„Najciekawsze
są tajemnice, których nie zdołano poznać”.
Nie
mam zielonego pojęcia jak to się stało, że powieść Macieja Siembiedy „Miejsce i
imię” spędziła na mojej półce tak dużo czasu, zanim po nią sięgnęłam. Na szczęście
błąd ten ostatnio naprawiłam i bardzo jestem zadowolona ze spędzonego z tą
książką czasu.
„Miejsce
i imię” to drugi tom cyklu o byłym prokuratorze IPN Jakubie Kani. Tym razem
Kuba otrzymuje zlecenie odnalezienia grobu holenderskich Żydów, którzy zginęli
w obozie koncentracyjnym na Górze Świętej Anny. Miejsca złożenia zwłok
poszukują jubilerzy z pewnej prywatnej organizacji żydowskiej. Kierują się
potrzebą serca i chęcią położenia na tym miejscu pamiątkowej tablicy nagrobnej.
Dzięki temu dadzą pomordowanym pobratymcom „miejsce i imię”. Jakub, rzecz
jasna, nie zastanawia się długo. Podejmuje wyzwanie i rozpoczyna śledztwo,
chociaż nie spodziewa się, do jakich rewelacji się dokopie.
Przygodę
z tą lekturą rozpoczynamy w Amsterdamie lat czterdziestych, mieście słynącym z
genialnych szlifierzy diamentów. Później, z każdym kolejnym rozdziałem, zaliczamy
przeskoki w czasie i przestrzeni między współczesnością a czasami II wojny
światowej, a także latami dwudziestymi poprzedniego stulecia. Opisywane
wydarzenia wiążą się ze sobą na różnych poziomach. Sieć tych powiązań jest
momentami tak misterna, że trzeba się skoncentrować, by nie pominąć istotnych
dla zrozumienia fabuły szczegółów.
Miejsce,
wokół którego rozgrywa się większość opisywanych zdarzeń, to Góra Świętej Anny
i usytuowany tam w czasach wojny obóz koncentracyjny. Głównym zajęciem więźniów
było budowanie autostrady, jednak hitlerowcy znaleźli świetny sposób na biznes.
Do obozu sprowadzili potajemnie żydowskich szlifierzy diamentów i umożliwili im
wytwarzanie brylantów w specjalnie do tego celu stworzonej Strefie Wydzielonej.
Wraz ze szlifierzami do obozu trafił również Dawid Schwartzman, skazany na
dożywocie. W jaki sposób stał się Johanem Pinto i trafił do Annabergu, tego nie
zdradzę. To świetny wątek, który zdecydowanie musicie poznać sami.
Wraz
z Jakubem Kanią nad sprawą pracuje oficer ABW Teresa Barska (której powiedzonka są bardzo ciekawe), a sporo krwi napsuje
mu niejaki Wiesław Paluch, przez którego Kuba stracił posadę prokuratora w IPN.
Czy wszyscy oni mają ten sam cel, którym jest odnalezienie miejsca pochówku
holenderskich Żydów?
Maciej
Siembieda wykonał kawał dobrej roboty. Powieść jest dopracowana i podparta
solidnym researchem. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że książka napisana jest
piękną polszczyzną. Dla mnie jakość tekstu jest równie ważna, co fabuła, ponieważ dzięki temu mam pełen komfort podczas lektury.
Autor
pisze w posłowiu, że „Miejsce i imię” to opowieść fikcyjna, jednak inspirowana
wydarzeniami prawdziwymi. Czym jest słynny na cały jubilerski świat czarny
szlif? Kim jest Edyta Rhode? W jaki sposób Paluch będzie próbował przeszkodzić
Kani w odnalezieniu szczątków Holendrów? I kto tak naprawdę zlecił to zadanie? Co
jest prawdą, a co powstało w wyobraźni autora? Tego wszystkiego dowiecie się z
powieści.
Tytuł: „Miejsce i
imię”
Autor: Maciej
Siembieda
Gatunek: sensacja,
thriller
Liczba stron: 488
Wydawnictwo:
Wielka Litera
Cykl: Jakub Kania,
tom 2
Moja ocena: 6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)