Wisłowice to wieś jakich wiele można spotkać w Polsce. A nie, chwila, jednak nie do końca. Wsi spokojna, wsi wesoła... no, może tak, ale jednak jest to zupełnie inna osada niż te, które znamy. Jedynym akcentem łączącym to miejsce ze współczesnością są telefony w każdym domostwie, traktowane jak zło konieczne. Poza tym jest to wioska jakby całkowicie wyrwana ze średniowiecza, z wodą w studniach i bez elektryczności. Dostępny jest jeden sklep z towarami, w zapyziałej chatce mieszka lecząca wszystkich Zielarka, a katolickie obrzędy mieszają się ze słowiańskimi tradycjami.
Wśród mieszkańców Wisłowic wyróżnia się rodzina Sosnów: Jadwiga, Zdzisław i ich córka Barbara. Zadziorna Baśka niczego się nie boi, co nie zawsze wychodzi jej na dobre, Jadwiga zaś robi wszystko, by córka zachowywała się właściwie, bo "co ludzie powiedzą", no i Zdzisław, swój chłop, taki że do rany przyłóż. Nie da się również pominąć Genowefy Obszczydupki, której córka zostaje pewnego razu napadnięta. Dziewczynę odnajduje sąsiad Sosnów w Zagajniku Rucały i przenosi ją do chaty Zielarki. Andżelika kilka dni leży nieprzytomna, a wszyscy w napięciu czekają na jej przebudzenie. Przecież musi wyjaśnić, co się stało i kto ją napadł. Niestety, nie dość, że nastolatka po ocknięciu się nic nie pamięta, wioskę obiega wieść o napaści na kolejną młodą dziewczynę. Zaczyna się robić niebezpiecznie, szczególnie, że ślady wskazują na to, iż złoczyńcą może być... wilkołak. Sołtys Nałęcki postanawia sprowadzić policjanta z miasta, co nie podoba się mieszkańcom. Nie mają zaufania do "miastowych", a kiedy do Wisłowic przybywa komisarz Radzkin, nawet sam sołtys zaczyna żałować swojej decyzji...
Spośród wszystkich bohaterów powieści najbardziej irytowała mnie swoim zachowaniem Jadwiga, natomiast mój zdecydowany faworyt to grabarz. Jego sposób wysławiania się i zaloty do Zielarki to mistrzostwo świata :D
Lubię książki z motywem słowiańskim i czytam każdą, która wpadnie mi w ręce. Byłam ciekawa, jak udał się autorce ten debiut. Muszę przyznać, iż mimo prawie 650 stron jest to historia lekka i nieskomplikowana. Większość tekstu to dialogi bohaterów, zatem akcja toczy się wartko. Język, którym posługują się postacie, nie jest współczesny w stu procentach. Autorka wykorzystuje sporo zwrotów, przysłów i dawniejszych słów, dzięki czemu toczone rozmowy również przyczyniają się do tworzenia klimatu dawnych lat. Do tego należy dorzucić opisy wsi i jej pozostałych mieszkańców oraz ich emocji, skutki podejmowanych decyzji, zatargów i wszelkich mechanizmów, mających miejsce w zamkniętych grupach społecznych, takich jak Wisłowice.
Ucieszyłam się, że finał autorka postanowiła zrobić zamknięty, bo nie przepadam za otwartymi zakończeniami. Nie zmienia to jednak faktu, że ostatnie zdania wywołują ciekawość dalszymi losami bohaterów, więc z niecierpliwością będę czekać na drugą część tego cyklu. I mam nadzieję na trochę więcej słowiańskości, bo tutaj było jej jak dla mnie trochę za mało.
Moja ocena: 5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)