"Jaskółki z Czarnobyla" to powieść kryminalna, której akcja została umiejscowiona w Czarnobylu i jego okolicach. Nie znam historii katastrofy zbyt dokładnie, tym bardziej byłam ciekawa, jak zostanie ona przedstawiona w książce, której autorem jest francuski nauczyciel geografii i historii. Według mnie pomysł na fabułę jest ciekawy, chociaż w tekście natrafiłam na sporo brutalnych opisów, za którymi nie przepadam. Jednak akcja mnie wciągnęła, a kilka ostatnich rozdziałów czytałam, przebierając nogami z niecierpliwości, aby poznać finał tej historii.
Kiedy uczestnicy jednej z wycieczek turystycznych do dawnej zony znajdują zwłoki mężczyzny zawieszone na jednym z budynków miasteczka Prypeć, nikt jeszcze nie przypuszcza, jak duże kręgi zatoczy sprawa, którą przyjdzie prowadzić kapitanowi Josifowi Melnykowi i jego partnerce, Galinie Nowak. W ciele zabitego mężczyzny policja znajduje wypchaną jaskółkę. Skąd ten ptak w tak dziwnym miejscu? I dlaczego jaskółka? Wkrótce okazuje się, że zmarły to syn niezwykle bogatego i wpływowego Leonida Wiktora Sokołowa, który przed katastrofą w Czarnobylu piastował wysokie stanowisko w partii w Prypeci i tam również mieszkał z rodziną. Melnyk i Nowak rozpoczynają śledztwo. Obojgu im zależy na szybkim znalezieniu mordercy, ponieważ mają nadzieję, że to pozwoli im uzyskać przeniesienie do innego miasta, z dala od promieniowania.
Aleksander Rybałko to były milicjant, który pewnego dnia otrzymuje od Wiktora Sokołowa propozycję nie do odrzucenia. Mężczyzna chce, by w zamian za sporą sumę Aleksander poprowadził prywatne śledztwo i odkrył, kto jest zabójcą jego syna. Czy jednak tylko o to chodzi? Jaką decyzję podejmie Rybałko?
Tło społeczno-obyczajowe dla wątku kryminalnego zostało stworzone z dbałością o szczegóły, ale opisy dotyczące samej katastrofy i jej następstw nie przytłaczają. Historii jest w sam raz, przynajmniej dla mnie. W osiemdziesiątym szóstym miałam zaledwie kilka lat i nic nie pamiętam z atmosfery związanej z katastrofą. Dzięki krótkim i treściwym opisom mogłam śledzić wątki kryminalne, uzupełnione o ówczesne nastroje i klimat tamtej epoki. Dało się odczuć tragedię mieszkających tam kiedyś ludzi, ciężki nastrój wciąż panujący w tym miejscu i wszechobecny lęk przed promieniowaniem.
Wspomniałam o wątkach w liczbie mnogiej, ponieważ kolejne rozdziały przenoszą nas między śledczymi. Jest to świetny pomysł, pozwalający czytelnikowi obserwować zarówno działania duetu policyjnego, jak i prywatne śledztwo byłego milicjanta. Fragmenty, w których dwie drużyny się spotykają, podnoszą ciśnienie. Autor wie, jak stopniować napięcie. Ostatnie rozdziały pochłonęłam w tempie błyskawicznym. Ile się na tych stronach wydarzyło! Wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. Jeśli nie odrzucają Was dość realistyczne opisy tortur, którym zostały poddane ciała ofiar, zdecydowanie polecam Wam ten kryminał.
Moja ocena: 6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)