poniedziałek, 10 grudnia 2018

"Nie całkiem białe Boże Narodzenie" Magdalena Knedler - recenzja



Grudzień zdecydowanie wymaga przeczytania książki świątecznej, więc uznałam, że nadeszła wreszcie pora na kolejną powieść Magdaleny Knedler. Co mówicie? Że to nie jest książka świąteczna? No jak to nie jest? Okładka w lelenie jest? Jest! No to co, że trupie czaszki też są? Wkomponowały się idealnie :D Czas akcji również się zgadza. W końcu bohaterowie czekają na Boże Narodzenie. A że w ciut przerażającej atmosferze? Cóż zrobić... 

Olga Mierzwińska przyjeżdża do pensjonatu Mścigniew, usytuowanego na odludziu, aby spokojnie spędzić nadchodzące wielkimi krokami Święta Bożego Narodzenia. Dlaczego zdecydowała się na samotny wyjazd zamiast spędzić ten świąteczny czas z rodziną? Głównie dlatego, że bała się wracać do rodzinnej wsi po porażce, którą poniosła w jednym z najpopularniejszych programów rozrywkowych. Cała Polska widziała, jak odpadła podczas muzycznego show na żywo i była pewna, że to wydarzenie wiązałoby się z przykrymi komentarzami sąsiadów, których nie chciała słuchać. Jedynym rozwiązaniem był więc wyjazd gdzieś, gdzie nikt jej nie zna. Wybór padł na pensjonat, którego właścicielem był Tomasz Malanowski. Na miejscu okazało się, że nie ona jedna skorzystała z oferty świątecznej. Właściwie wszystkie pokoje były już zajęte przez amatorów bezstresowego spędzania świątecznego czasu. Każdemu chyba marzy się przeżywanie Bożego Narodzenia bez nerwów związanych z wszystkimi przygotowaniami. I było naprawdę nieźle, do momentu, w którym Olga znalazła... topielca. Policja uznaje tę śmierć za wypadek. Nie wszyscy jednak są tego samego zdania. Poza tym nie mija wiele czasu, a nasza bohaterka znajduje kolejnego denata, choć właściwie ten przez chwilę jeszcze żyje, kiedy kobieta natrafia na niego podczas spaceru, niedaleko pensjonatu. Robi się naprawdę upiornie...

W wyniku śmierci jednego z gości, niejakiego Heinego Steinera, w pensjonacie pojawiają się dwaj mężczyźni, Grzegorz i Wojciech. Jeden z nich to podinspektor z Komendy Powiatowej Policji we Wschowie, a drugi - prywatny detektyw. Panowie są przyjaciółmi, chociaż ich drogi rozeszły się jakiś czas temu. I są, rzecz, jasna, "na urlopie", a o ich profesjach czy celu przybycia nikt w pensjonacie nie ma pojęcia. Jedynie Olga odkrywa prawdę, co pozwala jej uczestniczyć w tajnych działaniach operacyjnych mężczyzn. W toku prowadzonego śledztwa pojawia się coraz więcej trupów w szafie i okazuje się, że nikt nie jest tak do końca kryształowo czysty i niewinny...

Niesamowicie lubię czytać Magdę Knedler. Dlaczego? Trudno określić to w skrócie. O tym, jakim pięknym językiem posługuje się autorka, pisałam już we wcześniejszych recenzjach i podtrzymuję swoje zdanie w tym temacie. Cud, miód i orzeszki, no :-) Innym z powodów jest płynność czytania, jaką osiągam podczas lektury jej powieści. Na czym polega owa płynność? W moim przypadku głównie na tym, że nie zgrzytam zębami, kiedy w co trzecim akapicie natrafiam na źle odmienione wyrazy, literówki czy zjedzone litery. Dobra, tutaj też je znalazłam (bo przecież nie byłabym sobą, nie? :D), ale jakieś 10 błędów na 343 strony to naprawdę pryszcz. Zatem - płynęłam sobie przez kolejne rozdziały z błogim uśmiechem na twarzy, ewentualnie chichrając się przy dialogach wspomnianej Olgi i dwóch śledczych. Bardzo spodobała mi się relacja kobiety i podinspektora Grzegorza, wcale nie romansowa, nie liczcie tutaj na taki wątek. Fabuła zmierza w zupełnie innym niż miłosny kierunku. 

Bohaterowie zostali stworzeni z dbałością o wszelkie szczegóły i opisani bardzo plastycznie. W trakcie lektury pojawiali się w mojej wyobraźni zupełnie naturalnie. Autorka dawkowała informacje z nimi związane, aby niepostrzeżenie wpleść je w fabułę i dostarczyć czytelnikowi materiału do rozmyślań. Tu właśnie jest ukryty klimat powieści Agathy Christie. Wraz z pisarką zmierzamy powoli do celu, odkrywając fakty z życia poszczególnych postaci, by w kulminacyjnym punkcie poskładać wszystkie elementy układanki (albo nie :D) i poznać zakończenie. Przebywamy w pensjonacie, a więc na zamkniętym terenie, i mamy do dyspozycji określoną liczbę podejrzanych. Wśród nich ukrywa się morderca. Kto nim jest? I jaki miał motyw? Czy dwie zbrodnie mają ze sobą coś wspólnego? 

Humorystyczne sytuacje i dowcipne dialogi, napięcie rosnące z każdą stroną, wiszący nad głową topór ukrywającego się wśród gości mordercy, kłamstwa i niedomówienia to tylko mały wycinek tego, co czeka Was, jeśli sięgnięcie po tę powieść. Ja bawiłam się świetnie!  

I na zakończenie, wiecie co jest najfajniejsze w tej powieści? Przytoczę fragment (spokojnie, żadnych spojlerów nie będzie!): " (...) Aha, Grzechu... Chyba mam dla nas kolejną sprawę." Rozumiecie, co to oznacza? ;-)


Za możliwość przeczytania książkę dziękuję Wydawnictwu Novae Res

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)