Moja ocena: 6/6
Kojarzycie takie malowanki, które wypełnia się kolorami według podanego wzoru barw? Początkowo widzimy tylko kontury, ale nie da się wyobrazić sobie, jak obrazek będzie wyglądał, kiedy wszystkie barwy znajdą się już na swoim miejscu. Z taką malowanką skojarzyła mi się praca Irene Martin, Francuzki, która pewnego dnia zupełnie przypadkiem dołączyła do ekipy MSP, Międzynarodowej Służby Poszukiwawczej w niemieckim miasteczku Bad Arolsen. A może to wcale nie był przypadek?
Irene zgłosiła się do MSP pod wpływem impulsu, kiedy poszukiwała pracy. Zaważyło to, że poszukiwano osoby znającej biegle francuski. Nie spodziewała się wtedy, jak bardzo ta posada namiesza w jej życiu i jak wiele w nim zmieni. Nowa praca szybko stała się misją i praktycznie całym jej życiem. Podejmowane działania wywoływały w niej wiele emocji i rodziły mnóstwo dylematów głównie natury etycznej i moralnej, jednak nigdy się nie poddawała i nie ustawała w prowadzonych poszukiwaniach.
W Bad Arolsen, siedzibie MSP, znajduje się mnóstwo przedmiotów, z których każdy ma swoją wciąż nieodkrytą historię. Najczęściej były one własnością ludzi, którzy już nie żyją, jednak pracownicy tej organizacji odkrywają kolejne fakty i skrupulatnie podążają śladem odkrytych informacji o danym człowieku lub jego rodzinie. Czy został wywieziony do obozu? Gdzie się ukrywał? Czy mieszkał w gettcie? Kim był? Czy przeżył wojnę? Czy żyje ktoś, z jego rodziny, kto mógłby chcieć przyjąć przedmiot jako cenną pamiątkę? Oto pytania, na które musiała odpowiadać Irene, szukając śladów.
Szmaciana laleczka, chusteczka do nosa z wyjątkowym haftem, medalion z Matką Boską i rysunek ślicznego chłopczyka to właśnie te przedmioty, które trafiły do rąk Irene, dzięki czemu zyskały szansę na powrót do prawowitych właścicieli albo chociaż do ich potomków. Splecione misternie wątki opisujące te tajemnicze przedmioty są pełne emocji i wywołują drżenie serca. Irene poświęca cały swój czas nieznanym ludziom, którzy powoli pojawiają się na malowanej przez nią historii ich życia, nabierają barw i ożywają pod wpływem rozmów, które przeprowadza, i dokumentów, które niejednokrotnie wykopuje prawie spod ziemi. Niesamowite było to, że czasami wystarczyło nawet jedno słowo, by Irene mogła ruszyć dalej w swojej wędrówce do celu. Wyobraźnia podczas lektury pracuje na pełnych obrotach i właśnie tutaj pojawia się wspomniana na początku malowanka po kolorach.
Przez cały czas czytania książki i uczestniczenia w poszukiwaniach prowadzonych przez Irene, zastanawiałam się, czy opisywani bohaterowie żyli naprawdę. I czy żyła Irene. Autorka napisała w podziękowaniach, że stworzyła te postaci, jednak posiłkowała się dokumentacją historyczną, dlatego ich losy są realistyczne, a towarzyszenie Irene w jej śledztwach pozwoliło mi odwiedzić wiele miejsc związanych z wojną i poznać mnóstwo szczegółów z życia prawdziwych wojennych ofiar. Chociaż jest to stworzona w wyobraźni autorki powieść, jej fabuła na długo zostanie w moich myślach.
I na koniec jeszcze jedno. To jest debiut tej pisarki i dla mnie to prawdziwa perełka literatury wojennej, chociaż akcja rozgrywa się współcześnie. Te bezcenne przedmioty zabierają czytelnika w przeszłość.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)