Moja ocena: 5/6
Sięgnęłam po "Siostry z lasu" ze względu na występującą w powieści tematykę słowiańską. Liczyłam na słowiańskie zwyczaje, może trochę na magiczną atmosferę, uniwersum sprzed lat, które zamieszkiwali nasi przodkowie. Czy znalazłam w tej historii wszystkie elementy, które lubię?
Trzy siostry, Tove, Traszka i Bachira, mieszkają w mazurskich lasach z babką zielarką. Staruszka opiekuje się dziewczętami i uczy je trudnej sztuki magicznej. Każda z nich ma inną moc. Traszka jest delikatna i wrażliwa, a jej mocą jest rozumienie mowy zwierząt. Tove jest dynamiczna i porywcza. Długo nie mogła odnaleźć swojej magicznej drogi, ale w końcu dowiedziała się, że jest piastunką kości. Bachira zaś posiada dar przemiany. Umie zmienić siebie lub kogoś innego na przykład w wiewiórkę. Autorka opisuje ich życie i codzienność, w której muszą podejmować przeróżne decyzje, a następnie mierzyć się z ich konsekwencjami.
Tove ulega porywom serca i zakochuje się w niewłaściwym człowieku. Szybko orientuje się, że jest w ciąży. Czterem kobietom zagraża szajka zbójców, przez co siostry muszą uciekać z rodzinnego domu. Podczas wędrówki mają miejsce wydarzenia, które wpłyną na dalsze życie bohaterek.
Akcja powieści toczy się nierównomiernie. Czytamy fragmenty, w których wydarzenia pędzą na łeb na szyję, aby po chwili wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Momentami opisy były dość brutalne. Nie do końca tego się spodziewałam, biorąc pod uwagę, że nastawiłam się raczej na baśniową historię z domieszką magii i prastarych zwyczajów.
Było trochę straszno i momentami mrocznie. Nastawcie się na wątki zahaczające bardziej o ludzki dramat, niż o baśń. Miałam wrażenie, że bohaterki przeżywają pasmo nieszczęść, przez co zabrakło bardziej optymistycznych elementów. Nie polubiłam Tove, która w pewnym momencie wysunęła się na pierwszy plan. Nie wszystkie jej decyzje rozumiałam, ale tak to już jest, że nie siedząc w czyjejś skórze, nie do końca pojmujemy konkretne działania postaci. Śledząc jej losy poznałam kolejnych bohaterów, Gorhana i Irmę. Ta ostatnia przypadła mi do gustu.
Szkoda, że tekst zawiera sporo błędów, włącznie z pomylonym imieniem jednej z bohaterek w kilku miejscach.
Podsumowując, nie jest to typowa słowiańska historia pełna optymistycznej magii. Znajdziecie tutaj sporo smutku, momentami brutalności i trudno się będzie doszukać choćby iskierki nadziei, jakiegoś jasnego promyczka przyświecającego bohaterom. Proponuję, abyście przekonali się sami, czy taka mroczniejsza wersja słowiańskiego klimatu mieści się w Waszym czytelniczym guście.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Skarpa Warszawska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)