Nie
zawsze książki z polecenia trafiają w nasz gust czytelniczy. Niebezpieczeństwo
takich polecajek polega na tym, że każdy z nas oczekuje od danej lektury czegoś
innego. Tym razem skusiłam się na rekomendowaną przez koleżankę książkę, ale nie
ukrywam, że najpierw urzekła mnie jej okładka. Bajkowa i taka jakaś magiczna.
Jednak od razu muszę Was uprzedzić, że treść powieści niewiele ma wspólnego ze
świątecznym klimatem. Owszem, są akcenty, ale jednak nie jest to typowa
lukrowana opowiastka. Zatem pytanie, czy
książka ta spełniła moje oczekiwania?
Głównymi
bohaterkami powieści są dwie przyjaciółki, Lilianna i Kinga. Właściwie kobiety
mają tylko siebie nawzajem, bo rodzice Kingi rzadko się z nią kontaktują, a Lilianna
samotnie wychowuje czteroletnią córeczkę, Nelę. Pewnego dnia Lilka otrzymuje
list od nieznanej kobiety, która przedstawia się jako siostra bliźniaczka jej
zmarłej kilka miesięcy wcześniej babci. Obie z Kingą zastanawiają się jednak,
czy ktoś nie robi sobie głupich żartów. Babcia Janka nigdy nie rozmawiała z
Lilką o swojej siostrze. A może to Lilka za mało pytała o przeszłość starszej
pani? Przychodzące co jakiś czas listy pełne są tęsknoty i poczucia winy.
Nieznajoma staruszka zaklina Liliannę, by ta przyjechała do niej na święta i
przyjęła dom, który cioteczna babcia zapisuje jej w spadku. Jaką decyzję
podejmie kobieta?
Kinga
wspiera przyjaciółkę ze wszystkich sił, chociaż ma też swoje problemy. Jej
ukochany, Adam, stawia wszystko na jedną kartę i kupuje pierścionek
zaręczynowy. Jednak Kinga potrzebuje do życia poczucia wolności. Nie w głowie
jej obrączka i pieluchy. Jak zareaguje na niespodziewane oświadczyny? Czy ich
związek przetrwa ciężką próbę konfliktu interesów?
Listy
starszej pani są świetnie napisane i wciągające. Udał się autorce ten zamysł,
by we współczesny czas akcji wpleść wydarzenia sprzed siedemdziesięciu lat.
Wspomnienia staruszki z czasów wojny gładko wpasowały się w tę historię i nie
ukrywam, że bardzo ucieszył mnie ten wątek.
Biorąc
powieść do ręki miałam nadzieję na coś więcej niż pieczenie pierników i
ubieranie choinki. I nie przeliczyłam się. Wielowątkowość nie pozwala znudzić
się lekturą. Na kolejnych stronach czekają tematy związane z chorobą i reakcją
otoczenia na niepełnosprawność, z lękiem przed bliskością i związkiem czy
tęsknotą za rodzinnym ciepłem. Może nie są to sprawy najłatwiejsze, ale autorka
idealnie przeplata codzienne smutki i problemy ze świątecznymi akcentami.
Stworzeni
przez pisarkę bohaterowie są bardzo plastyczni, zróżnicowani i trójwymiarowi. Charakterna
Kinga, która skrywa swoje słabości za twardą skorupą, Lilianna marząca o
miłości i poczuciu bezpieczeństwa u boku ukochanego, tajemnicza cioteczna
babcia, której charyzma wyziera zza każdej literki pisanych listów i Nela, prawdziwe
maleńkie „żywe srebro” z genialnym własnym słownictwem. To nie wszystkie
postaci, które spotkacie na kartach powieści. Są i faceci, rzecz jasna. W tej
kwestii równowaga została zachowana.
Piękny
język i świetna korekta są dodatkowymi atutami tej powieści. I dialogi! Brzmiące bardzo realnie, z humorem lub powagą, wedle potrzeb kolejnych scen. Czytało mi się ją
wybornie i z przyjemnością napotykałam w tekście rzadko używane na co dzień
słowa. Wiecie, na przykład, kim jest basałyk? :-)
Chociaż
finał powieści można by uznać za zamykający, to jednak istnieją wątki, które
mogą mieć swój dalszy ciąg. Z niecierpliwością czekam zatem na drugi tom tej
historii.
Tytuł: „Pod tym
samym niebem”
Autor: Katarzyna
Kielecka
Gatunek: powieść
obyczajowa o zabarwieniu świątecznym
Liczba stron: 302
Wydawnictwo: Szara
Godzina
Moja ocena: 6/6
Książkę
mogłam przeczytać dzięki pewnej Dorotce, za co jestem jej niezmiernie wdzięczna <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)