami, zapachami i widokami. Oprócz tego czytelnik dostaje cały wachlarz emocji i tworzących się nieśmiało relacji. Dni w Granicach mijają leniwie i sielsko, a szkicownik malarki powoli zapełnia się ilustracjami. Przy okazji pobytu w chatce Krystynki Maria odwiedza okolice siedliska Kacpra Kosińskiego, a ich znajomość nabiera rumieńców. Nawet mała Juleczka, córka mężczyzny, zdołała polubić kobietę. Co wyniknie z tej relacji? 

Kolejny wątek powieści skupia się na rodzinie Marii, jej byłym mężu i pełnoletniej już córce, Aleksandrze. Miłość matczyna Marii zostaje wystawiona przez Olę na trudną próbę. Okazuje się, że miłość faktycznie bywa ślepa, a serce nie sługa. Jakie rewelacje dziewczyna zafundowała rodzicom?

Niespieszna akcja pozwala w spokoju wędrować po ścieżkach Granic, słuchać rozmów i przypatrywać się działaniom bohaterów. Jeśli potrzebujecie chwili odpoczynku, historia opisana w tym cyklu będzie idealna.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona


niedziela, 16 czerwca 2024

"W drogę, Trzykrotki" Katarzyna Kielecka - recenzja [PREMIEROWA]


Tytuł: "W drogę, Trzykrotki!"
Autor: Katarzyna Kielecka
Gatunek: powieść obyczajowa
Liczba stron: 360
Wydawnictwo: Szara Godzina
Cykl: Trzykrotki, tom 2

Moja ocena: 6/6

Szalone Trzykrotki powracają! Drugi tom przygód zwariowanych przyjaciółek, Aleksandry, Kamilli i Katarzyny, jest jeszcze bardziej naszpikowany niesamowitymi zdarzeniami, które przytrafiają się kobietom właściwie codziennie. Jakim cudem jeszcze się nie pozabijały? Otóż... śmiem twierdzić, że to dzięki absolutnie najprawdziwszej przyjaźni w czystej postaci, która je łączy.

Akcja drugiej części rozgrywa się trzy lata po pierwszej. Trzykrotki nabrały ochoty na kolejny wyjazd kamperem, ale tym razem z połówkami. Panowie nie są szczęśliwi z tego powodu, ale ostatecznie pomysł zostaje przyjęty i rozpoczynają się przygotowania do wycieczki życia. Kiedy wszystko układa się za dobrze, wiadomo, że coś za chwilę strzeli. Tym razem strzeliło z hukiem, a w poświacie fajerwerków na scenę wkroczył... mały demon Odorek i zamordował piękny plan wycieczkowy dziadków Paliwodów oraz ich przyjaciół. Męska część wyprawy nie zmartwiła się nagłymi zmianami, albowiem na horyzoncie pojawiła się taka opcja, która zarówno Mateusza, jak i Iwa wprowadziła w stan euforii, natomiast ich połowice zmontowały całkiem nowy skład i mimo wszystko wyruszyły w drogę. Co wyniknęło z wycieczki trzech emerytek, jednej młódki i niespełna trzylatka? Mogłabym stwierdzić, że tego nie da się opisać słowami, jednak Autorce zdecydowanie się udało. 

Jest w tej opowieści moc i energia, bohaterki zaliczają przeróżne wtopy, z których wychodzą zazwyczaj obronną ręką, ewentualnie biorą na klatę to, co przynosi los. Można im pozazdrościć optymizmu i umiejętności trzymania się razem mimo chwilowych zawirowań i fochów różnego formatu.  

Przy okazji wędrówki z żeńsko-dziecięcą ekipą zwiedzamy piękne miejsca na ich trasie, a w przypadku wątku męskiego - poznajemy losy historycznych postaci, o których raczej nie usłyszy się w szkole na lekcji. Styl opowieści przypominał mi bardzo ten preferowany przez Wojtka Drewniaka w serii "Historia bez Cenzury". Z przyjemnością uczyłabym się historii opowiadanej w takim luźnym klimacie.          

Zdecydowanie polecam Wam tę powieść, choć jeśli nie czytaliście pierwszego tomu, to radzę zacząć od niego. Uśmiejecie się, może podniesie Wam się momentami ciśnienie, gwarantuję również odrobinę sensacji, a jakże. Dowiecie się, kim jest mały demon i jakim cudem znalazł się w ekipie kampera, a także jaką rolę odegrała w tej historii Elżunia Bośniaczka. Naprawdę warto sięgnąć!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Szara Godzina


niedziela, 9 czerwca 2024

Tajemnica Domu Helclów Maryla Szymiczkowa - recenzja


Tytuł: "Tajemnica Domu Helclów"
Autor: Maryla Szymiczkowa
Gatunek: kryminał retro
Liczba stron: 288
Wydawnictwo: Znak Literanova
Cykl: Profesorowa Szczupaczyńska Zofia, tom 1

Moja ocena: 6/6

Cała seria kryminałów retro z profesorową Szczupaczyńską w roli głównej czeka na moim czytniku na swoją kolej. Tom pierwszy już za mną i muszę przyznać, że chociaż pani profesorowa bywa irytująca w swoim zadufaniu, to jednak polubiłam tę postać i chętnie przeczytam również kolejne śledztwa przez nią prowadzone.

Akcja powieści rozgrywa się w dziewiętnastowiecznym Krakowie, za czasów Jana Matejki i Henryka Sienkiewicza. Pewnego dnia w domu spokojnej, choć z czasem okaże się, że jednak bardziej niespokojnej, starości zostają znalezione zwłoki jednej z pensjonariuszek. Niedługo później pojawia się druga ofiara. Profesorowa Szczupaczyńska akurat zajmuje się organizacją loterii na rzecz dzieci chorujących na gruźlicę i do współpracy zaprasza między innymi siostry zakonne opiekujące się staruszkami w tytułowym Domu Helclów. Wizyty w ośrodku stają się przykrywką dla prowadzonego przez Szczupaczyńską amatorskiego śledztwa. Kolejne rozmowy naprowadzają kobietę na nowe tropy, a czytelnik wędruje wraz z nią i śledzi kolejne ruchy. Czy jeszcze ktoś zginie, zanim samozwańcza śledcza odkryje mordercę? Komu przeszkadzają bezbronne staruszki?

Świetny styl duetu pisarskiego, ukrywającego się pod pseudonimem Maryla Szymiczkowa, porywa czytelnika w świat starego Krakowa. A mnie wciąż tłukła się po głowie myśl: jak dwóch facetów mogło tak genialnie odmalować postać kobiecą? Upierdliwa do bólu, złośliwa, bystra i spostrzegawcza. No strach się bać! :D Nie wiem czy Szczupaczyńskiej bliżej do Herculesa Poirota w spódnicy, czy do mojej ukochanej panny Marple. Może ma po trosze z każdego z nich. W każdym razie bohaterka jest świetnie skrojona, charakterek również ma niezgorszy i naprawdę da się ją lubić. Krakowianka, dama z epoki.

Tło społeczno-historyczne jest rewelacyjnie opisane, pełne wydarzeń historycznych, o których raczej nie mówi się w szkole na historii, więc z ogromnym zainteresowaniem czytałam na przykład o śmierci i pogrzebie Jana Matejki.

Mam nadzieję, że wkrótce będę mogła sięgnąć po kolejny tom i znów spędzić z profesorową Szczupaczyńską trochę czasu. Polecam, jeśli lubicie kryminały z dużą dawką humoru i rozbudowaną warstwą społeczną, za to bez flaków i krwi.

niedziela, 2 czerwca 2024

"Osada" Michał Śmielak - recenzja


Tytuł: "Osada"
Autor: Michał Śmielak
Gatunek: thriller
Liczba stron: 320
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska

Moja ocena: 5/6

Ach, ten Śmielak! Kolejna duszna historia pełna niejasności i tajemnic, a napięcie nie odpuszcza ani na chwilę. Aż żal, że się skończyła.

Akcja powieści rozgrywa się dwutorowo, w latach siedemdziesiątych oraz współcześnie. Bardziej przemówiła do mnie historia z czasów zimy stulecia, z przełomu lat 1978/1979. Niewielka wioska, tytułowa osada, zostaje odcięta od świata zwałami wciąż padającego śniegu. Milkną telefony, drogi są nieprzejezdne i raczej nikt się w najbliższym czasie do takich niewielkich wiosek nie przebije. Wojsko czy milicja mają inne priorytety. Niewielkie osady są na końcu listy, a ich mieszkańcy są zdani sami na siebie. 

Współczesny wątek to śledztwo prowadzone przez policjantów z Archiwum X, zajmujących się sprawami, których nie udało się rozwiązać. Wątki łączy postać Jana Rysia, który w czasie zimy stulecia zdążył wrócić do domu na święta i wraz ze wszystkimi utknął w rodzinnej wiosce. Pojawiające się ofiary zmuszają mężczyznę do podjęcia działań w kierunku ustalenia, kto morduje mieszkańców osady. W tak zamkniętym środowisku podejrzani są wszyscy. Morderca przecież nie mógł się ani wydostać, ani dotrzeć do osady, a więc winny musi być ktoś z mieszkańców. Czy Rysiowi uda się znaleźć zabójcę, zanim zginą kolejne osoby?

Opinie o tej książce są różne. Jednym się podobała, innym wcale, jeszcze inni natrafili na przeróżne nieścisłości historyczne czy fabularne. Mnie też kilka takich babolców wpadło w oko, szkoda, że redakcja ich nie wyłapała, jednak myślę, że nie jest to zła książka. Podobał mi się ten duszny, klaustrofobiczny wręcz klimat, tajemnice i zwodzenie czytelnika. Tory czasowe również zazębiały się w taki sposób, że trudno było odłożyć książkę. Może finał trochę naciągany, ale ogólnie uważam, że to kawał dobrego thrillera. 

Liczyłam na dobrą rozrywkę i taką dostałam.