piątek, 30 listopada 2018

"Napisz do mnie" Lidia Liszewska, Robert Kornacki - recenzja



No właśnie... Kiedy piszecie recenzję przeczytanej książki, od razu macie w głowie, ile punktów jej dajecie? Czy Wasza ocena klaruje się w miarę analizowania powieści i pisania wspomnianej recenzji? Bo u mnie tym razem chyba przeważy ten drugi sposób. Zwyczajnie nie wiem, jak mam ocenić tę opowieść. Może uda mi się na coś zdecydować, zanim dojdę do ostatniego akapitu tego postu.

"Internety" aż huczą od ochów i achów na temat tego debiutu literackiego. Piękna, przyciągająca wzrok okładka (w moim ulubionym kolorze), rekomendacja znanego pisarza (nie zwracam na nie uwagi, ale w tym wypadku chyba powinnam była) i historia chwytająca za serce. Czego można chcieć więcej? Lektura zapowiadała się zatem interesująco, szczególnie dla amatorów romantycznych fabuł, gdzie króluje atmosfera prawdziwej miłości, takiej, wiecie, od pierwszego wejrzenia i na zabój. Dobra, wiem, że to nie do końca moja bajka. Za mało trupów i rozlewu krwi, za dużo eterycznych zapachów i powłóczystych spojrzeń... ale każdemu należy się szansa, nie? ;-)

Kosma jest dziennikarzem radiowym o magnetycznym głosie, pod wpływem którego kobiety tracą głowę. Matylda to artystka, która marzy, by jej życie stało się ciekawsze i bardziej kolorowe. Oboje po czterdziestce, w związkach i z dorosłymi już dziećmi, doszukują się w szarej codzienności czegoś wyjątkowego. Pewnego dnia Matylda, siedząc w przytulnej kawiarence, pisze list do męża. Taki tradycyjny, odręczny list, na świeżo zdobytej, dość starej lecz wciąż pięknej papeterii. List jest smutny, nostalgiczny, jakby autorka była rozczarowana tym, jak wygląda jej świat. Wkrótce kobieta wychodzi, ale nie zauważa, że list spada na podłogę i zostaje w "Żółtej Ciżemce", aby po pewnym czasie zostać odnalezionym przez... Kosmę. Mężczyzna sięga po kartki leżące pod stolikiem i zaczyna czytać. Słowa tajemniczej nieznajomej skierowane do równie nieznanego mu męża przyciągają dziennikarza i fascynują go. Zaczyna zastanawiać się nad tym, kim jest Pani z Żółtej Ciżemki. Efektem tych rozmyślań jest odpowiedź na znaleziony list, którą Kosma pisze i zostawia u kelnerki, Izy, na wypadek, gdyby tajemnicza kobieta wróciła po swoją zgubę. Na zasadzie "raz kozie śmierć, spróbować nie zawadzi". Rzecz jasna, Kosma ma ogromną nadzieję, że kobieta pojawi się i odpisze. Inaczej nie zadawałby sobie tyle trudu. Śledzimy więc jego oczekiwanie i niecierpliwość, a także towarzyszymy Matyldzie, kiedy po dłuższym czasie pojawia się znów w "Żółtej Ciżemce" i dostaje od kelnerki czekającą na nią odpowiedź od obcego mężczyzny. I dalej już wiadomo, listy się piszą, adresaci naprzemiennie przybywają do kawiarenki po kolejną porcję wieści od tajemniczego korespondenta, a kelnerka Iza robi za skrzynkę pocztową :-)  

Nie będę owijać w bawełnę. Inaczej sobie tę powieść wyobrażałam. Możliwe jednak, że miałam zbyt duże oczekiwania względem niej. Faktem jest, że historia ta mnie nie zachwyciła, a główny bohater irytował mnie straszliwie, więc starałam się czytać tak szybko, jak to możliwe, żeby krócej się denerwować. Pewnie powiecie, że mogłam ją po prostu odłożyć. Owszem, mogłam, problem w tym, że wciąż miałam nadzieję na coś, co mnie w tej powieści urzeknie...  

Może spróbuję napisać kolejno swoje odczucia według punktów. 

1. Narracja
Nie mam na koncie czytelniczym zbyt wielu książek stworzonych przez duet damsko-męski. Może dlatego trudno mi mieć jakieś porównanie, ale w przypadku tej powieści narracje bardzo różnią się między sobą. Podejrzewam, że chodziło o uwypuklenie męskiego i żeńskiego spojrzenia na rozgrywające się wydarzenia. W wywiadzie z Lidią Liszewską przeczytałam, że powieść pisana była wspólnie przez oboje autorów i nie chcą wskazywać konkretnie, co kto napisał. Część tekstu jest delikatna i romantyczna, jak Matylda, a reszta momentami wręcz prostacka i niesmaczna, jak, niestety,... Kosma. Jeśli o to chodziło autorom, to cel został osiągnięty.

2. Bohaterowie  
Pewnie zwolenniczki tej historii powieszą na mnie stado psów, ale nie jestem w stanie polubić tego faceta. No nie, nie i nie. Nikt mi nie wmówi, że to jest normalne, żeby mieć żonę (z którą ma już dorosłą córkę), a jak tylko nadarzy się okazja, iść ochoczo do łóżka z innymi kobietami i uważać to za naturalny stan rzeczy. Ile ich tam było? Zdaje się, że cztery: przyjaciółka ze studiów Anja, spotkana w parku Ewelina, policjantka Ewa i kelnerka Iza. Czytając kolejne rozdziały, kiedy tylko pojawiała się jakaś kobieta, zaczynałam odliczanie, ile czasu zajmie naszemu amantowi dotarcie do ostatniej bazy. Uwierzcie, że niewiele... Kiedy jednak przyłapuje swoją żonę in flagranti, robi jej karczemną awanturę. Wtedy już wskakiwanie komuś do łóżka nie jest ok. Typowe... 
Matylda. Sympatyczna, delikatna i spokojna. Trochę chyba znudzona swoim obecnym życiem i rozczarowana zachowaniem męża, który (uwaga, będzie zaskoczenie fabularne!) zdradza ją bez skrupułów. Co zrobi kobieta w tej sytuacji? Jaką podejmie decyzję w obliczu upokorzenia, na które została narażona przez męża?
Kosma w pewnym momencie opowie Matyldzie o sobie i swoich podbojach. Nie wiem jak Wy, ale nie chciałabym faceta, który tak skacze z kwiatka na kwiatek. Zwyczajnie bałabym się, że nie jestem jedyna. Czy malarka uległa jego czarowi?  
Nie potrafię sobie tych dwojga wyobrazić. I nie wiem, czy po prostu nie zwróciłam uwagi na opisy postaci w trakcie lektury czy ich tam nie było. Nie mam pojęcia, ale faktem jest, że nie pojawił mi się w głowie obraz żadnego z nich. 

3. Fabuła
Spodziewałam się ciekawej opowieści z listami w tle, może z jakąś tajemnicą, zagadką z przeszłości. Listy, owszem, były, ale nie trafił do mnie pomysł na tę historię. Nudziły mnie te podchody, odwiedzanie kawiarenki, czekanie, odpisywanie, zostawianie kolejnych przesyłek u kelnerki w nieskończoność. Zabrakło jakiejś iskry, porywu emocji, czegokolwiek. Powiem szczerze, że z 544 stron poruszyły mnie w pewien sposób te 44 ostatnie, a przez 500 czekałam na cud. 

Wcale nie jestem mądrzejsza niż na początku. I ponieważ nadal nie wiem, jaką ocenę powinnam wystawić tej powieści, to dam neutrala, czyli 3/6. I tak, przeczytam kolejny tom, który już czeka na półce. Mam nadzieję, że bardziej do mnie przemówi :-)


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)