Trzecia powieść Adama Dzierżka już za mną. Jakie wrażenie wywarła na mnie ta nowa historia i jej bohaterowie? Wciąż zastanawiam się, ile punktów powinna ode mnie otrzymać i wychodzi na to, że muszę rozdzielić ocenę. Jeden zestaw punktów powinna otrzymać fabuła, wątki i finał, a drugi - redakcja i korekta, która w tej powieści ewidentnie przespała to i owo. Ale po kolei...
Maksymilian Mejza to były policjant, który aktualnie rozpoczyna karierę prywatnego detektywa. Kiedy powoli traci już nadzieję na to, że ktokolwiek da mu jakieś zlecenie, zgłasza się do niego mężczyzna, który prosi o odnalezienie córki i jej dziecka. Sprawa wydaje się prosta, więc Mejza przyjmuje ją i wyrusza do miejsca, gdzie może przebywać poszukiwana dziewczyna. Zanim jednak Maks rozpocznie śledztwo, spadnie mu z nieba pod same stopy kobieta, niestety ze skutkiem śmiertelnym, a w pewnej szkole rodzenia konserwator zabije ciężarną. Co łączy te wydarzenia?
Atmosferę w powieści można określić jako duszną i przytłaczającą. Mała miejscowość i zmowa milczenia wśród lokalsów robią klimat. I niesamowita postać księdza, prezentująca kompletnie odmienny niż ten tradycyjny obraz duchownego. Do tego podejrzana "wioska", w której dzieją się dziwne rzeczy i psychiatra, który bardziej szkodzi niż pomaga. Jak dla mnie same plusy i duża motywacja, aby z zapartym tchem gnać przez kolejne rozdziały.
Oprócz Maksa mamy tu kilka innych postaci, które mogłyby być trochę bardziej rozbudowane. Na przykład policjantka Ewa. Wydawało mi się, że mogłaby wnieść trochę więcej do śledztwa Mejzy, a tymczasem autor przede wszystkim sparował ją romansowo z pewnym młodym dziennikarzem. Moje serce natomiast skradła jedna z postaci pobocznych, sześcioletnia dziewczynka, Julka. Bohaterka ta należy do obyczajowej warstwy powieści. Mieszka z rodziną naprzeciwko Maksa i pojawia się zaledwie kilka razy, ale przynosi ze sobą jakiś rodzaj ciepła. Moja ulubiona scena jest związana właśnie z nią i Maksem.
Muszę jeszcze na koniec napisać słowo o redakcji i korekcie, o których wspomniałam na początku. Jeśli jesteście wrażliwi na poprawność językową, to uzbrójcie się tutaj w cierpliwość, bo trochę znajdziecie w tekście przeróżnych "babolców". Nie wiem, dlaczego tak się stało. Wydaje mi się, że w poprzednich dwóch powieściach autora nie odnotowałam tylu językowych wtop. Książkę uratowała ciekawa fabuła i pogmatwane wątki, bo jak ciągle trafiam na jakieś błędy, to trudno mi się skupić na lekturze i chęć doczytania do końca maleje. Tym razem zależało mi na tym, by poznać finał tej historii i nie żałuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, zapraszam częściej i pozdrawiam :-)