Moja ocena: 6/6
Co to była za historia! Do tego jeszcze przeczytana przez Filipa Kosiora, więc absolutny sztos.
Millie Calloway dostaje pracę w domu państwa Winchester. Chociaż nie wierzyła w to, że szczęście może się do niej uśmiechnąć po tym, jak spędziła kilka lat w więzieniu, udało się i kiedy przekroczyła próg ogromnego domu rodziny Winchesterów, była pewna, że od tej chwili będzie już tylko lepiej. Do jej obowiązków należało sprzątanie, gotowanie, robienie zakupów i opieka nad córką pracodawców. Obowiązki nie były dla niej żadnym problemem, chociaż nie przepadała za rozpuszczoną jak dziadowski bicz dziewczynką i nie mogła pojąć, jak można być tak niesamowitą fleją, jaką była pani domu. Nina potrafiła zrobić chlew z pięknego wnętrza w kilka minut, a do tego wciąż wmawiała Millie rzeczy, które nie miały miejsca. Dziewczynie nie było łatwo nadążyć za życzeniami gospodyni, ale dobrze płatna praca była dla niej tak ważna, że była gotowa na wiele poświęceń, aby jej nie stracić. Czy jednak wszystkie jej wyrzeczenia i znoszenie humorów Niny były tego warte?
Z czasem Millie zaczyna odczuwać pociąg do męża Niny, Andrew. Początkowo tylko współczuje mężczyźnie, że utknął w związku z tak irytującą kobietą, dyscyplinując samą siebie, jednak wkrótce role się odwracają, a Millie zaczyna cieszyć się życiem, o którym od zawsze marzyła. Czy jednak właśnie o to jej chodziło? Ile musiała poświęcić, aby zająć miejsce swojej pracodawczyni?
Z zaciekawieniem słuchałam kolejnych rozdziałów, ponieważ chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, jak potoczą się losy bohaterów. Podejmowane przez nich decyzje i wywołane konsekwencje tworzą sieć intrygujących zdarzeń. Autorka od samego początku umiejętnie budowała napięcie i stosowała zwroty akcji, które podkręcały atmosferę niepokoju.
Na pewno sięgnę po kolejne tomy cyklu.