niedziela, 25 czerwca 2017

"Altowiolista" Jan Antoni Homa - recenzja

Tytuł: "Altowiolista"
Autor: Jan Antoni Homa
Gatunek: kryminał
Liczba stron: 364
Wydawnictwo: Sol



Przyciągająca wzrok okładka i intrygujący opis - te dwa elementy sprawiły, że sięgnęłam po "Altowiolistę". Autor jest muzykiem, zatem nie dziwi wykorzystany w powieści pomysł. Główny bohater, Bartosz Czarnoleski, jest "wolnym strzelcem" bez stałego zatrudnienia. Aktualnie gra w orkiestrze, która przygotowuje się do ważnego koncertu. 

Postać Bartka została opisana przez autora dość dokładnie. Mamy do czynienia z młodym mężczyzną przed trzydziestką, który wciąż nie ułożył sobie życia, do tego jeszcze uratował przez niechybną śmiercią ogromnego psa - wilka. Przygarnięcie Estona oraz jego regularne ćwiczenia na altówce doprowadziły do tego, iż właściciele wynajmowanego przez niego maleńkiego mieszkanka, zażądali, by się wyprowadził. Niesamowitym zbiegiem okoliczności Bartek spotyka na ulicy nieznajomego antykwariusza, który orientuje się w ciężkiej sytuacji mieszkaniowej mężczyzny i oferuje mu mieszkanie na poddaszu swojej kamienicy. Ma jednak warunek - muzyk musi regularnie grać, ponieważ on i jego żona uwielbiają dźwięk prawdziwego instrumentu... Bartek ledwo wierzy w swoje szczęście i z ochotą przenosi się do nowego lokum. Nie wiem jeszcze, że wkrótce pomoc starszego mężczyzny będzie wręcz nieoceniona...

Orkiestra Bartka ma zagrać pod batutą znanego dyrygenta, Damiana Rucacellego. Kiedy jednak Bartek przed koncertem udaje się na spacer z psem, staje się mimowolnym świadkiem napadu na maestra. Scena, którą obserwuje mężczyzna, nie jest wolna od pewnej dawki dramatyzmu. Dyrygent wyraźnie popadł w konflikt z dwoma mężczyznami i szerokim ruchem wyrzucił coś do jeziora! Ten ruch stał się sygnałem dla Estona, który prawdopodobnie był wcześniej szkolony do takich akcji. Pies w kilku susach dopadł wody, wyłowił pudełeczko i przyniósł je Bartkowi, po czym ruszył przed siebie, odesłany przez mężczyznę do domu. Bartek zaś skrył się w zaroślach, co uniemożliwiło napastnikom powiązanie go z psem. Po odejściu napastników, muzyk czym prędzej sprawdził co z leżącym bez życia dyrygentem. Został pchnięty nożem i nie wygląda to dobrze. Wezwana przez Bartka karetka zabiera nieprzytomnego dyrygenta do szpitala, gdzie mężczyzna wprawdzie zostaje uratowany, jednak znajduje się w stanie śpiączki. Tymczasem altowiolista nie podejrzewa nawet, w jak wielkie tarapaty wplątał go niechcący jego pupil, wyławiając z wody tajemnicze pudełeczko, w którego wnętrzu kryła się... batuta. Ponieważ w głębi duszy muzyka kryła się również żyłka detektywa, postanowił on samodzielnie dojść do rozwiązania zagadki. Początkowo wydawało mu się, że chodzi po prostu o jakieś porachunki dyrygenta z nieznajomymi napastnikami, jednak z czasem, drogi Czytelniku, przekonasz się, że zagadek jest znacznie więcej i sięgają naprawdę daleko wstecz, aż do czasów przedwojennych...  

Przede wszystkim muszę napisać, że lektura ta jest naprawdę specyficzna. Gdybym miała podzielić ją na trzy równe części i określić, w którym momencie zaczęło się wreszcie coś dziać, to powiedziałabym, że dopiero w tej trzeciej, ostatniej. Z jednej strony lepiej późno niż wcale, ale z drugiej strony muszę przyznać, że jak już się wreszcie akcja rozkręciła, to nie mogłam się oderwać, dopóki nie przeczytałam ostatnich słów. Może ktoś nazwałby to stopniowaniem napięcia, ale dla mnie jednak za duży był przeskok od "nic się nie dzieje" do "lecimy na łeb na szyję".

Biorąc pod uwagę fakt, iż Jan Antoni Homa jest skrzypkiem, nie dziwi mnie to, że tworząc postać Bartka, wykorzystał powszechnie znane, raczej prześmiewcze, podejście świata muzycznego do altowiolistów. Główny bohater ma jednak do siebie dystans i sam z siebie niejednokrotnie żartuje, co świetnie uzupełnia muzyczno-kryminalną fabułę o akcenty humorystyczne. 

Również język, którym operuje autor, jest niecodzienny, rzecz by można niedzisiejszy. Muszę się przyznać, że były słowa, które czytałam po raz pierwszy w życiu. Bo któż dziś używa wyrazów typu imponderabilia, progenitura, ekspiacja czy indagacje? To tylko przykład wielu kwiatków, które kryje tekst powieści. Spodziewajcie się, na przykład, że antykwariusz, po przeżytym szoku, "odzyska kontrolę nad strunami głosowymi, aby kontynuować wypowiedź", a Bartek postanowi sobie bezwzględnie "powściągnąć cugle wyobraźni". Porównując "Altowiolistę" z obecnymi na rynku nowościami, niewiele z nich może się pochwalić tak kwiecistym językiem. Rzecz jasna, można w trakcie lektury natknąć się również na wulgaryzmy, ale są one idealnie wyważone i zwyczajnie konieczne. 

Minusem były (dla mnie, bo kogoś ta tematyka może bardziej interesować) zdecydowanie przydługie opisy różnych wynikających z fabuły spraw muzycznych i wyjątkowo dłużące się przemyślenia Bartka. Przyznaję się bez bicia, że je po prostu ominęłam :-) Czytałam to, co było mi potrzebne do zrozumienia siatki powiązań. 

Mimo pewnych minusów polecam lekturę, bo jest naprawdę wyjątkowa :-) Już zaczynam polowanie na drugi tom przygód Bartka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)