sobota, 14 grudnia 2019

„Podaruj mi szczęście” Lidia Liszewska & Robert Kornacki - recenzja



Świąteczna powieść autorstwa duetu Lidia Liszewska & Robert Kornacki przeczytana. Nie spodziewałam się szału i może dobrze, bo dzięki temu nie rozczarowałam się tą lekturą. Po zastanowieniu muszę  niestety stwierdzić, że nie wniosła niczego nowego do mojego czytelniczego świata. Jeśli liczycie na świąteczny klimat, to będziecie musieli poczekać do ostatniego rozdziału. I okładka, tak, to jedyne elementy łączące ten tom ze świętami.

Rozdziałów w powieści jest tylko osiem. Na trzystu stronach. Dlatego przygotujcie się na to, że są to rozdziały długie i pełne opisów, a dialogów jest jak na lekarstwo. Zabieg ten sprawił, że akcji praktycznie nie ma, bo zabiły ją wszechobecne opisy stanów emocjonalnych i rozterek bohaterów, ich marzeń i problemów, a także wydarzeń, które miały miejsce w poprzednich tomach tej serii (tak, czas akcji jest tutaj zmienny jak chorągiewka na wietrze i często nie byłam pewna, czy czytam właśnie o czyjejś przeszłości, czy teraźniejszości). Nie jestem zwolenniczką rozkładania na atomy każdej emocji targającej postacią czy dogłębnego analizowania jakiegoś jej problemu na kilku kolejnych stronach, więc taki sposób prowadzenia narracji zdecydowanie nie przypadł mi do gustu. Efekt był taki, że od połowy powieści zaczęłam przeskakiwać wzrokiem kolejne akapity, ale, co ciekawe, nie straciłam wątku.  

Język powieści jest momentami zbyt „kwiecisty”. Przykład? Żeby nie rzucić spojlerem, wspomnę tylko, że bardzo mnie ubawiło, kiedy „leżąca na stoliku komórka zawibrowała i zadźwięczała tradycyjnym sygnałem przychodzącego połączenia telefonicznego”. Nie wiem jak to jest u Was, ale mój telefon po prostu dzwoni. Myślę, że gdyby narracja nie była tak przekombinowana, czytałoby się lepiej.    

Jeśli ktoś nie czytał poprzednich trzech tomów, może mu być trudno zorientować w tych wszystkich opisach dotyczących kolejnych bohaterów i łączących ich powiązaniach. Są to postacie, które w poprzednich częściach swoje przeżyły, a teraz obserwujemy ich obecne życie, ewentualnie towarzyszymy im podczas wracania pamięcią do przeszłości. I właściwie tyle, nic więcej się tutaj nie dzieje, a zakończenie jest bardzo przewidywalne i sztampowe.  

Jeśli miałabym podać plusy, to myślę, że tym razem wreszcie jest nieźle w kwestii korekty, a finałowy rozdział pełen jest pozytywnych akcentów i radosnej atmosfery. Na pierwszy plan wysunęły się czułe relacje rodzinne i przyjacielskie między bohaterami, nawet tymi, którzy do tej pory patrzyli na siebie wilkiem. W końcu magia wigilijnego wieczoru może polukrować każdą znajomość…

Nie będę zachęcać ani zniechęcać Was do lektury. Przeczytałam ten tom, ponieważ znam poprzednie, a nie lubię odkładać niedokończonej serii. Osobiście jednak mam nadzieję, że kolejne tomy już nie powstaną. Jednak to, że mnie nie zachwyciła ta historia nie oznacza, że nie spodoba się i Wam. Wszystko zależy od tego, czego oczekujemy od lektury i o czym lubimy czytać. Dlatego najlepiej przekonajcie się sami, czy Wam przypadnie do gustu. Ale proponuję zacząć od początku serii, żeby mieć pełen ogląd sytuacji fabularnej.


Tytuł: „Podaruj mi szczęście”
Autor: Lidia Liszewska & Robert Kornacki
Gatunek: powieść obyczajowa
Liczba stron: 300
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Seria: Matylda i Kosma, tom 4

Moja ocena: 3/6

 Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)